[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może Sammael nie chciał ryzykować.Racja.Jeden z Przeklętych, w strachu przed hazardzistą, nieważne, że z głową napchanąwiedzą o bitwach, będącą własnością innych ludzi.To było niedorzeczne.Wszystko na to wskazywało.Mógł starać się przekonać siebie, że Melindhranie była Sprzymierzeńcem Ciemności, że postanowiła go zabić dla kaprysu, żenie istniał związek między jadeitową rękojeścią inkrustowaną złotymi pszczołamia jego wyjazdem do Azy, gdzie miał stanąć na czele armii udającej się na Illian.Mógłby uwierzyć, gdyby był durny jak byk albo gęś.Lepiej grzeszyć ostrożno-ścią, co sam zawsze zwykł powtarzać.Jeden z Przeklętych go przyuważył.Z pew-nością teraz już nie stał w cieniu Randa.Siedział wsparty plecami o drzwi, wpatrzony w twarz Melindhry, starając sięcoś postanowić.Kiedy zapukała służąca, która mu przyniosła kolację, zawołał, żema odejść.Jedzenie było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę.Co on miał terazzrobić? %7łeby przynajmniej nie widział tych kości toczących się w jego głowie.WYBORYRand odłożył brzytwę i starł z twarzy ostatnie plamki piany, a potem zabrał siędo tasiemek przy koszuli.Promienie słońca wczesnego poranka wsączały się podkanciastymi łukami, wychodzącymi na balkon przy jego sypialni; wisiały na nichwprawdzie ciężkie, zimowe zasłony, ale podwiązano je sznurkami, by wpuszczałyświeże powietrze.Godnie będzie wyglądał, jak już zabije Rahvina.Ta myśl uwol-niła bańkę wściekłości, która urodziła się w brzuchu i popełzła ku gardłu.Zdusiłją.Będzie wyglądał godnie i będzie spokojny.Zimny.%7ładnych błędów.Kiedy odwrócił się od lustra w złoconej ramie, Aviendha siedziała na zrolo-wanym sienniku pod ścianą, na której wisiał obraz przedstawiający nieprawdo-podobnie wysokie, złote wieże.Zaproponował, że każe wstawić do izby drugiełóżko, ale ona stwierdziła, że materace są zbyt miękkie, by dało się na nich spać.Obserwowała go z napięciem, zapomniawszy o bieliznie, którą trzymała w rę-ku.Przy goleniu bardzo się starał nie oglądać, żeby dać jej czas na ubranie się,a jednak jeszcze nie włożyła nic prócz białych pończoch. Nie naraziłabym cię na wstyd przy innych powiedziała nagle. Mnie na wstyd? O czym ty mówisz?Powstała jednym, gładkim ruchem, zadziwiająco biała w miejscach, gdzie nietknęło jej słońce, szczupła, umięśniona, a mimo to pełna tych krągłości i mięk-kości, które uparcie nawiedzały jego sny.Pierwszy raz dopiero pozwolił sobiespojrzeć na nią otwarcie, gdy tak przed nim paradowała, czego ona jakby nie za-uważyła.Wielkie, niebiesko-zielone oczy utkwiła w jego twarzy. Ja nie prosiłam Sulin, by zabrała Enailę, Somarę albo Lamelle tamtegopierwszego dnia.Nie prosiłam ich też, żeby cię obserwowały albo cokolwiek zro-biły, gdy się zachwiejesz.To był całkowicie ich pomysł. Ty mi tylko dałaś do zrozumienia, że wyniosą mnie niczym niemowlę, jeślisię zachwieję.Wielka mi różnica.Puściła ten kąśliwy ton mimo uszu. Dzięki temu uważałeś, kiedy musiałeś. Ach, już rozumiem odparł sucho. No cóż, dziękuję ci w każdym razieza obietnicę nie zawstydzania mnie.Uśmiechnęła się.325 Tego nie powiedziałam, Randzie al Thor.Powiedziałam: nie w obecnościinnych ludzi.Jeśli domagasz się tego, to w imię twojego dobra. Uśmiechnęłasię jeszcze szerzej. Masz zamiar iść tak ubrana? Ogarnął ją od stóp do głów zirytowanymgestem.Nigdy dotąd nie zdradziła cienia zażenowania, kiedy stawała przed nim naga daleka była od tego ale tym razem zerknęła po sobie i twarz jej poczerwie-niała.Nagle otoczyła ją zamieć ciemnobrązowej wełny i bieli algode; wskakiwaław swe odzienie tak szybko, że mogło mu się wydać, jakoby przeniosła je na siebieMocą. Zorganizowałeś już wszystko? padło z samego środka tego kłębowi-ska. Rozmawiałeś z Mądrymi? Pózno przyszedłeś ubiegłej nocy.Kto jeszczeidzie z nami? Ilu możesz zabrać? %7ładnych mieszkańców mokradeł, mam nadzie-ję.Im ufać nie możesz.A zwłaszcza zabójcom drzew.Czy naprawdę możesz nasprzenieść do Caemlyn w godzinę? Czy to przypomina to, co ja zrobiłam tamtejnocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]