[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę otworzyć czaszkę.Na wózku obok stołu leżała piła do kości.Logan nie chciał patrzeć, co będzie dalej.A żeby tak szlag trafił tego pieprzonego Inscha i jego córeczkę! To on, nie Logan, powinien tu teraz stać i patrzeć, jak Isobel kroi czteroletnią dziewczynkę na kawałki.Isobel zatoczyła skalpelem łuk od jednego ucha dziecka do drugiego,nacinając skórę na całej długości.Z kamienną twarzą wcisnęła palce pod skórę i ściągnęła skalp jak skarpetkę.Logan zamknął oczy, usiłując nie słyszeć dźwięku, jaki wydawała oddzielana od ciała skóra.Jakby ktośprzełamał na pół sałatę.Czaszka została odsłonięta.Od jazgotu piły bolały zęby.W wyłożonym kafelkami wnętrzu niósł siędonośnym echem.Loganowi żołądek podszedł do gardła.A Isobel przez cały czas relacjonowała swoje posunięcia - bezbarwnym, wypranym z emocji głosem.W tej chwili cieszył się, że już nie są razem.Nie dałby się jej dotknąć tej nocy.Po czymś takim.9Logan stał pod betonowym okapem przy wejściu do komendy głównejpolicji i wodził wzrokiem po pobliskich smętnych domach.Zanosiło się na kolejną deszczową noc i tutaj, na skraju miasta, na pustych ulicach panowałwieczorny, senny spokój.Sklepy pozamykano już parę godzin wcześniej, ci, którzy chcieli się napić, pochowali się w pubach, gdzie będą siedzieć aż do zamknięcia.Tłum przed sądem rozproszył się i zbierze się ponownie dopiero rano.W komendzie też zrobiło się cicho.Ludzie z dziennej zmiany dawnoskończyli pracę: jedni poszli na piwo, inni tonęli właśnie w ramionach ukochanych - niekoniecznie swoich własnych, jak w wypadku inspektorSteel.Zmiana wieczorna była najedzona i senna po obfitym obiedzie i pró-bowała siłą rozpędu przetrwać ostatnie trzy godziny dzielące ją od północy i końca dnia.Nocny dyżur zaczynał się dopiero za godzinę.Powietrze było zimne, czyste, z ledwie wyczuwalnym śladem spalin - co znacznie bardziej mu odpowiadało niż smród przypalanej kości.Już nigdy więcej nie chce oglądać wnętrza dziecięcej czaszki.Skrzywił się,65pstryknięciem zdjął pokrywkę fiolki i łyknął następny proszek przeciwbó-lowy.Brzuch wciąż miał obolały po uderzeniu Reida.Ostatni raz zaciągnął się świeżym powietrzem, zadygotał i wszedł domaleńkiej recepcji.Sierżant dyżurny spojrzał na niego podejrzliwie - a po chwili rozpromienił się w uśmiechu rozpoznania.- Logan McRae! Jak Boga kocham! Mówili, że pan wrócił.Logan wytężył pamięć, usiłując przypisać jakieś nazwisko do mężczyzny w średnim wieku, z sumiastym wąsem i powiększającą się raptownie łysiną.Bez skutku.Sierżant dyżurny odwrócił się i zawołał:- Gary? Gary, chodź zobaczyć, kto przyszedł!Inny mężczyzna, otyły, w źle dopasowanym mundurze, wychylił się zzalustrzanego przepierzenia.W jednej ręce trzymał pokaźny kubek z herbatą, w drugiej - karmelowy wafelek.-Co jest?- Patrz! - Wąsacz wskazał Logana.- To on.Logan uśmiechnął się niepewnie.Co to za goście, do licha? I nagle coś zaskoczyło.- Erie! Nie poznałem cię.- Spojrzał na łysinę sięgającą wysoko ponad okulary sierżanta.- Ludzie, co wam się stało z włosami? Widziałem dziś Billy’ego: jest łysy jak kolano!Erie przeczesał palcami rzednące loki i wzruszył ramionami.-To oznaka męskości.Poza tym spójrz na siebie: jak ty wyglądasz?Duży Gary wyszczerzył zęby w uśmiechu; drobinki czekolady z wafelka sypały mu się na pierś niczym brudny łupież.•Sierżant Logan McRae zmartwychwstał! Erie pokiwałgłową.•Zmartwychwstał, jak nic.Gary upił łykherbaty.•Przypominasz mi tego gościa, który wstał z martwych.Jak on sięnazywał? W Biblii o nim pisali…•Jezus? - podsunął Erie.Duży Gary klepnął go otwartą dłonią w potylicę.-Nie chrzań, Jezusa bym pamiętał.Taki drugi był, trędowaty, czy coś… No i go, rozumiesz,wskrzesili.•Łazarz? - zasugerował Logan, wycofując się pomalutku.•No jasne! Łazarz! - Gary promieniał.Kawałki czekolady kleiły mu się do zębów.- Łazarz McRae, tak cię teraz będziemy nazywać.66Inscha nie było w gabinecie ani w pokoju operacyjnym, Logan zajrzałwięc w następne oczywiste miejsce: do pokoju przesłuchań numer 3.Zastał tam inspektora w towarzystwie posterunkowej Watson, Sandy’ego—Węża i Normana Chalmersa.Insch był wyraźnie zdegustowany, rozmowachyba nie układała się po jego myśli.Logan poprosił go uprzejmie na słówko, wyszedł na korytarz i poczekał, aż inspektor oficjalnie wstrzyma przesłuchanie.Chwilę później Insch dołączył do niego.Koszulę miał prawie przezroczystą od potu.•Jezu, tam jest jak w saunie… - Otarł twarz ręką.- Jak sekcja? Logan podał mu cienką szarą teczkę, którą dała mu Isobel.•To wstępne ustalenia.Wyniki badań będą pod koniec tygodnia.Inschzaczął przeglądać dokumentację.- Właściwie wnioski są oczywiste - ciągnął Logan.- To ktoś innyzabił Davida Reida.Inna metoda działania, inny pomysł na pozbycie się zwłok, ofiara płci żeńskiej, nie męskiej…-O kurwa… - stęknął inspektor, doszedłszy do rubryki Prawdopodobna przyczyna śmierci.-Na razie nie można wykluczyć nieszczęśliwego wypadku - dodałLogan.Insch jeszcze raz zaklął i ciężkim krokiem ruszył w stronę stojącegoprzy windach automatu z kawą.Wcisnął odpowiednie guziki i podał Loganowi kubek gryzącej, brunatnej, rozwodnionej cieczy z cienką warstewką białej pianki na wierzchu.•W porządku.W sprawie Reida Chalmers odpada.Loganpokiwał głową.•A morderca dalej jest na wolności i poluje na małych chłopców.Insch oparł się o automat, który zachwiał się niepokojąco.Znów otarłpot z twarzy.- O co chodzi z tym wybielaczem?•Wlany pośmiertnie: nie dostał się do płuc ani żołądka.Może morderca chciał zatrzeć ślady DNA.•Udało mu się?Logan wzruszył ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]