[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.36 Lecz w tejże chwili piękna dziewczyna, w białej, porannej odzieży, wysoka i silna,przedarła się przez las uzbrojonych ramion i obu rękoma chwytając mordercze bronie,usiłowała od piersi brata je usuwać.Nie zdołałaby tego dokonać, lecz rozsypały się jej odgłowy do kolan niedbale przedtem zwinięte włosy złote i z szerokich rękawów odzieżywychyliły się przedramiona jak alabaster białe.Kilka grubych głosów śmiać się i wołać zaczęło:- Ech, krasotka! Bieleńkaja! Prelest' kakaja! Pagodi! Dostanie się i tobie! Atstupis, a topocełuju!Wtedy stało się coś nadzwyczajnego.Siwa kobieta w czarnej sukni jak ptak zleciała zganku i leciała przez dziedziniec ku ogrodowi, z rozpostartymi ramionami, z twarzą jakchusta białą, z jednostajnym wciąż, ustawicznym, coraz głośniejszym wołaniem:- Gdzie kapitan? Gdzie kapitan! - Przed tym krzyczącym widmem rozstępowały się lubuchylały z drogi gromady pijanych ludzi, aż u wejścia do ogrodu przed dwoma nadchodzą-cymi oficerami stanęło i ze splecionymi u piersi rękoma powtarzać zaczęło po wiele razy,nieskończenie.- Panie kapitanie! Moje dzieci! Moje dzieci!Teraz i oni już z dala dostrzegli.Rozpalone od trunku i wzburzonych namiętności twa-rze żołnierzy, ostrza bagnetów ze wszech stron skierowane ku opartemu o słup ganku mło-dzieńcowi, piękna dziewczyna, cała w splątanych złotych włosach, szarpiąca się w ramio-nach rękawami munduru okrytych.Dwaj różni ludzie, dwa różne wrażenia.Po smagłej twarzy kozackiego setnika przeleciały błyskawice uśmiechów swawolnych isrogich, czerwone usta niedbale rzuciły do towarzysza słowa.- Niczewo siebie barysznia! Stoit ruskago satdata!Ale dowódca roty pieszej słów tych nie słyszał.Szerokimi ramionami jego wstrząsnęłodrgnienie i krew falą gwałtowną rzuciła się mu do bielszego do policzków czoła.- Ech! czort wazmi! Napilis! Nieszczastje budiet!  wykrzyknął i z twarzą, na którejgniew walczył z przestrachem, kroku przyśpieszył.Przyśpieszał go ciągle, aż biec zaczął,biegnąc wpadł na wschody gankowe i zaryczał.Bo ryczenie to było raczej niż krzyk,grzmot to był głosu przeciągły i wyrzucający z piersi grad wyrazów obelżywych i grożą-cych.Jedną ręką pałasz z pochwy do połowy wysuwając, drugą ku dziedzińcowi wyprężał.- Precz! precz! precz! do wozów i koni! Gotować się do odjazdu! Minuta, dwie minutyi ganek opustoszał.Po twarzy kapitana ściekały strugi potu, ocierał je chustką, mruczącjeszcze niezrozumiałe połajania i przekleństwa.Wzruszenie, którego doznał, i wysiłek,którego dokonał, musiały być wielkimi.Siwa kobieta, kryjąca dotąd u czarnej swej sukni wzburzoną i rozpłakaną twarz córki,zbliżyła się teraz do człowieka, który uratował życie i cześć jej dzieci.Drżąca jeszcze i jakpapier blada szepnęła: Dziękuję.On oburkliwie zamruczał: Nie za czto! nie ssą czto! To moja powinność!Potem ruchem porywczym zwrócił się do młodego gospodarza domu i głosem szorst-kim, ale nie podniesionym, nie gniewnym, mówić zaczął: Oj, wy bezumcy! co wy narobili! Ot nieszczęście! Ale sami.sami.sami wy win-ni.bezumcy wy! ślepcy! obłąkańcy!Wstrzymał się, obejrzał za siebie i ujrzawszy stojącego w pobliżu setnika Kozaków naniego i innych zawołał, aby żołnierze gotowali się do odjazdu, aby za minut dziesięć bylina wozach i na koniach, rozkazywał.37 Setnik, niższy rangą, podniósł rękę do czoła, salutował, lecz