[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naj​pierw zna​la​-złem liścik, z któ​rego wyni​kało, że mam poszu​kać pew​nego zapusz​czo​nego hote​-liku.Zatrzy​ma​li​ście się tam kilka dni przede mną.Wła​ści​cielka wyja​wiła, że ow​-szem, widziała cię.Zamiesz​ka​łaś w pokoju razem z jakimś wyso​kim ciem​no​wło​-sym face​tem z paskudną bli​zną na szyi.Poczu​łam się winna i pró​bo​wa​łam się wytłu​ma​czyć:– To nie tak, jak myślisz.– Gdy​bym rze​czy​wi​ście tak pomy​ślał, nie oglą​da​ła​byś mnie teraz.Wplą​ta​łaś sięw rela​cję z tym gościem, a ja muszę sobie z tym jakoś pora​dzić.– Na chwilę zamilkł i scho​wał dło​nie w kie​sze​niach spodni.– W hote​liku Dal​las zosta​wiła celowo prze​wod​nik po oko​li​cach jeziora Tahoe.Wystar​czyło tylko popy​tać wśródmiej​sco​wych o waszą fur​go​netkę.Kiedy tu dotar​łem, Cas wpu​ścił mnie do domu.Spra​wiał wra​że​nie zasko​czo​nego moim wido​kiem.Zapro​wa​dził mnie do two​jego pokoju, a gdy wyj​rza​łem przez okno, zoba​czy​łem cię na mostku.Wspo​mnia​łem cikie​dyś, że nie jestem typem zazdro​śnika.Jed​nak w przy​padku Micha​ela Realma nieumiem opa​no​wać zazdro​ści.Ale to mój pro​blem, nie twój, i to ja muszę sobie z nimpora​dzić.Posta​no​wi​łem, że będę ci ufał.Oczy​wi​ście ucie​szy​łam się, że James upo​rząd​ko​wał jakoś swoje uczu​cia.Wie​-dzia​łam jed​nak, jak wiele mu umknęło.– Wyja​śni​łam Real​mowi, że ni​gdy się z nim nie zwiążę.Miał przede mną tajem​-nice.Okła​my​wał nas wszyst​kich.James, oba​wiam się, że on jest chory.Musimy sięstąd jak naj​szyb​ciej wynieść.Moje słowa spra​wiły mu widoczną radość.Po jego ustach prze​mknął ukrad​kowyuśmie​szek.– Wyru​szymy ran​kiem – obie​cał, po czym chwy​cił mnie za koszulę i przy​cią​gnąłdo sie​bie.Zarzu​ci​łam mu ręce na szyję i wspię​łam się na palce.Nasze usta się spo​-tkały.– Slo​ane, pod​daję się.Jestem cały twój.Poczu​łam ukłu​cie w sercu – słodko-gorzki ból.Nachy​li​łam się do mojego uko​-cha​nego i poca​ło​wa​łam go.Miał cie​płe, mięk​kie usta.Wło​ski na jego bro​dzie dra​-pały mnie lekko, ale nic sobie z tego nie robi​łam.W dotyku Jamesa nie odna​la​złamnamięt​no​ści, choć wie​dzia​łam, że oboje nas roz​pala pożą​da​nie.Cało​wał mnie powoli i meto​dycz​nie, jakby brał mnie całą w posia​da​nie.Poło​ży​li​śmy się na łóżku i po raz pierw​szy – a na pewno pierw​szy, odkąd pamię​ta​łam – pie​ści​li​śmy się tak powoli, jakby nic nas nie goniło.Uko​chany obsy​pał poca​łun​kami całe moje ciało.Przy każ​dym jego wes​tchnie​niu moje serce zatrzy​my​wało się na sekundę.W gło​wiekoła​tała mi cudowna myśl, że mój James naprawdę do mnie wró​cił.Teraz musie​li​-śmy tylko roz​po​cząć nasze wspólne życie na nowo.