[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu musimy się przestawić.- Otóż to - potwierdził kowal.- Poza tym wcale nie wiemy, czy rzeczywiście morze jest odległe o dwa i pół dnia, Candamirze.Być może jest jakiś bliższy brzeg od tejzatoki, gdzie dopłynęliśmy.Poza tym.- Trzeba tylko pójść w dół rzeki - wtrącił Osmund rozbawiony, że nikt nie wpadłna coś tak oczywistego.- Jak powszechnie wiadomo, rzeki płyną ku morzu.Ta jestbardzo głęboka.Jeżeli między tym miejscem a wybrzeżem nie ma żadnych wodospadówczy przełomów, statki będą mogły wiosłować w górę rzeki i prosto do wioski przywozićto, co wyłowią w morzu.Musimy tylko zbudować przystań, która oprze się nurtowi.- Thorbjorn i Haldir muszą przecież wiedzieć, jak to się robi - powiedziała Inga.-W końcu synowie Eilharda w dawnej ojczyznie mieszkali w jednej z nadrzecznych osad imieli tam przystanie dla swoich wielkich statków.Wszyscy przytaknęli.- Zatem jutro musimy się rozdzielić - zaproponował Harald.- Ja pójdę w góryJedno lub dwoje z was powinno mi towarzyszyć.Pozostali wrócą na wybrzeże,opowiedzą, co znalezliśmy, i przyprowadzą tu naszych ludzi.- Ale, Haraldzie, co będzie, jeśli nie znajdziesz rudy? - zapytał Osmund.- Wtedy będzie musiała wyruszyć następna grupa zwiadowców i przeszukać całąwyspę, choćby to miało trwać i rok.Tak czy inaczej, powinniśmy się osiedlić tutaj.Todobre miejsce.W tej sprawie wszyscy byli jednomyślni.- Co zapewne nie powstrzyma mojego ojca, Haflada i innych grymaśników przedwytknięciem nam wszystkiego, co w tym miejscu nie jest doskonałe - westchnęła Inga.Harald, siedzący po przeciwnej stronie ognia, uśmiechnął się do niej.- Trzeba się z tym liczyć.Aagodny, cichy deszcz, który padał już od dłuższej chwili, odnalazł już drogęprzez liściasty dach i kapał z sykiem na ogień.Wiatr był jeszcze słaby, ale zrobiło sięnieprzyjemnie Inga owinęła się w koc.- Och, to będzie spokojna noc - mruknęła kwaśno.Inni także w miarę możliwości przygotowali się na mokrą noc, a Siglind szepnęłado Candamira:- Nie ma go już ponad dwie godziny- Kogo? A, mojego Saksona.Przecież wróci.Stąd nie może mi uciec, prawda? - rozwinął swój koc i na próżno szukał wzrokiem jakiegoś suchego kawałka ziemi.- Skoro ty za nim nie idziesz, ja to zrobię - oświadczyła zdecydowanie.Candamir uniósł brwi.- Mając nadzieję, że wszystkie niedzwiedzie i inne dzikie zwierzęta przed jejkrólewską wysokością padną na kolana?- Jest tam sam i bez broni - syknęła.- Z własnej woli - odparł.- Są chmury i jest przerazliwie ciemno.Jak go znajdę?Prychnęła pogardliwie i wstała.- O, potężny Tyrze, naucz mnie cierpliwości - warknął Candamir, ale wstał ipowstrzymał ją gestem.- Zostań.Ja pójdę.Gdy tylko oddalił się na dwadzieścia kroków od ogniska, nie widział już własnejwyciągniętej ręki.Deszcz był nadal drobny, ale nie było widać ani księżyca, ani gwiazd.Candamir bezradnie skierował się ku rzece, której chlupot i plusk słyszał w ciemności,potknął się o korzeń, zaplątał się w gałęzie i przeklął Siglind.Pewnie nigdy by Saksonanie znalazł, gdyby ten już godzinę temu nie wrócił znad rzeki.Mając ognisko w zasięguwzroku, przysiadł sobie pod gęstą koroną buka czerwonolistnego.Ziemia była tu prawiesucha.- Jeszcze jeden krok, panie, a potkniesz się o moją nogę - ostrzegł cicho.Candamir przerażony odskoczył i zaczął go wypatrywać.Kiedy odkrył, gdziesiedzi, kucnął przy nim.- Co cię napadło, żeby oddalać się na tak długo? - tłumił w sobie krzyk.- Chceszsię zabić?- Nie.Taka myśl od czasu do czasu wydaje się ponętna, ale moja wiara mi tegozabrania - miało to zabrzmieć ironicznie, ale ponieważ było tak ciemno, że nie widzielinawzajem swoich twarzy, Candamir usłyszał, jak bardzo przybity czuje się jegoniewolnik.Na chwilę położył mu dłoń na ramieniu.- Wszystko w porządku?- Oczywiście.- Nos niezłamany?- Pojęcia nie mam.A jeśli nawet.- zabrzmiało to niezwykle szorstko. - To chodz.Położysz się spać.Austin jakby go nie słyszał.- Widziałem kiedyś, jak dzik zabił człowieka - powiedział cicho.- Zgroza.- Tak, na pewno.Przestań już narzekać.Jared jest głupi.Powinien być ciwdzięczny za to, co zrobiłeś.Sakson wiercił się zakłopotany.- Nie zrobiłem tego, aby chronić jego czy innych.Zrobiłem to z pychy.- Co?- Widziałem, że locha błyskawicznie nadbiega, i wiedziałem, że mogę ją zabić.Więc to zrobiłem.Bo chciałem.Z pychy.To ciężki grzech, wiesz, szczególnie dlamnicha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Wells Rebecca Ya Ya 02 Boskie sekrety siostrzanego stowarzyszenia ya ya
  • Winters Rebecca Nevada Men 01 Ranczer i rudowÅ‚osa
  • Rebecca Winters, Caroline Anderson W szampaÅ„skim nastroju
  • R377. Winters Rebecca Trzy maÅ‚e cuda
  • Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta Zagubieni
  • 69 Lee Rebecca Hagan Księżniczka
  • Brandewyne Rebecca Sen o drodze
  • Rock Me Cherrie Lynn
  • Scholes Katherine Bożyszcze tÅ‚umów(1)
  • Moning Karen Marie SzaleÅ„stwo 01 MacKayla Lane 01. Mroczne szaleÅ„stwo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl