[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, jak mówiła, ponieważ salon znajdował się zaraz po prawej, przy holu, takwięc ze schodków wejściowych widziała ciało, kości i mózg, niegdyś należące do George'aHaywarda, po wewnętrznej stronie drzwi siatkowych.ROZDZIAA CZWARTYNIE MA AATWEGO, a jednocześnie szczerego wyjaśnienia dla mojej decyzji o wstąpieniu dostanu duchownego.Każde wyjaśnienie jest albo łatwe, albo szczere.Aatwa odpowiedz - i tej udzielałem najczęściej wyjątkowo gorliwym albozasadniczym wiernym (których nie brak, nawet pośród baptystów w Nowej Anglii) - toanegdota, którą mi opowiedział jeden z moich bardziej uczonych wykładowców wseminarium.Jako młody absolwent miał objąć posadę w biednej wiejskiej parafii w WirginiiZachodniej.Pewnego niedzielnego poranka wygłosił kazanie w tamtejszym kościele.Naweton sam uznał je za raczej intelektualne niż natchnione, raczej rozwlekłe niż mądre.Nie byłonajlepsze.Po mszy stary diakon - górnik węglowy, który jakimś cudem dożyłsiedemdziesiątki, nie zapadając na żadną z żałosnych chorób płuc, które zwykle znacząkoniec życia górnika - podszedł do niego i spytał głosem ociekającym ironią: Was to Bóg donas zesłał czy tylko przyjechaliście?.Mój wykładowca zrozumiał w lot, co diakon sugeruje:jemu, młodemu pastorowi, jakby brakowało pasji i przekonania.Wydawał się zwyczajniestwarzać pozory posługi.Tak więc kiedy ludzie mnie pytają, dlaczego zostałem kapłanem, aja widzę po pytaniu, że chcą odpowiedzi wyśpiewanej z zielonoświątkową żarliwością,opowiadam tę historię, zawsze kończąc niewierzącym we własne siły wzruszeniem ramion iuwagą: Mogę tylko wyrazić nadzieję, że zesłał mnie Bóg.Szczera odpowiedz jest bardziej skomplikowana.Pod pewnym względem zostałemzesłany.Albo natchniony.Albo powołany.Ale samo moje powołanie nie miało postacijednego grzmiącego zaproszenia z góry (czy naprawdę komukolwiek to się zdarza?) aninawet jednego ewidentnego doświadczenia Chrystusa żywego.Kiedy miałem lat dziesięć ijedenaście, przejawiałem raczej typowe dla chłopca zainteresowanie wszystkim, co straszne iprzerażające, wszystkim, co powoduje, że serce bije trochę szybciej: zabójcy-rzeznicy, seryjnimordercy i te upiory, które czają się pod naszymi łóżkami.Brzydactwa, ale całkiem typowe.A potem oczywiście pojawił się łatwy do przewidzenia szeroki wybór wilkołaków,wampirów, mumii, obcych, zabójczych robotów, psychotycznych cyborgów i rozmaitychzombie i dziwolągów, gęsto zaludniających przedstawienia i filmy produkowane licznie kumojej rozrywce i ku wywołaniu niespokojnych, gorączkowych koszmarów.Moi przyjaciele wBronxville i ja rozkoszowaliśmy się filmami z potworami, ilekroć w lecie wyświetlało je kinonaprzeciwko stacji kolejowej, i w pojedynkę lub grupowo śledziliśmy wygenerowanekomputerowo okaleczanie, które teraz kojarzy mi się ze staroświecką i prymitywną grąwideo.Moja fascynacja tego rodzaju jatką i przemocą nie była nadzwyczajna ani nieświadczyła o potencjalnie groznych zaburzeniach osobowości.Biorąc pod uwagę zawszechwiejny stan małżeństwa moich rodziców, nie opisałbym swojego dzieciństwa jakonieskazitelnego czy błogiego.