[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jak wygląda pustynia?- Nie wiem.Widziałam kiedyś obrazek, na którym była pustynia.Leżało tam pełno kości.- Ludzkich kości?- Były chyba i ludzkie, ale myślę, że więcej krowich.- A czy my też zobaczymy kości?- Może.Nie wiem.Będziemy musieli przejechać przez pustynię w nocy.Tom tak powiedział.Mówił,że nie możemy jechać w dzień, bobyśmy się upiekli.- Tu jest chłodno i przyjemnie - stwierdził Winfield zagłębiając palce stóp w piasek na dnie rzeki.Dobiegło ich wołanie matki:- Ruthie! Winfield! Wracajcie!Dzieci zawróciły i szły wolno ku obozowi wśród trzcin i wikliny.W innych namiotach panowała cisza.Gdy nadjechały samochody Joadów i Wilsonów, kilka główwychyliło się na chwilę spod płótna i cofnęło natychmiast.Teraz, kiedy przybyli rozbili swoje namioty, mężczyzni zeszli się razem.- Przede wszystkim wykąpię się w rzece - oznajmił Tom - a dopiero potem pójdę spać.A jak tam sięczuje babcia?- Nie wiem - odpowiedział ojciec.- Nie chcieliśmy jej budzić.Zwrócił szybko głowę w stronę namiotu, bo spod płachty doleciał płaczliwy bełkot.Matka weszłaszybko do namiotu.- Obudziła się - powiedział Noah.- Przez całą noc wydawało się, że już lada chwila skończy na tejciężarówce.Całkiem straciła rozum.- Do diabła! - zaklął Tom.- Babka jest zupełnie wyczerpana.Jeżeli w najbliższym czasie nie da się jejporządnie wypocząć, to długo nie pociągnie.Jest wyczerpana.Pójdzie kto ze mną? Idę się umyć, apotem kładę się spać w cieniu na cały dzień.Odszedł, a w jego ślady podążyli inni mężczyzni.Rozebrali się wśród wikliny, weszli do wody iusiedli.Siedzieli tak długo, zarywszy się piętami w piasek, tylko głowy wystawały im nad wodą.- Ach, jak mi tego było brak - westchnął Al.Wziął garść piasku z dna rzeki i szorował się nim cały.Leżąc w wodzie patrzyli ponad wodą na ostreszczyty zwane Needles i na białe skaliste góry Arizony.- Przejechaliśmy jakoś przez te góry - powiedział ze zdziwieniem ojciec.Stryj John, zanurzając głowę w wodzie, odparł:- Ano, niby dojechaliśmy i jesteśmy w Kalifornii, ale jakoś nie wygląda to na rajskie cuda.- Jeszcze nas czeka pustynia - odezwał się Tom.- A słyszałem, że to nie przelewki.- Czy chcesz pchać się przez nią jeszcze dziś w nocy? - zapytał Noah.- A co tato o tym myśli? - zwrócił się Tom do ojca.- %7łebym to ja wiedział.Przydałoby się nam trochę odpoczynku, szczególnie babce.Ale z drugiejstrony chciałbym jak najprędzej przebyć pustynię i wziąć się nareszcie do jakiejś roboty.Zostało namjuż tylko czterdzieści dolarów.Kamień mi spadnie z serca, kiedy wszyscy będziemy już jakośpracowali i trochę grosza skapnie.Siedzieli wciąż w wodzie czując napór rzecznego prądu.Pastor rozłożyłramiona w ten sposób, że unosiły się na powierzchni wody.Ciała mężczyzn były białe aż po szyję inapięstki, tylko twarz, ręce i pierś w miejscu, gdzie rozwierała się koszula, zbrązowiały od słońca.Wszyscy szorowali się piaskiem.Noah zwierzył się leniwie:- Chciałbym po prostu zostać tutaj.Leżeć tu tak całe życie.Nigdy nie być głodnym, nigdy się niemartwić.Wylegiwać się tak w wodzie jak prośna maciora w kałuży.Tom, patrząc na poszarpane, ostre szczyty za rzeką, zauważył:- Nigdy nie widziałem takich groznych gór.To zbójecki kraj.Wygląda jak szkielet ziemi.Ciekawjestem, czy dobrniemy kiedy do okolicy, gdzie ludzie żyją bez ciężkiej wspinaczki po skałach.Widziałem na obrazkach kraj zielony i równinny z białymi domkami, o których opowiada mama.Mama marzy o takim białym domku.A ja zaczynam myśleć, że takiego kraju w ogóle na świecie niema.Tylko na obrazku.- Zaczekaj, aż będziemy w Kalifornii.Zobaczysz piękny kraj - powiedział ojciec.