[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo był dotego stopnia zdenerwowany, że o niej zapomniał, albo uznał, że munie zagraża i nigdzie nie ucieknie, bo nie miała dokąd, a on byłuzbrojony.Kate wydała ciche westchnienie ulgi, gdy pistolet przestałnaciskać na jej szyję.- Oni tylko cię zwodzą.- Drugi nie dawał za wygraną.- Niedostaniesz go.- Wcale mnie nie zwodzą.Helikopter przyleci.Wiedzą, żeinaczej ją zabiję.- No dobrze, wykończysz ją i co będziesz z tego miał? W tensposób nas stąd nie wyciągniesz.Na to nie było dobrej odpowiedzi.Pomarańczowy Kombinezonwiedział to najwyrazniej równie dobrze jak Kate, bo zawahał się,zanim odpowiedział.Wyczuła w nim nagłą niepewność, złość,rosnący strach.Napięcie między mężczyznami wręcz elektryzowałopowietrze.- Chcą jej żywej, więc dadzą mi wszystko.- Ale już nie wydawałsię taki pewny.- Mówisz, że przyślą ci helikopter.Jak się do niego dostaniesz?70RS-Co?- Jak się do niego dostaniesz? Gdzie on będzie?- Powiedziałem im, by czekał na dachu.- Tam jest lądowisko.- Drugi zdawał się myśleć na głos,rozważając możliwości.- Ale jak się dostaniesz na dach, żeby cię niezałatwili?- Użyję jej jak pieprzonej tarczy.I powiem im, że jeśli zobaczęjakiegoś glinę, choćbym tylko poczuł jego zapach, rozwalę jej łeb.- Nic z tego.- Drugi potrząsnął głową.- Co, u diabła, chcesz powiedzieć?- Za daleko.Trzeba by przedrzeć się do windy, wydostać nadach, wyjść i przebiec do helikoptera.Z nią.Snajperzy dopadną cięjak nic.Pomarańczowy Kombinezon trząsł się cały z wściekłości ifrustracji.Przestępował z nogi na nogę i groznie machał rękami.- Może ty masz lepszy plan? Co? Wykombinowałeś colepszego? Jeżeli tak, to gadaj.- Pewno, powiem - odparł drugi.- Mam lepszy plan.To znaczy,dla mnie.Kate nawet nie zauważyła ruchu jego ręki.Rozległ się huk iPomarańczowy Kombinezon upadł na ścianę tuż obok niej, uderzająctak mocno w tynk głową, że aż się odbiła.Serce w niej zamarło,odskoczyła do tyłu.Z szeroko otwartymi oczami wrzasnęła takgłośno, że jej krzyk echem odbił się od ścian.Z niedowierzaniempatrzyła, jak usta Pomarańczowego Kombinezonu otwierają się, jakby71RSchciał coś z siebie wyrzucić, ale nie rozległ się z nich żaden dzwięk.Potem osuwał się w dół po ścianie jak miękka szmaciana lalka, ażusiadł na podłodze, z rozrzuconymi przed sobą nogami.Oczy miałwciąż otwarte, usta także, głowa przechyliła się na bok i bezwładnieopadła na ramię.Jeszcze zanim Kate zobaczyła krew wypływającą muz ust i czerwień na przodzie kombinezonu, wiedziała, że porywacz jużnie żyje.Zwróciła przerażony wzrok na tego drugiego.Spoglądał zkrzywym uśmiechem w dół, na swojego kolegę, w ręce trzymał broń,z której dopiero co wypalił.Woń prochu i świeżej krwi uderzyła Katew nozdrza w tym samym czasie, gdy jego oczy napotkały jej wzrok.Poczuła lód w żyłach.Nie mogła złapać tchu.- Hej, Kici-kotku - powiedział.- Nie ma się czego bać.Cóż to,nie pamiętasz starego kumpla Maria?72RSRozdział 6Tomowi nawet nie drgnęła dłoń, gdy podnosił słuchawkę.Panował nad oddechem.Nogi mu nie drżały, nie mrugnął okiem, niepocił się.W jego wyglądzie nic nie zdradzało ucisku, który czuł wżołądku, łomotu serca ani rozsadzającej mu żyły adrenaliny.Wszyscy oni - mała grupka policjantów i zastępców szeryfa,zgromadzona wraz z Tomem wokół telefonu woznego sądowego,przez który porozumiewano się z sali sądowej z funkcjonariuszaminadzorującymi więzniów - właśnie usłyszeli stłumiony odgłoswystrzału w głębi korytarza.Tom pomyślał o Kate White, szczupłej iślicznej z tymi skandynawskimi, jasnymi włosami i cerą bez skazy, oszerokich, błękitnych oczach, teraz bezbronnej niczym myszka włapach głodnego kocura, i poczuł, jak przewracają mu się wnętrzności.Czyżby zginęła?A co z Charliem, którego dotąd nie udało mu się odszukać?Gdyby znajdował się gdzieś w sądzie, przedarłby się przez kordon ijuż by z nimi był.Czyżby nie żył?Ta możliwość doprowadzała Toma do szaleństwa.Goniec wpodziemiach uważał, choć nie do końca był pewien, że podoprowadzeniu więznia do budynku Charlie eskortował go napierwsze piętro.Zamiast biec przez ten sam labirynt korytarzy,którymi musiał iść jego brat - zresztą Tom i tak nie posiadał73RSpotrzebnej przepustki - wybrał łatwiejszą, ogólnie dostępną drogę napiętro.Właśnie wyskoczył z windy z dwoma zastępcami szeryfa,wezwanymi przez Johnsona, gdy usłyszał pierwsze strzały oddane wsali rozpraw numer 207.Musiał przebić się przez tłum ludziwybiegających z budynku, którzy pędzili, jakby goniła ich samaśmierć.Gdy nie odnalazł Charliego w sali sądowej, złe przeczucia codo losu brata nabrały intensywności.Ale w tej chwili na pierwszym miejscu jego powinnością był losKate White.- Jeśli nie da jej telefonu, będziemy musieli przyjąć, żeprawdopodobnie ją zastrzelił, czyż nie? - zauważył Mitch Cooney.Przysadzisty, łysiejący zastępca szeryfa był aż szary na twarzy.Zmierć tylu przyjaciół i kolegów funkcjonariuszy mocno go dotknęła.Ale tak jak pozostali z grupy zebranej wokół Toma, nadal trzymał się,nadal był na służbie, nadal wykonywał swój obowiązek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]