[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc nie spodziewałam się, żeby podano kolację wcześniej niż o wpół do dwunastej.W głowie mi się kręciło i tonie z powodu zadania, jakie przed sobą postawiłam.Po prostu nic nie jadłam od śniadania.I kolacji też nie zamierzałamjeść.Nie chciałam ryzykować powtórki z tego, co wydarzyłosię u Lizzie.Nie wtedy, kiedy miałam nadzieję się zaręczyć.Franklin uśmiechnął się, gdy zobaczył, że wchodzę do sali balowej De Vriesów.Mrugnął do mnie, pochylając głowęw kierunku dalszego rogu pokoju.339- Franklin chce ze mną rozmawiać.- Położyłam ciotcerękę na ramieniu.- To idz, jak najbardziej! Gdzie jest?- Tam, koło palm.W rogu.- W takim razie odprowadzę cię do stołu z napojami.Jeśli pójdziesz wtedy do niego wystarczająco szybko, twojanieobecność nie zostanie zauważona.Zrobiłyśmy, jak sugerowała ciotka, i wkrótce trzymałamFranklina za rękę, i byłam ciągnięta wzdłuż ciemnego, wąskiego korytarza dla służby.A potem w dół po jeszcze węższych schodach w całkowitej ciemności.Schody skończyłysię wcześniej, niż się spodziewałam.Wpadłam na Franklina,a potem poleciałam do przodu, puszczając jego rękę.- Franklinie?- Tu jestem.Odwrócił się do mnie.Zorientowałam się, kiedy chwyciłmnie za obie dłonie.I pociągnął dalej do przodu.- Ale.Franklinie? Tak tu ciemno.Gdzie jesteś?Pociągnął mnie ostro w lewo, a potem puścił moje ręce.Usłyszałam trzask zapalanej zapałki i rozbłysnął płomień.W tym niewyraznym świetle zarys jego twarzy na przemiannabierał ostrości i tracił ją.- Zawsze przychodziłem tutaj, do pokoju mojego służącego, kiedy nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział, co robię.Lub zrobiłem.Migocący płomyk świeczki oświetlił najpierw łóżkoi proste krzesło.A potem, w następnym momencie, twarzFranklina.Płomień zabarwił mu na rumiano policzki i rozpalił oczy.Przygryzłam dolną wargę.- A robiłem swego czasu wiele rzeczy, chociaż nie z tobą.Wielka szkoda.Bo postanowiłem, że chciałbym poznać cięlepiej.- Usiadł na łóżku i oparł się o ścianę, uśmiechając siędo mnie szeroko.- Powiedz coś.340- Przyznam, że nie wiem, co powiedzieć.- To zrób coś.- Jego oczy! Gdy tak na mnie patrzył, wydawało się, że wie o mnie coś, czego ja nie wiem.- Zrobić.co?- Na początek możesz tu podejść.Podeszłam do niego, bojąc się.nie wiedziałam czego.- Usiądz.- Poklepał łóżko obok swego uda.- Nie mogę.- Aóżko było tak niskie, że wiedziałam, iżnie mam nawet co próbować.Nie w moim gorsecie.I to takmocno zasznurowanym.- Z pewnością nie jesteś tak przywiązana do swojej moralności jak te wszystkie dziewczęta.- Westchnął.- Nie powiedziałam, że nie chcę.Powiedziałam, że niemogę.- Nie możesz?- Nie mogę.Z powodu.- Z powodu gorsetu.Nie mogłam zgiąć się w pasie, a ponieważ był taki długi, trudno mibyło zgiąć się w stawach biodrowych.Mogłam tylko stać, zaśusiąść tylko wtedy, gdy krzesło było odpowiednio wysokiei podsunięte pod kolana przez kelnera.Z trudem.Z pewnością Franklin potrafił to zrozumieć bez mojego tłumaczenia.Jaka porządna dziewczyna mówiła o gorsetach i innych zakazanych tematach podczas kulturalnej rozmowy?Podniósł się i stanął całkiem blisko mnie.- Nie możesz.Ale nie powiedziałaś, że nie chcesz.- Jegotwarz była teraz skryta w cieniu.Jakoś dużo przyjemniej słuchało się jego głosu, niż patrzyło mu w oczy.- Tak.Nie powiedziałam.Zanim zorientowałam się, co zamierza, Franklin podniósł mnie i wziął w ramiona.Znowu zaczęło mi się kręcićw głowie, ale wtedy usiadł ze mną na materacu.W silnymobjęciu jego ramion powoli wracała mi ostrość spojrzenia.Zamknęłam oczy i oparłam się z ulgą o jego ramię.341Musnął nosem mój policzek.Szczecina jego bokobrodówpodrapała mnie przyjemnie w szyję.Zaczął lekko gryzć mnie w ucho.Odsunęłam głowę, żeby przestała drętwieć mi skóra.Wykorzystał okazję, żeby pocałować mnie w szyję.Do tejpory całował mnie tylko w policzek.Dość niewinnie.Tenpocałunek taki nie był.- Franklinie!- Mógłbym cię schrupać.- Franklinie, proszę.- Chcę tylko poczuć twój smak.- Zsunął mi rękaw z ramienia i zaczął składać na nim pocałunki.Ciarki przeszły mi po plecach, a żołądek ścisnął się zestrachu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]