[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemiała zamiaru robić omletu.Przygotowała kanapki nazimno, frytki i mrożoną herbatę. Trudno mi sobie wyobrazić, że lubisz TomaMacnamarę rzuciła w kierunku Coopa, układając natacy kanapki. Nie jest w twoim typie, podobnie zresztąjak w moim.Coop uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Wiesz, o co mi chodzi dodała. Nie znam Macnamary na tyle dobrze, by móc mieć onim wyrobioną opinię, ale powiem ci coś, Tracy.Podobami się to, co dla ciebie robi. Co? Jesteś szczęśliwa i ożywiona.Stałaś się jakbybardziej dziewczęca. Boże, co ty wygadujesz. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.Nabrałaś blasku,Tracy.Myślę, że Macnamara podwyższa ci poziomadrenaliny.To bardzo miłe z jego strony. Natychmiast przestań, Coop.Jesteś śmieszny.TomMacnamara wywołuje we mnie tylko złość, poza tym niema na mnie żadnego wpływu. Ach tak? To dlaczego wkładasz serwetki do lodówki?W czasie lunchu Coop i Tom prowadzili przyjacielskąpogawędkę, podczas gdy Tracy tylko od czasu do czasuwtrącała jakieś słowo.Jedli w ogrodzie.Był to pomysłToma, a Coop natychmiast go podchwycił.Tracy nakryłajuż do stołu w kuchni i była zła, że pokrzyżowali jejplany.Narzekała, że nie ma czasu, ale ustąpiła, co tylkospotęgowało jej złość. Pójdę już wstała nagle od stołu. Bawcie siędobrze, dolejcie sobie herbaty, ja się spieszę. Szybkozabrała ze stołu swój talerz i szklankę. A dokąd idziesz? spytał Coop. Nie mamy nic wplanie do drugiej, do przyjścia Glorii Buchanan. Wiem, Coop. Rzuciła mu lodowate spojrzenie.Mam więc dość czasu, by skoczyć do Cowana po próbkitkanin, które zamówiłam. Próbki tkanin? Myślałem, że już wszystkie. Nie, nie mamy jeszcze wszystkich przerwała mu zirytacją. I naprawdę nie mam czasu na dyskusje.Tom wstał, strzepnął okruszki z szarych spodni, zabrałnakrycie. Pojadę z tobą.Muszę odebrać tapety. Jedz spokojnie powiedział słodko Coop. Japozmywam.I nie martw się, jeśli się trochę spóznisz.Zajmę się panią Buchanan. A dlaczegóż bym nie miała oszczędzić ci fatygi?Mogę odebrać te tapety. Tracy zwróciła się do Toma. Nie, dziękuję odparł po chwili zastanowienia.Pojadę sam.Obejrzę również próbki.Rebeka chce mieć wswoim pokoju nowe zasłony.Wezmę parę próbek, żebymiała z czego wybrać.Może i moja siostra na coś sięzdecyduje. Dobrze, ale nie będę miała za dużo czasu zapowiedziała Tracy. Macie ponad godzinę rzucił Coop.Tom chciał wziąć swój samochód, ale Tracy uparła się,że pojadą jej autem.Za wszelką cenę chciała byćniezależna.Tom wydawał się ubawiony jejgwałtownością, ale nie zamierzał się przeciwstawiać.Do Cowana było około dwudziestu minut jazdy.Przezpierwsze dziesięć jechali w całkowitym milczeniu.Tracyze wzrokiem wbitym w szosę.Tom co chwila spoglądałna nią ukradkiem.Za kolejnym razem nie wytrzymała irównież na niego popatrzyła.Ich spojrzenia spotkały się.Tom uśmiechał się.Z trudem się powstrzymała, by niespytać, o czym myśli, ale nie była pewna, czy naprawdęchce to wiedzieć.Sama jazda samochodem z Tomem,ekscytujący zapach wody po goleniu, widok jegoprzystojnej twarzy i muskularnego ciała wywołały w niejtakie emocje, jakich od dawna już nie zaznała.Przeniosła wzrok na szosę.Milczała.W pewnej chwiliTom delikatnie dotknął jej ramienia. Muszę ci coś wyznać powiedział cicho. Nie mamżadnych tapet do odebrania. Co takiego? Skłamałem.A nowe zasłony do pokoju Rebekikupiłem, gdy tylko sprowadziliśmy się. Ach, tak. Pomyślałem sobie, że jeśli spędzimy razem paręchwil, uda nam się znowu dokonać zawieszenia broni. A na mnie nie czekają żadne próbki przyznała siępo krótkiej chwili Tracy z lekkim uśmieszkiem na ustach. Ach, tak. Skłaniałam popatrzyła na niego z zakłopotaniem. Dlatego, że wciąż cię drażnię? Tak. To trochę głupio jechać do Cowana, skoro żadne znas nie ma tam nic do załatwienia. To prawda.Chyba zawrócę. Zatrzymajmy się.Tracy zwolniła pedał gazu.Ucieszyła się z propozycjiToma. Podjedz jeszcze kawałek powiedział.Zatrzymamy się przy starym cmentarzu.Jest tam pięknaścieżka prowadząca do strumyka.Zabrałem tam kiedyś naweekend Rebekę.Co prawda, mówiła sobie, że to kiepski pomysł, że niema realnej możliwości na trwałe pojednanie z TomemMacnamarą, ale podjechała na wskazane miejsce izaparkowała.Tom wysiadł pierwszy, jak gdyby się bał, żeTracy może zmienić zdanie, i podszedł do drzwiczekkierowcy, by pomóc jej wysiąść. Robi się ciepło stwierdził, ściągając sweter ipodwijając rękawy koszuli.Po chwili i Tracy zdjęłablezer.Przez pewien czas szli wzdłuż cmentarza, studiującnapisy na nagrobkach i zastanawiając się, kim mogli byćspoczywający tu ludzie.Wreszcie Tom skierował się kuścieżce prowadzącej do strumyka.Kolory i cienie lata wydawały się w blasku słońcaszczególnie wyraziste.Krajobraz przypominał Tracydekorację teatralną. Pięknie, prawda? Tom wziął ją za rękę.Wydawałosię to czymś tak naturalnym, że nawet się nie wzbraniała. Tak, pięknie.Mało kto zna ten zakątek.Ciekawe, jakgo odkryłeś? Dawid powiedział o nim Rebece.Ale nikomu o tymnie mów, niech to będzie nasza tajemnica.Było coś tak intymnego w jego słowach, w brzmieniugłosu, że Tracy poczuła nagle, jak ogarnia ją falapodniecenia.Dotyk jego ręki elektryzował.Popatrzyła na niego, ichoczy spotkały się na moment.Zwolnili kroku.Gdy dotarli do strumienia, Tom rzucił sweter na trawę iusiadł.Wciąż trzymał ją za rękę.Usiadła obok.Obserwowali szemrzący u ich stóp strumyk, słuchaliśpiewu ptaków.Po chwili Tracy poczuła jakiś dziwnyspokój. Podoba mi się tutaj powiedział Tom. To znaczy wtej okolicy.Dobrze zrobiliśmy z Rebeką, wynosząc się zmiasta.W centrum człowiek ma uczucie klaustrofobii.Tracy odchyliła do tyłu głowę, wystawiła twarz dosłońca. Do chwili urodzin Dawida mieszkaliśmy z Benem wBostonie.To ja chciałam kupić dom na przedmieściu, zprzysłowiowym płotem z białych palików.Benowi nigdysię tutaj nie podobało. Carrie też nie polubiłaby tego miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]