[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszli z biura na skwer i skierowali się na miejsce, gdzie odbywał sięapel.Douglas Lovell zarządził, by niedzielne przeglądy odbywały się o 11.30,w największy upał, tak by ochotnicy mogli przywyknąć do najgorszych wa-runków klimatycznych. Myślałem już o tym. Gerald pacnął czapką psa, który przybłąkał sięz jakiegoś domostwa kulisów. Teraz, gdy Betty jest przy nadziei, dałbymwszystko, żeby była bezpieczna i jak najdalej stąd.Ale ona nie wyjedzie.Gdyjej to zaproponowałem, tak się wzbraniała, że dałem spokój. Ach, te kobiety! powiedział Bill z udawaną rozpaczą, dając do zro-zumienia, że zna doskonale talent przedstawicielek słabej płci do prześladowa-nia mężczyzn swoją słabością. Powiedziała, że zupełnie by się załamała, gdyby musiała mnie opuścić przyznał Gerald z dumą. Ona ma swoje racje.Do domu nie może terazwrócić, a gdybyśmy wsadzili ją na jakiś statek do Kolombo, Johannesburgaczy jeszcze gdzie indziej, zamieszkałaby u moich krewnych, którzy są dla niejzupełnie obcymi ludzmi.Betty po prostu tego by nie zniosła.Jest taka delikat-na.Na udeptanej darni czterdziestu mężczyzn równało w szeregu.Mieli nasobie coś w rodzaju mundurów, w rękach trzymali łopaty, kije i atrapy karabi-nów wycięte z pudeł ze sklejki.LRT To sami Chińczycy? spytał Bill, wreszcie zdobywając się na wysiłekwłożenia okularów. Przeważnie.Jeden czy dwóch kierowców, kilku Malajczyków.Więk-szość z nich ma chyba wszystko w nosie.Gerald, który był kapitanem tego oddziału oberwań- ców, przechadzał sięwzdłuż szeregu krokiem dumnego pawia, przekonany o swej ważności, i przy-gotowywał się do wydawania komend. Trudno ich za to winić, w końcu to nie ich wojna powiedział Tread-well. Kulisowi wszystko jedno, kto jest jego panem. Nie zrozum mnie zle, Bill.Tamilów nie winię za nic, zupełnie się z to-bą zgadzam.Ale po Malajczykach można by było się spodziewać, że powstanąi będą walczyć.W końcu to ich cholerny kraj.Od Brytyjczyków zaznali wieledobrego.a teraz nie ruszą nawet palcem. Zatrzymał się na skraju zniwelo-wanego terenu. To co, nie przyłączysz się do nas? Może masz ochotę na parę ćwiczeń,by zaostrzyć sobie apetyt przed lunchem? Nie ma mowy, stary.Zadaniem wywiadu jest iedynie obserwacja, a niezaangażowanie się w walkę z wrogiem. Zasalutował i z ironicznym wyra-zem twarzy rozparł się na ławce stojącej w cieniu drzew.Przyglądał się, jakGerald maszeruje sztywnym krokiem w kierunku sierżanta, który wydał na-tychmiast podwładnym komendę Baczność!"Godzinę pózniej zlany potem Gerald wrócił do domu, by się przebrać, poczym wyruszył z Betty i Billem zrytą koleinami drogą do domu Jamesa.Ostat-nim nabytkiem Geralda, który napawał go wielką dumą, był Ford kupiony odinnego młodego asystenta na samym początku wojny.Prowadził go teraz za-wadiacko po wyboistej drodze z ubitej czerwonej ziemi.Strumienie wodyspływające ze zbocza po każdej burzy żłobiły na drodze głębokie rowy.LRT James, leniwy draniu, ruszaj się! wrzasnął Gerald na powitanie,wchodząc na schody werandy.Ale zamiast Jamesa ukazał się Ahmed, jego słu-żący, który wybiegł ze swego mieszkania. Tuan Bourton prosi o wybaczenie, tuan.Pojechał dziś rano do Kam-pong Malim, załatwić sprawy związane z obroną.Powiedział, że wróci w po-łudnie.Tuan Anderson właśnie przyszedł.Przysadzisty doktor i jego żona siedzieli w cienistym wnętrzu i pili drinki. Aadne rzeczy! Zaprasza przyjaciół na lunch, a potem daje nogę! Ge-rald zapadł się w wiklinowy fotel i gestem wskazał pozostałym, by zrobili tosamo. Powiedzcie mi, czy dżentelmeni tak postępują? Służący patrzył jak ogłupiały, bo