* * *Długo nie wsta​wa​li​śmy z łóżka, a ja zasy​py​wa​łam Jamesa opo​wie​ściami o tym, cosię ostat​nio wyda​rzyło.Opo​wie​dzia​łam mu o Arthu​rze Prit​char​dzie i o spo​tka​niu z Kel​la​nem.Poroz​ma​wia​li​śmy o moich wspo​mnie​niach wynu​rza​ją​cych się z nie​pa​-mięci, o krwa​wie​niu z nosa.Wspo​mnia​łam mu nawet o Dal​las i Real​mie.Jamesprzy​słu​chi​wał się wszyst​kiemu z wielką uwagą.Natłok infor​ma​cji chyba go nieco prze​rósł, mimo to przyj​mo​wał wszystko lepiej, niż sądzi​łam.Naprawdę doj​rzał.– Jak myślisz – ode​zwał się po namy​śle – jak zare​aguje na nasz widok Realm?– Zapewne będzie miał zła​mane serce – odpar​łam.Przez chwilę zro​biło mi się go nawet żal, lecz wystar​czyło przy​po​mnieć sobie, jak potrak​to​wał Dal​las, by owoprze​lotne uczu​cie zni​kło bez śladu.Jak​kol​wiek postą​pię, i tak nie dorówna to okru​-cień​stwem temu, co on uczy​nił swo​jej dziew​czy​nie.– W takim razie nie mogę się docze​kać, aż zoba​czę jego minę – stwier​dził James,uśmie​cha​jąc się do sie​bie.Roz​dział siódmyObiad prze​biegł w raczej nie​we​so​łej atmos​fe​rze.Na uśmiech pozwo​lił sobie jedy​nie Cas, no i James, który pała​szo​wał przy​wie​zioną ze sklepu suszoną woło​winę z takąminą, jakby był to naj​wspa​nial​szy przy​smak świata.Przed zej​ściem do kuchni wziąłprysz​nic i ogo​lił się.Ina​czej niż pod​czas poprzed​niego spo​tka​nia z Real​mem, tym razem wyraź​nie upa​jał się świa​do​mo​ścią, że poka​zu​jemy się publicz​nie razem.Może jed​nak tro​chę się pospie​szy​łam, oce​nia​jąc go jako doj​rza​łego faceta.Dłoń Jamesa spo​czy​wała na moim kola​nie.Niby nic wiel​kiego, lecz nie zabie​rałjej ani na chwilę.Sie​dzie​li​śmy bli​sko sie​bie, co jakiś czas nachy​lał się do mnie i muska​jąc ustami ucho, szep​tał, jak bar​dzo za mną tęsk​nił.Naj​chęt​niej kaza​ła​bym mu prze​stać, ale nie zro​bi​łam tego.Decy​zja była już pod​jęta, jutro mie​li​śmy uciec.Zamie​rza​łam zapro​po​no​wać Dal​las, by wyru​szyła razem z nami, ale podej​rze​wa​-łam, że nie będzie chciała zosta​wić Casa.Tak czy ina​czej chcia​łam dać jej moż​li​-wość wyboru.– No to opo​wia​daj, gdzie się podzie​wa​łeś – popro​sił Cas, nakła​da​jąc sobie por​-cję woło​winy.Na zewnątrz zapa​dła już noc.Za oknami pano​wała ciem​ność, niebo usiane byłogwiaz​dami.Pomy​śla​łam, że potem posie​dzę na dwo​rze i popa​trzę w gwiazdy.To była nasza ostat​nia noc nad jezio​rem Tahoe.Naza​jutrz mie​li​śmy znów wyru​szyć w nie​znane.– Chcia​łem wró​cić do Ore​gonu – wyja​śnił James – ale gdy przy szo​sie zoba​czy​-łem bil​l​bo​ard, z któ​rego spo​glą​dała moja przy​stojna gęba, oble​ciał mnie strach.–Puścił do mnie oko, dając do zro​zu​mie​nia, że się wygłu​pia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]