[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I znowu odniosłem wrażenie, że istnieje coś, o czym powinienem sobie przypomnieć,byłem jednak zbyt rozkojarzony, aby się tym przejmować.- To je oszuka? - Wiedziałem, że nie, lecz nie miałem zamiaru mu o tym mówić.- Nie psy.Tresera.Nie doceniałem Monka.Psy policyjne wytropiłyby go niezależnie od tego, czym by sięwysmarował, lecz gdyby jakiś niedoświadczony treser wyczuł charakterystyczny odór lisa,uznałby, że jego zwierzę złapało zły trop.- Co to za miejsce? - zapytałem.- Nie wiedziałem, że są tutaj jakieś jaskinie.- Nikt nie wie.Aącznie z policją.- To tutaj chowałeś się ostatnim razem?Gwałtownie poderwał głowę.- Nie chowałem się, kurwa! Zawsze tutaj schodziłem!- Dlaczego?- %7łeby uciec od takich ludzi jak ty.A teraz się, kurwa, zamknij.Pogrzebał wśród leżących na ziemi przedmiotów i wyciągnął czekoladowy baton.Rozerwawszy opakowanie, wgryzł się w jedzenie, jakby umierał z głodu.Kiedy skończył,odkręcił butelkę wody i zadarł głowę, pijąc.Patrząc, jak grdyka Monka unosi się i opada,poczułem, że sam mam bardzo sucho w gardle.Monk odrzucił pustą butelkę.Skinął głową ku Sophie.- Obudz ją.- Musi spać.- Chcesz, żebym ja to zrobił?Sięgnął ku Sophie zakrwawioną dłonią.Instynktownie ją odtrąciłem.Monk zamarł bezruchu, wbijając we mnie płonące spojrzenie.- Jest ranna - powiedziałem.- Jeśli chcesz, żeby ci pomogła, musi odpocząć.Na litośćboską, przecież dopiero co miała wypadek samochodowy.- Nie wiedziałem, że aż tak oberwała - stwierdził ponurym głosem.Ponownie spojrzał naSophie, tym razem przyglądając się blednącemu siniakowi.- Co jej się stało w twarz?- Nie wiesz? Ktoś się do niej włamał i ją napadł.W ciemnych oczach Monka jakby zamigotało.Na szerokim czole pojawiły się głębokiebruzdy.- Wszystko było u niej połamane.Jej tam nie było.Nie.nie mogę.Założył ręce na ogoloną głowę, głos ścichł mu do prawie niesłyszalnego mamrotania.- Czego nie możesz? - naciskałem, zapominając się.- Nie mogę sobie, kurwa, przypomnieć! - Krzyk Monka odbił się echem po niewielkimgrocie.Wnętrzem dłoni uderzył się po bokach głowy, jakby starał się zmusić ją do pracy.- Próbuję i próbuję, ale tutaj nic nie ma! Podobno jesteś lekarzem; co jest ze mną nie tak?Nie potrafiłem na to odpowiedzieć.- Byłem tylko internistą, ale są specjaliści.- Pierdolę ich! - Z ust bryzgała mu ślina.- Kutasy w białych kitlach, co oni wiedzą?Tym razem miałem na tyle rozsądku, aby siedzieć cicho.Chyba uszło z niego trochęzłości.Kiedy spojrzał na Sophie, wielkie dłonie otworzyły się i zamknęły.Nie obudziła się,nawet teraz.- Ty i ona.To twoja dziewczyna.Miałem już zaprzeczyć, kiedy coś mnie powstrzymało.Zresztą nie wyglądało na to, abyMonk w ogóle oczekiwał jakiejś odpowiedzi.- Miałem kiedyś dziewczynę.- Uderzył obiema dłońmi w tył głowy.Mówił z trudem.-Zabiłem ją.A potem zaczął opowiadać.Rozdział 27%7łycie Monka, zanim ukończył piętnaście lat, było monotonne i toczyło się niezmiennymrytmem.Osierocony przy narodzinach, dorastał wykluczony podwójnie, odrzucony za sprawąfizycznej ułomności i wzbudzając lęk nadzwyczajną siłą.Kilka rodzin, które przygarnęło tegoponurego, dziwacznego chłopca, wstrząśnięte szybko go odesłały.Gdy Monk osiągnąłdojrzałość, był już silniejszy od niejednego dorosłego mężczyzny, a skłonność do przemocy izastraszanie innych stały się jego drugą naturą.Potem zaczęły się utraty świadomości.Na początku nie zdawał sobie z nich sprawy.Większość następowała nocą, więc jedynyślad stanowiła ospałość następnego dnia albo siniaki i zakrwawione dłonie, które wzięły sięnie wiadomo skąd.Problem ujawnił się dopiero w zakładzie poprawczym, kiedy nocnezachowania Monka przeraziły pozostałych osadzonych.Dostawał jakichś ataków - śmiał siębez powodu, a na wszystkie próby uspokojenia reagował niszczycielską, wściekłą przemocą.Nazajutrz niczego nie pamiętał.Początkowo sądził, że różne oskarżenia i następujące po nich kary to tylko nowe formydręczenia.Reagował zatem jeszcze większa agresją i zamknięciem w sobie.Nigdy niepomyślał, żeby poprosić kogoś o pomoc, odrzuciłby także propozycję pomocy.Nie żebykiedyś taką otrzymał.Więzienni psychologowie mówili o zachowaniach aspołecznych, ozaburzeniach kontroli impulsów i skłonnościach socjopatycznych.Zresztą jedno spojrzeniewystarczało, aby potwierdzić najgorsze podejrzenia.Był dziwadłem, potworem.Był Monkiem.Gdy dorósł, zaczął wędrować po wrzosowiskach.Pradawne krajobrazy ze skalnymirumowiskami i kolcolistem uspokajały go.Co ważniejsze, mógł tam się czuć u siebie.Pewnego dnia trafił na zarośniętą dziurę w zboczu wzgórza, sztolnię starej kopalni - chociażwówczas jeszcze tego nie wiedział.Otworzyła przed nim całkiem nowy świat, i to dosłownie.Zaczął wyszukiwać stare kopalnie oraz jaskinie rozciągające się pod Dartmoor, badał je, akiedy tylko mógł, nawet w nich spał.W zimnych tunelach spędzał tyle samo czasu, co wzdewastowanej przyczepie, którą nazywał domem.Miały w sobie kojąca stałość, obojętne nadzień i noc, obojętne na pory roku.Sprawiały, że czuł się bezpieczny.Wyciszony.Nawet utraty świadomości stały się jakby rzadsze.Pewnej nocy, idąc na wrzosowiska, zobaczył gang.Nie był na wrzosowiskach prawieprzez tydzień, pracując na budowie.Teraz, z pieniędzmi w kieszeni, chciał ruszyć na nie, abypozbyć się wrażenia kłucia i świerzbienia.Miał wrażenie, jakby wewnątrz niego ktoś jezdziłgwozdziem po czarnej szkolnej tablicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]