[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym sposobem upiekł trzy pieczenie najednym ogniu.Umył się, wyprał ubranie i zdezynfekował balię.Po kąpieli przyszła kolej na pucowanie zębów.Szczotkę do kibla nasączył sodą wpłynie i wpakował sobie do ust.Po kilku energicznych pociągnięciach, pniaki lśniłyniczym świeżo wylizane psie jajca.To nie tak, że Faceshit był biedny, czy skąpy.Uważał się raczej za oszczędnego.Cóż ztego, że w klopie żyły miliony bakterii, skoro te bakterie należały do niego.Sam jewydalił, a skoro teraz wracały, to wielkie koło przyrody się zamykało.Kupnoszczoteczki mającej służyć tylko i wyłącznie do umycia japy uzyskało więc rangęzbędnego wydatku.Zresztą, tyle dobrego słyszał ostatnio o urynoterapii&Gdy poczuł się już w pełni odświeżony, wyciągnął z kredensu stary album zezdjęciami i usiadł wygodnie w bujanym fotelu.Powoli, nieomal z nabożną czciąprzewracał kolejne kartki.Wyblakłe fotografie były jedyną pamiątką, jaka pozostałamu po ukochanej Lili.Oglądał je mokrymi od łez oczyma, analizował dokładnie każdyszczegół.Na jednej skakał z lubą przez ognisko.Na kolejnej baraszkowali w wysokiej trawie.Najeszcze innej jedli kotlety wołowe.- Lila, ach, Lila westchnął.Przypomniał sobie, że dzisiaj mijała dziesiąta rocznica jej śmierci.Wydarzenia ztamtego tragicznego dnia wryły mu się głęboko w pamięć, więc kiedy na chwilęprzymknął powieki, obrazy powróciły z niezwykłą intensywnością.Stał na rogu ulicy, a ona biegła do niego, tak radosna, jak skowronek o poranku.Iwtedy ziemia zadrżała, a słońce zgasło.Zanim zrozumiał co się stało, było powszystkim.Lila umarła, stratowana przez stado ślimaków uciekających z francuskiejrestauracji.Na jej pogrzebie ryczał niczym bóbr z zapaleniem spojówek, tłukłpięściami o trumnę, na przemian rzygał i srał pod siebie, by pod koniec uroczystościzemdleć.Z zamyślenia wyrwały go dziwne dzwięki dochodzące z kuchni, a dokładniej spodzlewu.Kiedy tam zajrzał, zaklął szpetnie.Od miesiąca nie opróżniał kosza na śmieci,przez co spleśniałe resztki jedzenia zaczęły same wychodzić z wiaderka.Uzbroiwszysię w zmiotkę, łopatkę oraz gumowe rękawiczki, zapakował niesfornych uciekinierówdo foliowego worka.Zawiązał go na supeł i, pogwizdując pod nosem, wyszedł zmieszkania.Skierował się w stronę śmietników.Gradobicie jakiś czas wcześniej ustało, a wraz z jego końcem życie na ulicy wróciło donormy.Psy, jak to na prowincji, obszczekiwały dupami przechodniów.Podmonopolowym łysi gangsterzy sprzedawali nieletnim narkotyki.Nawaleni w sztokbezdomni spali po ławkach, a nastoletni złodzieje kradli radia z pozbawionych szybsamochodów.W krzakach stary pedofil gwałcił małą dziewczynkę.Wykonywał ruchyfrykcyjne w rytm wrzasków nieletniego chłopca, pałowanego przez trzech policjantówmortadelami bez kości za spacerowanie niewłaściwą stroną chodnika.Roman nie zwracał na to wszystko uwagi.Pogrążony we własnym świecie, nawet niezauważył, jak dotarł do celu.I wtedy ją dostrzegł.Leżała koło kontenera na szkło ilustrowała Faceshita uwodzicielskim spojrzeniem bursztynowych oczu.Stanąłosłupiały.W całym swoim życiu spotkał tylko jedną istotę o tak niezwykłym kolorzetęczówek.Tą istota była Lila.Worek ze śmieciami wylądował na asfalcie i pękł, a uradowane z odzyskania wolnościodpadki natychmiast rozpełzły się na wszystkie strony.- Lila& szepnął Faceshit, właściwie nie wierząc w to, co widzi.Oblizała zalotnie wargi, zupełnie jak tamta, po czym wstała i zbliżyła się.Kiedy poczułjej zapach, uzyskał pewność, że to jego ukochana powróciła z zaświatów.Idąc z niądo domu, przysięgał na posągi Zwiętowida, że już nigdy nie opluje z okna żadnego zbuddystów, nauczających o wędrówce dusz.Po dotarciu do mieszkania wziął się za porządki.Sprzątnął zalegające wszędzieklamoty, pościerał kurze, wyszorował podłogi.Lila siedziała na kanapie i przyglądałasię jego pracy.Wieczorem, dla uczczenia powrotu ukochanej, wyszykował kolacjęprzy świecach, a kiedy zjedli, wskoczyli do łóżka nadrobić stracone lata.Przez całą noc parzyli się jak króliki, we wszystkich możliwych pozycjach.Zaczęli oddelikatnych, czułych pieszczot.Potem wzajemnie lizanie odbytów w pozycjisześćdziesiąt dziewięć, zakończone masturbacją i niemal wulkanicznym wytryskiemFaceshita.Dalej standardowo penetracja analna, krótka zabawa z pejczem,minetka, palcówka& Roman już zapomniał, jak to jest wtulić się w ciało bliskiej sercusamicy.Przeszkadzało mu tylko jedno.Stara Lila była owczarkiem niemieckim, zaś nowa,bernardynem.Nigdy nie przepadał za tą rasą, jednak tłumaczył sobie, że liczy sięprzecież wnętrze.A według najważniejszej zasady reinkarnacji, zmarły nie mógłwniknąć do poprzedniej powłoki, bo tę zwykle już dawno zżarło robactwo.Stary znajomy Romana zawsze mawiał: Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co sięma.I tę złotą zasadę Faceshit postanowił wcielić w czyn.IILila skomlała jak nekrofil, któremu trupi jad wypalił żołądz.Roman siedział obok niej,trzymał za łapę, głaskał i całował.Od ponad dwóch tygodni nie oddawała stolca, więcjej brzuch przypominał wypełnioną hektolitrami spermy prezerwatywę.Nie byłowątpliwości, że suka cierpiała niewypowiedziane męki.Wezwany Weterynarz pokiwał tylko głową i zaproponował szybkie uśpienie za pomocągumowego młotka.Faceshit sprał go na kwaśne jabłko i zrzucił ze schodów.Dokładnie dwudziestego pierwszego dnia od wystąpienia zatwardzenia, skóra nabrzuchu Lily zaczęła pękać.Suka wyła tak głośno i intensywnie, że w całym blokuprzerażone szyby popełniły samobójstwo poprzez wyskoczenie z okien.Roman wpadłw panikę.To biegał dookoła ukochanej, szaleńczo wymachując rękoma, to znówstawał w kącie i, obrócony twarzą do ściany, mamrotał niezrozumiale pod nosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]