w celu spełnienia rozkazunie odszedł, kobieta zaś w czarnej sukni, już nieco uspokojona, znowu do kapitana prze-mówiła:- Panie! Uratował pan dzieci moje.od rzeczy strasznych.Pragnę wiedzieć, komuwdzięczność jestem winna.jakie jest pana nazwisko?Rzecz dziwna! Słowa te, głosem łagodnym i od wzruszeń doznanych drżącym wymó-wione, jakby czymś twardym czy ostrym w kapitana ugodziły.Znowu pod suknem munduru zatrzęsły się jego szerokie ramiona i znowu fala krwi ażpo brzegi płowych włosów zalała mu czoło.Z ponurym błyskiem oczu, szorstko i szybkoodrzucił:- Na czto wam moja famiija? Co wam do tego?Setnik kozacki, zamiany słów tych słuchając, miał na ładnej, smagłej twarzy uśmiechzagadkowy i przez ogniste oczy jego, utkwione w twarzy kapitana, przemknął błysk zja-dliwego szyderstwa.Potem znowu przed starszym rangą towarzyszem stanął w wyprosto-wanej postawie, z ręką do czoła podniesioną.- Mam honor donieść, że żołnierze strawy jeszcze nie zjedli i że należy się im.- Na konie wsiadać! Do wymarszu! Słuszat'! - krzyknął kapitan i setnik z ganku za-wołał:- Na koń! Marsz!Kapitan na gospodarza domu ani na dwie stojące przy nim kobiety nie spojrzał, czapkijednak, posępnie w ziemię patrząc, uchylił, ciężkim krokiem z ganku zszedł i na przygo-towanego mu konia wsiadłszy, z wolna pomiędzy ruszający się tłum żołnierzy wjechał.W kilka minut potem dziedziniec był już pusty.Jeszcze jakiś zapózniony wóz szybkopod stajniami przejechał, jeszcze za sztachetami, za budynkami przebiegły jedne, drugiestraże kozackie z posterunków zjeżdżające, jeszcze od oddalającego się i sznurem na dro-dze wyciągniętego wojska dochodził poszum głosów ludzkich, z turkotem wozów i tęten-tem nóg końskich zmieszany, ale dziedziniec pusty był i nie było w nim nikogo opróczzdeptanych muraw, połamanych krzewów i kwiatów, błyszczących okruchów, porozbija-nych naczyń, kałuż rozlanego trunku i podnoszących się nad tym wszystkim smrodliwych,ohydnych wyziewów.Piękna dziewczyna z roztarganymi włosami i nabrzmiałą od płaczu twarzą rzuciła sięku matce, ręką na las wskazując.- Mamciu! Oleś tam! I oni tam poszli! W ręce im wpadnie! zabiorą.może zabiją!.IIAleksander Awicz miał lat dwadzieścia pięć, budowę ciała kształtną i silną, wyrazisterysy twarzy i wśród smagłej cery ciemnego blondyna piękne, szafirowe oczy.Przed rokiem wrócił ze stolicy państwa, gdzie ukończył jakieś nauki wyższe, do swejniedużej, lecz ładnie pomiędzy las i jezioro rzuconej wsi rodzinnej, w której zamieszkał.W rodzinie i szerokiej okolicy nazywano go wesołym Olesiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Martin Folly Historical Dictionary of U.S. Diplomacy from World War I through World War II (2010)
  • Cathy J. Cohen Democracy Remixed, Black Youth and the Future of American Politics (2010)
  • Steven Green The Second Disestablishment, Church and State in Nineteenth Century America (2010)
  • C. Scott Dixon Protestants, A History from Wittenberg to Pennsylvania 1517 1740 (2010)
  • Mark Ribowsky The Supremes; A Saga of Motown Dreams, Success, and Betrayal (2010)(2)
  • Kevin T. McEneaney – Russell Banks, In Search of Freedom (2010)
  • 2010 The Emperor's new drugs Kirsch
  • GLOBAL FREEMASONRY 2010
  • KÄ…kolewski Krzysztof Sygnet z JastrzÄ™bcem
  • Christie, Agatha Zabojstwo Rogera Ackroyda
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ayno.opx.pl