(Kilka lat pózniej, kiedy oznajmiłem swoją decyzję owstąpieniu do szkoły teologicznej, moja siostra zauważyła, że przechodzę od sporu do zboru).Ale też moje dzieciństwo nie było przesadnie bolesne czy przerażające.Wiosną grałem wbejsbolowej lidze młodzieżowej, jesienią w footballowej.Zimą grałem w hokeja na lodzie ijezdziłem na nartach.Mój ojciec był głównym kadrowym w wielkim banku inwestycyjnym iwraz z wieloma rodzicami moich przyjaciół dojeżdżał na dolny Manhattan.Co rano zbieralisię jak gołębie na stacji przy kinie.Matka pracowała w magazynie podróżniczym, ale potrzydziestce porzuciła redakcję, żeby zostać w domu i wychowywać moją siostrę i mnie.Ojciec był od niej o dziesięć lat starszy.Ich małżeństwo na pewno nie uniknęło osobliwościcharakterystycznych dla lat siedemdziesiątych, ale pojawiające się w nim konflikty miaływięcej wspólnego ze specyfiką charakteru moich rodziców niż z naturą ich przyjaciół.O ilewiem, nikt w tym towarzystwie nie zamieniał się małżonkami na basenowych przyjęciach wlipcu i sierpniu.I chociaż ja od czasu do czasu popalałem marihuanę, używką z wyboru byłprzejrzysty, brązowy alkohol: dorośli zachęcali siebie nawzajem do picia szkockiej tak, jaknamawiali dzieci do picia mleka.Jako nastolatek słuchałem dużo muzyki heavymetalowej i punkowej, wytapetowałemściany swojego pokoju plakatami sportowców oraz gwiazd rocka.Miałem dziewczynę, alezgodnie z wzorcem, który stosowałem również w latach college'u i w życiu dorosłym,wycofywałem się, gdy tylko stawało się oczywiste, że związek osiąga to, co piloci cywilninazywają punktem V1, punktem decyzji: albo odrywamy się od ziemi i stajemy się parą napoważnie, albo rezygnujemy ze startu i rozchodzimy się każde w swoją stronę.Niezmienniepodejmowałem decyzję o zwolnieniu obrotów, jeśli moja dziewczyna sama wcześniej nieokazała chęci zmniejszenia prędkości.W pewnym momencie w liceum, kiedy na lekcjach historii omawialiśmy imperiumrzymskie, moje rozmiłowanie we wszystkim, co makabryczne i sensacyjne, znalazło nowąfiksację: ukrzyżowanie.Mój ojciec wychował się jako baptysta w południowym Vermoncie -to zapewne jeden z powodów, dla których tu trafiłem - a mama była prezbiterianką zpobliskiego przedmieścia w Westchester.Do siódmego roku życia wraz ze starszą siostrąuczęszczałem do szkółki niedzielnej w miejscowym kościele baptystów, ale kiedy byłem wdrugiej klasie, przestaliśmy regularnie chodzić do kościoła.Rodzice zmęczyli się swoimikłótniami, ciągłymi zarwanymi nocami w piątki i soboty, pracą ojca i zwykłymwychowaniem dwójki dzieci.Staliśmy się chrześcijanami wielkanocno-bożonarodzeniowymi,pojawiając się w kościele ledwie dwa razy do roku, a moje duchowe poszukiwaniachrześcijanina utknęły w martwym punkcie gdzieś pomiędzy drugą klasą a moimmłodzieńczym pragnieniem, by spać do południa w niedzielne poranki.Ukrzyżowanie to zmieniło.Zahipnotyzowała mnie cała idea, że imperium takcywilizowane jak Rzym - w filmach, które kształtowały moje pojęcie o świecie antycznym,Rzymianie zawsze charakteryzowali się nienaganną ogładą i bez trudu wtopiliby się wśrodowisko Bronxville albo Pelham - postrzegało ukrzyżowanie jako sensowną i stosunkowopowszechną formę wymierzania sprawiedliwości.Byłem zbulwersowany, ale równieżzafascynowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]