[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydatne usta aż prosiły, by jecałować. Dziadku, co tu się wyrabia? Kto zacz? Aszken? Dlaczego nie śpisz? Jak ty wyglądasz?! Okryj sięnatychmiast! He, he zarechotał Kalikst. I ty chcesz taką dziunię cycatą doklasztoru oddać? To już lepiej mnie ją daj, to pokażę jej, co torajskie rozkosze.Starzec machnął tylko ręką. Zalotniki każdego dnia tu się złażą i musisz wiedzieć, że bywali tupanowie znamienitsi niż ty, nieznajomy.Wielmoże i bogacze.Alewszystkim powtarzam: Aszken jest Bogu przeznaczona.Dziewczyna spuściła skromnie oczy.Oparła dłonie na podołku ispłoszona umknęła za drzwi.Armeńczyk opowiadał dalej. Jak słusznie rzekłeś, nieznajomy& Jak mam cię zwać? Kalikst.Jestem Kalikst z Konstantynopola. A więc, jak słusznie rzekłeś, Kalikście z Konstantynopola, gdyściepodeszli pod miasto, Seldżucy zaczęli nas inaczej traktować.Nie,nie robią rzezi ani nie każą wyrzec się Chrystusa.Nocami krążą pomieście i stawiają znaki.Kilku już zginęło, nie wiadomo co z nimi.Może jęczą w lochach cytadeli, może już pływają napuchnięci wOrontes.Boimy się, nie wiedząc, co nas czeka.Dziś postawilisymbol krzyża na moich drzwiach.Nie wiem, co teraz.Nie wiem,jakie mają zamiary.Belzebub pokiwał ze zrozumieniem głową. A te domy tu obok? zapytał. Kto tam żyje? Wszystko Armeńczyki.Badrig Płatnerz i Nerses z Edessy, kupieczbożowy.Z Nersesem robię interesy, to mój zaufany druh.Badrig toteż uczciwy chrześcijanin.Wszystkich nas spotka podobny los&Ostatnie słowa wypowiedział z nieskrywaną żałością.Widać, że latanieszczęść wcale nie uodporniły go do końca.A może przeczuwałwłasną śmierć.Kalikst wstał i wyjrzał przez szpary w okiennicy.Wstawał już świt.Czas było się zwijać. Posłuchaj, starcze, jutro przybędę tu, ledwo noc zapadnie.Czekajna mnie razem ze swoimi sąsiadami Armeńczykami.Dowiedz sięteż, jeżeli masz taką sposobność, jakie straże stoją nocami przybramach.Czy wielu ich, jak uzbrojeni.Jak często się zmieniają.Jutro wszystko mi powiecie.To rzekłszy, Belzebub zasłonił twarz zawojem i wyskoczył na ulicę.Musiał stąd wiać, nim wzejdzie słońce.* * *W południe po obozie rozeszła się radosna wieść: do portu Saint-Simeon przypłynął transport z Seleucji.Dziesięć galer dostarczyłoczęści do machin wojennych a więc dobrej jakości drewno,stalowe korbowody, sprężyny, łańcuchy, mocne liny& Nowezapasy ognistej galarety inżyniera Kallinikosa, a także rzecz możenajmniej wojenną, ale za to najbardziej przydaną: jadło wewszystkich postaciach.Co prawda zapasy dowiezione z najbliższego portu cesarstwa niemogły starczyć na dłużej niż na kilka dni, może tygodni, jednako wobozie zapanowała euforia podsycana najdłużej i najbardziejoczekiwanym dobrem winem.Za cud można uznać, że beczki znapojem Dionizosa nie zostały od razu rozpite przez oddziaływysłane przez Aleksego Komnena do pilnowania portu.W istocie taczęść armii wyżłopała tylko połowę, po czym padła nieprzytomnatwarzą w błoto.Resztę odzyskał patrol czujnie wysłany przez tych,co pozostali w obozie.Ryki radości trzęsły okolicą do wieczora.Kalikst nie brał udziału w bachanaliach.Niepokoiła go myśl, że tejzbieraninie łotrów wystarczy kilka beczek wina, a już zanikała wnich dusza rycerzy, zaś odzywała się natura pospólstwa, które sweszczęście mogło odnalezć tylko w pełnym kielichu. Chlejem, ziomki! Chlejem, aż padniem! wył Nicetas szczęśliwyjak nigdy.Zupełnie zapomniał o połamanym kolanie.Nadawał tondionizjom, szczodrze lejąc kompanom wino do kubków. Kalikst, patrz co mam! Całą wielką bekę wypełnioną ambrozją, odktórej bogowie zachowują wieczną młodość i nieskończone życie.Napijże się ze mną!A i owszem Belzebub nie stronił od napitków.Jednako teraz jegomyśli krążyły wokół armeńskiej uliczki w Antiochii.Machinalnieprzyjął od Wielkiej Pięści drewniany kubek z winem.Pił, nie czującsmaku.Czekał tylko wieczora&* * *Badrig Płatnerz i Nerses z Edessy wyglądali niemal tak, jakWazgen Bifian, tyle że ich brody miały nieco ciemniejszy kolor.Wszyscy spoglądali na Kaliksta takim samym smutnym wzrokiem. Dziś tuż przed zachodem zniknął Hetum Mały opowiadałzbolałym głosem gospodarz. Złotnik, rzemieślnik z bożymnatchnieniem, który nie miał sobie równych nie tylko w Antiochii, alenawet w Aleppo i Laodycei.Przerwał.Po chwili opowieść podjął Nerses: Turki weszły do warsztatu Hetuma i zabrały, i jego, i złoto.Gdziego powiedli i jaki jego los, tego się można jeno domyślać.Wszystkich nas czeka podobna dola: jednego dnia jest człowiek.Drugiego wszelki ślad po nim zanika.Armeńczycy zgodnie pokiwali głowami. Coście się zwiedzieli? Jak Seldżuki bram pilnują? Emir posłał po posiłki do Mosulu i Bagdadu.Tam już formują sięoddziały, które mają wyjść naprzeciw żołnierzom basileusa.Wmieście zaś każdej bramy pilnują po dwie dziesiątki ludzi, a nawieżach zawsze jest co najmniej pięciu. Chyba znów spali mruknął Kalikst.Kolejny raz udało mu sięwspiąć na mur, nie wzbudzając najmniejszego zainteresowaniastrażników.Jeżeli tak uważnie pilnuję bram, to nie powinno być kłopotu zezdobyciem miasta uznał. W całym mieście panuje bałagan mówił dalej Badrig. Za dniaTurki biegają, gromadzą na murach broń i machiny.Do izby weszła Aszken
[ Pobierz całość w formacie PDF ]