- Ależ, tato! Przecież to jest właśnie Kalifornia!Zza wierzbowych krzaków wynurzyli się dwaj mężczyzni w drelichowych spodniach i niebieskichprzepoconych koszulach.Popatrzyli na kąpiących się i zawołali:- Jak tam? Można popływać?- Nie wiem - odpowiedział Tom.- Nie próbowaliśmy.W każdym razie bardzo dobrze się tu siedzi.- Można wejść do wody i usiąść obok was?- To nie nasza rzeka.Ale możemy jej wam trochę użyczyć.Przybysze zrzucili spodnie i koszule i weszli do wody.Nogi mieli zakurzone po kolana, stopy blade iwilgotne od potu.Usadowili się leniwie w wodzie i zaczęli myć sobie niedbale boki.Obaj byli mocnoopaleni - ojciec i syn.Chrząkali i postękiwali z rozkoszy w wodzie.- Jedziecie na zachód? - zapytał grzecznie ojciec.- Nie.Wracamy stamtąd.Jedziemy do domu.Nie mogliśmy tam wyżyć.- A skąd jesteście? - odezwał się Tom.- Z Panhandle, niedaleko od Pampy.- A czy tam dacie sobie radę? - pytał stary Joad.- Też nie.Ale jak umierać z głodu, to już lepiej wśród swoich niż wśród bandy łobuzów, którzy by wasw łyżce wody utopili.- A wiecie, nie od was pierwszych to słyszę.Za co was tam tak nienawidzili? -dopytywał się ojciec.- %7łebym to ja wiedział - odparł obcy.Nabrał wody w dłonie i tarł twarz parskając i prychając.Z włosów spływała mu mętna od kurzu wodazostawiając smugi na szyi.- Rad bym coś więcej usłyszeć o tym zachodzie - powiedział ojciec.- Ja też - dodał szybko Tom.- Czemu to was tam nienawidzili?Starszy mężczyzna spojrzał bystro na Toma.- A czy wy może jedziecie na zachód?- Właśnie jesteśmy w drodze.- I nigdy nie byliście w Kalifornii?- Nie, nigdy.- Ano, to po co mam opowiadać.Przekonacie się sami.- No tak - zgodził się Tom - ale człowiek wolałby wiedzieć, co go czeka.- Jeżeli rzeczywiście chcecie wiedzieć, to ja napatrzyłem się dosyć i przemyślałem niejedno.Kraj jestpiękny, ani słowa.Ale rozkradziono go od dawna.Jak przejedziecie pustynię, to zaraz za Bakersfield zaczyna się ładna ziemia.Piękniejszej okolicy nie widzieliście w życiu, same sady i winnice, aż się oczy do wszystkiego śmieją.Będziecie jechali przez piękną, nawodnioną równinę, ale rola leży tam odłogiem.Nie dostaniecie anipiędzi z tej ziemi.Wszystko należy do Towarzystwa Rolników i Hodowców.Jeśli oni nie chcą, żebygrunt był uprawiany, nie wolno go tknąć.Zasiejecie tam gdzie sobie trochę kukurydzy, to pójdzieciedo ciupy.- Dobra ziemia, powiadacie? I nie uprawiają jej?- Tak jak mówię.Ziemia dobra, a nie dadzą jej tknąć.Człowieka diabli biorą, jak to wszystko widzi.Ale to jeszcze nie wszystko.Tamtejsi ludzie zaczną się wam przyglądać.Spojrzą raz, drugi, jakbychcieli powiedzieć: "Nie podobasz mi się, psi synu." A potem zjawi się zastępca szeryfa i ten dopierozatruje wam życie.Rozłożycie się obozem koło szosy, to was przegna precz.Będziecie im czytać ztwarzy, jak was nienawidzą.I coś wam powiem.Czują nienawiść dlatego, że strach ich oblatuje.Wiedzą, że głodny człowiek zdobędzie jedzenie, choćby je miał wziąć siłą.Wiedzą, że ziemia leżącaodłogiem to grzech i że ktoś po nią rękę wyciągnie.Co tu dużo gadać, do jasnej cholery! Jeszcze wasdotąd nie przezywali "Oklaki", co?- Oklaki? A co to znowu takiego? - zapytał Tom.- Ano, przezwisko Oklaki dawano tym, co pochodzili z Oklahomy.Teraz oznacza ono, że jesteścieparszywe skurwysyny.%7łeście ostatnie szumowiny.Samo słowo nic nie znaczy, chodzi tylko o sposób,w jaki je wymawiają.Ale co ja wam tu będę opowiadał! Sami musicie się przekonać.Słyszałem, żejest tam trzysta tysięcy naszych i żyją jak świnie, bo wszystko w Kalifornii należy do prywatnychwłaścicieli.Skrawka ziemi nie zostało.A ci właściciele trzymają się ziemi rękami i nogami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]