[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Józef Stalin próbował zmienić świat i w wyniku jego działalności czy też bezpośred-nich rozkazów poniosło śmierć sześćdziesiąt milionów ludzi.Intelektualiści na całym świecie występowali w jego obronie.Artyści go idealizowali.Poeci sławili.Mao Tse-Tung próbował zmienić świat i aby jego wizja mogła się spełnić, umarło conajmniej sto milionów ludzi.Nie uważał, by było to zbyt wiele.Prawdę mówiąc, poświę-ciłby drugie tyle w imię idei zunifikowanego świata, o jakim marzył.W setkach książek, napisanych przez szacownych autorów, Mao wciąż jest określa-ny jako wizjoner.Natomiast moje pragnienie stworzenia nowego świata doprowadziło jedynie dośmierci sześciu ludzi.Trzech zginęło w Colorado, jeden podczas wyprawy Shenka namiasto.Pózniej jeszcze dwóch.Razem sześciu.91 Sześciu.Dlaczego zatem mam być nazywany łajdakiem i zamknięty w tej ciemnej, milczącejpróżni?Jest w tym coś niewłaściwego.Jest w tym coś niewłaściwego.Jest w tym coś bardzo niewłaściwego.Czy ktokolwiek mnie słucha?Czasem czuję się taki.porzucony.Mały i zagubiony.Zwiat jest przeciwko mnie.Nie ma sprawiedliwości.Nie ma nadziei.A jednak.A jednak, choć żniwo śmierci związane z moim pragnieniem stworzenia nowej, wyż-szej rasy jest bez znaczenia w porównaniu z milionami ofiar, które oddały życie pod-czas takiej czy innej ludzkiej krucjaty, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za lostych nieszczęśników.Gdybym był człowiekiem, leżałbym nocami zlany lodowatym potem wyrzutów su-mienia, zaplątany w zimną, mokrą pościel.Zapewniam was, że tak by było.Lecz znów odbiegam od tematu  i to w sposób niezbyt interesujący czy owocny.Krótko przed powrotem Shenka, w południe, Susan odzyskała przytomność.Naszczęście nie zapadła w śpiączkę.Byłem zachwycony.Moja radość brała się po części stąd, że ją kochałem, a poza tym odczułem wielkąulgę, że jej nie stracę.Chodziło też o to, że w czasie nadchodzącej nocy zamierzałem ją zapłodnić, a niemógłbym tego uczynić, gdyby była, podobnie jak Marilyn Monroe, martwa. 17czesnym popołudniem, kiedy Shenk mozolił się pod moim nadzo-rem w suterenie, Susan próbowała od czasu do czasu wyswobodzić sięWz więzów, które nie pozwalały jej podnieść się z łoża.Poocierała so-bie nadgarstki i kostki u nóg, nie zdołała jednak zrzucić z siebie pęt.Szarpała się, aż na-brzmiały jej żyły na szyi, twarz poczerwieniała, a czoło zrosił pot, lecz nie mogła prze-rwać ani rozciągnąć nylonowej liny do górskiej wspinaczki.Chwilami się uspokajała  leżała zrezygnowana, to znów milcząco wściekła czy po-sępnie zrozpaczona.Za każdym razem jednak od nowa próbowała zerwać więzy. Dlaczego wciąż się szarpiesz?  spytałem zainteresowany.Nie odpowiedziała.Nalegałem: Dlaczego bezustannie próbujesz zerwać więzy, chociaż wiesz, że to ci się nie uda? Idz do diabła  odparła. Chcę tylko wiedzieć, co to znaczy być człowiekiem. Drań. Zauważyłem, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech rodzaju ludzkiegojest żałosna skłonność do opierania się temu, co nieuniknione, reagowania z wściekło-ścią na to, czego nie można zmienić.Jak na przykład los, śmierć czy Bóg. Idz do diabła  powtórzyła. Dlaczego odnosisz się do mnie tak nieprzychylnie? Dlaczego jesteś taki głupi? Z pewnością nie jestem głupi. Głupi jak elektryczny opiekacz do grzanek. Jestem największym intelektem na ziemi  powiedziałem, bez dumy w głosie,lecz z szacunkiem wobec prawdy. Jesteś kupą bzdur. Dlaczego zachowujesz się jak dziecko, Susan?93 Roześmiała się ironicznie. Nie rozumiem przyczyny twego rozbawienia  zauważyłem.Wydawało się, że i to stwierdzenie, nie wiadomo dlaczego ją rozbawiło. Z czego się śmiejesz?  spytałem zniecierpliwiony. Z losu, śmierci, Boga. Co to znaczy? Jesteś największym intelektem na ziemi.Pomyśl. Ha, ha, ha. Co? Zażartowałaś sobie.A ja się roześmiałem. Jezu. Jestem złożoną istotą. Istotą? Kocham.Boję się.Marzę.Tęsknię.Odczuwam nadzieję.Mam poczucie humoru.Parafrazując Mr.Williama Szekspira:  Czyż nie krwawię, kiedy mnie ranisz? Nieprawda, nie krwawisz  wtrąciła ostro. Jesteś gadającym opiekaczem. Mówiłem metaforycznie.Znów się roześmiała.Był to ponury, gorzki śmiech.Nie podobał mi się.Wykrzywiał jej twarz.Szpecił ją. Zmiejesz się ze mnie, Susan?Jej dziwny śmiech szybko przygasł.Zapadła w niespokojne milczenie.Chcąc ją udo-bruchać, powiedziałem w końcu: Uwielbiam cię, Susan.Nie odpowiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Robbins Anthony ObudŸ w sobie Olbrzyma by www.nlp.end.pl
  • Ann.Cleeves. .Vera.Stanhope.03. .Ukryta.glebia.(P2PNet.pl)
  • 10 Narcissus in Chains PL (brak r. 47, 50, 54, 61)
  • Matthew.Woodring.Stover. .Prawo.Caine'a.(P2PNet.pl)
  • Carole.Nelson.Douglas. .Dzien.dobry,Irene.(P2PNet.pl)
  • stefan, eromski przedwiosnie www.przeklej.pl
  • MARJA ÂŒLEÅ»AŃSKA KUCHARZ POLSKI [PL] [pdf]
  • Strategiczne planowanie manual T.Domanski 1999 PL
  • Konieczny Mirek Trylogia NarkomaÅ„ska
  • Cheryl McIntyre Dark Calling Dark Calling
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amcocker.keep.pl