James nie wydał żadnych dyspozycjiw związku z lunchem powiedziała Jean Anderson i sztywnym ruchemskrzyżowała swe chude nogi. Przypuszczam, że pognał gdzieś i po prostu onas zapomniał.Niedzielny lunch nie wymagał właściwie jakichś specjalnych dyspozycjize strony Jamesa.Mieszkańcy plantacji jadali u siebie na zmianę, ale menu by-ło zawsze takie samo.Podawano kurczaka w ostrym sosie, ryż, półmiski wy-pełnione kokosami, bananami, korzennym sosem i posiekanymi warzywami.Na deser serwowano lody i owoce.Zjawił się Ahmed i przyniósł tacę z pahit, czyli rozcieńczonymi letnią wo-dą koktajlami z dżinu i gorzkiej angostury.Popijano go zwykle przed posiłka-mi. Już nigdy nie pozwolę mu się nazwać nieokrzesanym mieszkańcem ko-lonii powiedział Bill, wznosząc kielich w górę. Wasze zdrowie, kapitanie, doktorze.I za przyszłe pokolenie. Bettyspłonęła rumieńcem, gdy na nią spojrzał.Dopiero miesiąc temu doktor Ander-son stwierdził, że Betty jest w ciąży, i jeszcze nie przywykła do roli przyszłejmatki.Prawie przez cały dzień odczuwała mdłości z nerwów i innych powo-dów.Anderson był jedynym mężczyzną, z którym czuła się nieskrępowana.WLRTtowarzystwie lubił blagować i zachowywał się jowialnie, ale gdy znajdowalisię sam na sam, był bardzo taktowny i potrafił ją uspokoić.Dotyk jego małychdłoni, tak delikatnych, pewnych i chłodnych, sprawiał, że potrafiła się odprę-żyć.Odgadywał wszystkie lęki czy niedomagania związane z jej stanem i Bettyzdawało się, że jej ciąża jest rozkosznym sekretem, który tylko z nim możedzielić.Doktor Anderson naprawdę się nią przejmował.Chociaż była zdrowa i zdziecięcym zaufaniem stosowała się do wszystkich zaleceń, jej brak równowa-gi emocjonalnej niepokoił go o wiele bardziej niż stan fizyczny.Polecił jej, byuczęszczała na zajęcia z pierwszej pomocy, i z zadowoleniem zauważył, żepraca koi jej niepokój.Mężczyzni przeskakiwali z tematu na temat, naumyślnie omijając wszelkieistotne kwestie ze względu na obecność kobiety.Nieśmiałość Betty obezwład-niała całe towarzystwo.Perspektywa wystraszenia tej kruchej istoty wydawałasię tak przerażająca, że mężczyzni automatycznie zachowywali się jak w poko-ju dziecinnym.Bill chaotycznie opowiedział historię o swoim spotkaniu z tygrysem.Na-tknął się na śpiącą bestię w samym sercu dżungli i niemal się o nią potknął. Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony, ja czy tygrys zakończył ześmiechem.Zawsze tak kończył tę anegdotę, a Gerald, który słyszał ją już nie-jednokrotnie, otrząsnął się z przygnębienia i powiedział z rozdrażnieniem: Cholerny James! Jak długo zamierza tam jeszcze sterczeć? Przecież natym jego motorze można przejechać całą trasę w pół godziny.Zaczęła ogarniać ich nuda, jak kłęby białej pary, unoszące się po deszczunad dżunglą.Dla Betty bezczynne życie memsahib było niemal komfortem.Upały, rozleniwienie, jednostajny krajobraz i wciąż to samo towarzystwo za-pewniały jej poczucie bezpieczeństwa, bo była w stanie przewidzieć, co spotkają w najbliższym czasie.W ciszy, która zapadła, dało się słyszeć ciche po- gdakiwanie kury, którałaziła w purpurowej gęstwinie trzciny kwiatowej, rosnącej przy schodach.LRTGdy służący zaserwował kolejne szklaneczki pahit, doktor polecił mu, byprzyniósł trochę chleba.Po chwili chłopak wrócił z malajskim pieczywemdrożdżowym, które wyglądało jak spłaszczone bułeczki. Czy widzieliście kiedyś pijane kury? spytał Anderson, mrugając le-wym okiem.Jego ogorzała od słońca twarz była pokryta głębokimi bruzdami, agdy puścił oko, zdawało się, że połowa twarzy zniknęła w siateczce zmarsz-czek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]