[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nauczyli mnie jedynego chyba rozsądnegosposobu postępowania z proboszczem -  najważniejsze to przeczekać, jak mataki zły okres i nie sprzeciwiać mu się w niczym" - powiedzieli mi kiedyś.Zwięta upłynęły szybko i pracowicie.Po Nowym Roku czekała na nas kolęda - moja pierwsza.Na parafii wiejskiej,zwłaszcza dużej i rozczłonkowanej, kolęda jest dla księży największymwysiłkiem podczas całego roku.Rusiec, zarówno gmina jak i parafia, opróczsamej miejscowości miał kilka satelit - małych wiosek, zagubionych międzylasami i łąkami.W samych tych wioskach jedno zabudowanie od drugiego stałow odległości nieraz paru kilometrów.Zima była tego roku mrozna i śnieżna.Chłopi dowozili mnie i proboszcza do wiosek, ale dalej musieliśmy chodzićpieszo.Naturalnie ja miałem zawsze więcej rodzin do odwiedzenia i dalszetrasy do przejścia, ale to było oczywiste - byłem młodszy i bardziej wytrzymały.Kolęda, to bardzo ciekawa i pouczająca praca, zwłaszcza dla młodego kapłana.W ciągu, np.jednego popołudnia trzeba odwiedzić od 30 do 50-ciu rodzin.Odliczając dojście, na każdy dom pozostaje po kilka minut.Przez ten czastrzeba odmówić modlitwę, porozmawiać na kilka stałych tematów - obecnośćna Mszach Zw., zdrowie, praca, problemy rodzinne, wątpliwości dotycząceprawd wiary itp.Każdy dom, rodzina ma swoją specyficzną i niepowtarzalnąatmosferę.Po pewnym czasie doszedłem do takiej wprawy, iż po kilkuzdaniach rozmowy odczytywałem niemal w oczach domowników co ich cieszy,a co boli; czy są szczęśliwi, czy też nie.Nauczyłem się w ciągu kilku chwil niejako wtopić w ich maleńki świat i spojrzeć na niego ich oczami.Wielu żaliłosię na proboszcza - jego obcesowość i brak ogłady.Ze smutkiem mówili oswojej świątyni, która wygląda na opuszczoną tak, jakby nie miała gospodarza.Starałem się jak mogłem usprawiedliwić Jasia, ale w duchu musiałem tymnarzekaniom przyznać rację.Były one tak częste i natarczywe, że chwilamiodnosiłem wrażenie jakoby ci ludzie ciągle jeszcze nosili w sobie ukrytepragnienie buntu.Jeden dzień kolędowania poświęciłem na wioskę całą ukrytą w dużym lesie.Maleńkie chatki na leśnych polanach wyglądały na żywcem wyjęte ześredniowiecznego pejzażu.Nie mogłem wyjść z podziwu - z czego ci ludzieżyli.Nie było widać prawie żadnych pól uprawnych.Małe obórki i szopkiskrywały leśne siano, krowę lub kozę, parę kur.Mieszkańcy tego skansenusami przyznawali, że jest im ciężko bo, żyją przeważnie z lasu, ale byli przytym pogodni duchem i w większości zadowoleni z życia.Z największą biedązetknąłem się jednak w innej wiosce, na skraju lasu.Glinianki kryte słomąsprawiały wrażenie niezamieszkanych.Klepisko zamiast podłogi było czymśnormalnym.Ziemie były tu nieurodzajne - piaszczyste.W jednej z takichglinianek natrafiłem na matkę z pięciorgiem dzieci.Jedna izba zapewniaławszystkie  wygody" - kuchnia, jadalnia, sypialnia i łazienka.Wszyscy grzali sięprzy starym, kaflowym piecu, w którym palono chrustem z lasu.Dzieci byłyubrane w stare, postrzępione, ale czyste ubranka.Wyglądały na niedożywione iprzybite swoją biedą.Okazało się, że mężczyzna - głowa rodziny ciągle sięupija i akurat wyszedł  na klina".Kobiecie z trudem udawało się uchronićczęść z zasiłku, który otrzymywała rodzina.Ze wzruszeniem spostrzegłemjednak, że trzyma w ręku niewielką kwotę, aby dać ją  na ofiarę".Postanowiłem zostawić w tym domu wszystkie pieniądze jakie tego dniazebrałem.Kobieta nie chciała o tym nawet słyszeć.Powiedziała, że i takprzyniesie je do Kościoła.Kazałem więc na odchodnym przyjść do siebienajstarszemu z chłopców.Zjawił się u mnie w najbliższą niedzielę, po jednej zMszy.Dałem mu dwie wypchane torby mięsa, szynek, kiełbas i jaj - wwiększości tego, co sam dostałem od ludzi.Modliłem się, żeby dumna matka nie zawróciła go do mnie, ale na szczęście nie przyszedł.Mój genialny proboszcz, od czasu przybycia do Ruśca, na każdej kolędziezbierał ofiary na malowanie Kościoła.Jak sam mi się przyznał, nie miałnajmniejszego zamiaru tego robić -  chamy myślą, że to tak łatwo" - obruszałsię na swoich parafian.Co roku ludzie z nadzieją dawali na ten cel pieniądze ico roku pieniądze te znikały w niebycie.Jasiu przykazał mi solennie (wcześniejogłosił to z ambony) abym przyjmował ofiary na trzy cele: utrzymanieKościoła, malowanie i dla księży.Dla mnie była przeznaczona 1/3 z ostatniejpuli.Było to na pozór zgodne z prawem kanonicznym, w myśl któregoproboszcz z wikariuszem dzieli się ofiarami w stosunku 2:1 (oprócz ofiar zaMsze Zw.- stosunek 1:1) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Walter G.Krywicki ByÅ‚em agentem Stalina (1998)
  • Jonasz KotliÅ„ski ByÅ‚em ksiÄ™dzem 2
  • Prolog miÅ‚oÂści (Baskijski dzwonek) Ostenso Marta
  • Dziewczyny ktore zabily Chloe Alex Marwood
  • McIntosh Fiona Trojca 03 Przeznaczenie (CzP)
  • Melissa De La Cruz Maskarada (2)
  • Michael Crichton Andromeda Znaczy Smierc
  • Christie Agata Tajemnica bladego konia
  • Cooper James F. Czerwony Korsarz
  • Stendhal La Chartreuse de Parme
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rolas.keep.pl