[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czyli zrobiłem dobrze?Postąpiłeś dobrze, Samuelu.Postąpiłeś naprawdę dobrze.No, ale czy nie masz terazdo wykonania pewnych obowiązków?Jak zawsze Jacob miał rację pod każdym względem.Samuel przecież miał dużo pracy.I przecież bezpiecznie przyprowadził z powrotem ciężarówkę.Zupełnie sam.Nie zostałanawet draśnięta.Wiadomo, nie każdy by to potrafił.Nie, nie, na pewno nie każdy.Pięćdziesiąt pięć minut jazdy bez draśnięcia.Trzeba coś w sobie mieć, żeby samemudoprowadzić ciężarówkę do domu.Siedział już od dłuższego czasu w stodole, z dłonią nadrozrusznikiem, i kiedy w końcu ruszył ręką poczuł, że zesztywniały mu ramiona.Nacisnąłsprzęgło i przekręcił kluczyk.Przez parę sekund wydawało się, że akumulator nie przetrzymałzimy, ale w końcu iskra przeskoczyła i silnik kaszląc ożył.Tak wyglądało to co roku oddwudziestu kilku lat przy pierwszym koszeniu trawy w sezonie, od kiedy zajmował się tymSamuel.Przez parę minut wielki stary silnik pracował ciężko, jakby ktoś nasypał do środkażwiru.Z wysokiego komina, który jak drzewo wyrastał z osłony silnika, strzeliły kłębyczarnego dymu i napełniły całą stodołę zapachem zle spalanej mieszanki.Co roku, kiedy Samuel uruchamiał silnik, Jacob też był tutaj i odstawiał całeprzedstawienie.Kaszlał, zatykał sobie usta i nos z powodu tego zapachu i przysięgał, żektóregoś dnia wsadzi kulę w tę bestię.W istocie Samuel nawet trochę lubił ten zapach iwiedział, że Jacob z tą kulą tylko żartuje.Nigdy nie strzeliłby przecież do starego przyjaciela,którym był ich traktor.Nawet Jacob nie strzeliłby do starego przyjaciela.Zerkając przez ramię, Samuel upewnił się, że kosiarka wciąż jest zaczepiona (ktomiałby ją odczepić w przeciągu ostatnich piętnastu minut?), delikatnie wrzucił pierwszy bieg iuniósł stopę ze sprzęgła.Wielki John Deere ruszył do przodu gładko jak po maśle.Samuelzmusił się do skoncentrowania na widoku bezpośrednio przed sobą.Przeprowadzenie wielkiejmaszyny przez wrota stodoły to była najtrudniejsza część zadania.Z każdej strony pozostawałniecały metr i należało być bardzo ostrożnym, żeby całkiem nie ściągnąć dużych,drewnianych wrót z zawiasów.Raz tak zrobił, dawno temu, i nie chciałby nigdy tegopowtórnie.Już wiele lat temu przekonał się, że jeśli spojrzy w którąś stronę podczasprzeciskania się traktorem przez wąskie przejście, uderzy dokładnie w to miejsce.Jedynysposób, żeby jechać prosto, to patrzeć na wprost.Kiedy wydostał się na słońce, znów zatrzymał maszynę.Według jakiego systemupowinien dzisiaj kosić? I gdzie zacząć? Z lewej strony, na szczycie pagórka znajdował sięmały cmentarzyk.Od dziewięciu miesięcy niekoszona tam trawa sięgała już czubkówpróchniejących białych słupków.Same nagrobki były pewnie całkiem niewidoczne.Pewnie tam powinien zacząć.Należy zejść z traktora i zaciągnąć kosiarkę na pagórek,a potem przeprowadzić traktor przez wąską furtkę i zacząć robotę od tego miejsca.Da w tensposób tacie i mamie szansę, żeby znów zobaczyli świat wokół siebie.Ale nie chciał tego robić.Nie lubił tam chodzić.Kiedy była tam tylko mama, lubiłrozmawiać z nią o rzeczach, które zdarzyły się w ciągu dnia.Jednak od czasu, gdy pochowalitam tatę - pochował go tam on, Samuel (Jacob nie miał z tym nic wspólnego. Dajmysukinsyna rozdziobać ptakom - powiedział wtedy) - nie lubił tam chodzić.Ponadto nie był jeszcze gotów, żeby opowiedzieć im o tym, co przytrafiło sięJacobowi.Jego brat był zawsze ulubieńcem taty, który wkurzy się kiedy usłyszy, że Samuelprzyczynił się do jego śmierci.Cmentarz mógł zaczekać.Zamiast tego Samuel zdecydował, że zajmie się dziesięcioma hektarami terenu, którerozpościerały się dookoła.Nawet mając tak dużą kosiarkę potrzebował sześciu, siedmiugodzin.Musiał czymś zabić czas.Kiedyś mieli nie dziesięć, ale przeszło czterdzieści hektarów i wypasali na nich bydło.Gdy już nie było stada, Jacob oznajmił, że praca na farmie jest dobra dla głupków iprzyzwolił na to, żeby wszystko oprócz pól położonych najbliżej domu i stodoły poszło wdiabły.Kiedyś na tych polach uprawiali kukurydzę, soję.Teraz leżały odłogiem.Gdzieś w tym bałaganie stał stary kurnik o niskim dachu, z drucianymi klatkami imałymi drzwiami z siatki rozpiętej na drewnianej ramie.Czasem, zazwyczaj nocą, czułdawny zapach tego miejsca.Zmiał się, przypominając sobie mamę goniącą po podwórkukury, które szaleńczo umykały w różne strony, usiłując uratować się przed trafieniem dogarnka.Samuel żywił dla kurczaków pewną sympatię, ale nie potrafiłby powiedzieć, dlaczego.Być może było tak, jak kiedyś mawiał tata: że na całym bożym świecie tylko kurczaki sągłupsze od niego.Jacob nienawidził gdaczących, cuchnących ptaków i chętnie ukręcał imłebki.Samuel nigdy nie mógł się zmusić, żeby na to patrzeć.Nie miał nic przeciwko ichzjadaniu, ale nie lubił patrzeć, jak umierają.Nadawał im imiona, choć mama kazała mu przestać to robić.Uważała, że to strasznedawać imiona stworzeniom, które zamierza się zjeść.Samuel nie widział w tym nic złego.Przecież nie zaprzyjazniał się z nimi.Hej! Do roboty! Znów marnujesz czas!- Tak, tak, tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]