[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mamyz sobą zapasowe łyżwy.Przymocowanie ich do pani butówzajmie tylko chwilę.Choć Sophie pochlebiła ta propozycja, musiała odmówić.- Nigdy nie jezdziłam na łyżwach.Na pewnopołamałabym sobie kości.- Nie, jeśli z obu stron będziemy panią podtrzymywać.Proszę powiedzieć, że się pani zgadza.To naprawdęnajcudowniejsze doznanie na świecie.Sophie wahała się, w końcu jednak uległa.Zbudził się wniej buntowniczy duch.Była zmęczona nieustannymi troskami.Dlaczego nie miałaby mieć trochę przyjemności? Hatton mógłzaproponować, że będzie ją uczył, ale nie zrobił tego.Pokaże148 mu, że inni nie są tak leniwi.Kiedy pobiegła po buty, oczybłyszczały jej podnieceniem.Rozdział dziewiątyJednak na staw już ktoś przed nimi przybył.Kitowi, jakzawsze, usta się nie zamykały, kiedy Hatton pomagał muwłożyć buty z łyżwami.Dopiero po wjezdzie na lód zamilkł,marszcząc w skupieniu brwi.Hatton jechał tyłem, trzymając goza obie ręce.Sophie przyglądała się, jak synek robi pierwsze kroki nalodzie.Z początku szedł nieporadnie, wreszcie zrobił pierwszyszus, drugi.i zaczął krzyczeć z radości.- Patrz na mnie, mamo! - zawołał.- Jadę!- No, pani Firle, widzi pani, jakie to łatwe? - Młodyczłowiek, którzy przedstawił się jako Wentworth, pomógł jejutrzymać się na lodzie.- Proszę zdać się na Jacka i na mnie.Nie pozwolimy pani upaść.Kiedy Sophie stanęła na wąskich ostrzach, miała ochotęzrejterować, ale wszyscy patrzyli na nią, no i przy Kicie niemogła zachować się jak tchórz.Asekurowana przez Wentwortha i Jacka, odważyła sięposunąć po śliskiej powierzchni.Wkrótce stało się oczywiste,że jej nauczyciele są mistrzami, toteż po pierwszychnerwowych chwilach Sophie nabrała animuszu, kiedy takmknęła między nimi.Od przenikliwego wiatru policzki jej sięzarumieniły, ale nie czuła zimna, bo jej towarzyszeprzyśpieszyli.- Nie tak prędko! Damie zakręci się w głowie! -zawołał Hatton, podjeżdżając do nich z Kitem, który trzymałgo mocno za rękę.149 - Bzdura! - odparła rozpromieniona Sophie.- Od lat niebawiłam się tak dobrze.Coraz lepiej mi idzie! - krzyknęła zradosną werwą.- Ależ widzę i jestem pełen podziwu.Sugeruję tylko,byśmy zmienili konfigurację.Towarzysze Sophie zamierzali zaprotestować, ale rzut okana twarz Hattona przekonał ich, że lepiej tego nie robić,dlatego też odjechali z Kitem i ku jego radości przyśpieszylijeszcze bardziej.- Jest pan zbyt arbitralny - dąsała się Sophie.- Jakie mapan prawo, żeby dyktować mi, co mam robić albo z kimspędzać czas?- Najmniejszego, droga pani.Pomyślałem tylko, żezechce pani wypróbować świeżo nabyte umiejętności z jednympartnerem.- Objął ramieniem talię Sophii, ujął jej dłoń i ruszyłna lód z pełną gracji maestrią.- Proszę się odprężyć! Jest panizbyt spięta.Proszę zdać się na mnie.Nie dopuszczę, by stałasię pani krzywda.Po półgodzinie szło jej naprawdę niezle, lecz zmęczeniedawało już znać o sobie.Podjechali do brzegu stawu.- Dość na dziś.Jeśli pogoda się utrzyma, wkrótcebędzie pani jezdziła sama.- Przywołał Kita, ale tym razemchłopiec nie miał ochoty wypełnić jego polecenia.Wystarczyłojednak zmarszczenie brwi Hattona, by znalazł się przy nim,choć miał zawiedzioną minę.- Chciałem jeszcze poćwiczyć - pożalił się.- Nedmówi, że najlepsi łyżwiarze ćwiczą bez przerwy.- Tak tylko się mówi.Nie można dopuszczać, by nogizesztywniały, a stopy zaczęły krwawić.Siadaj, Kit.Teraz niechpanowie pokażą nam, co potrafią.- Spoczęli na zwalonympniu.Młodzi dżentelmeni, mając cały lód dla siebie, uraczyli ichoszałamiającym spektaklem skoków i piruetów.Kit nieszczędził im oklasków, był jednak dziwnie milczący.150 - O co chodzi, synku? Czyżby się dąsał? - napomniałago Sophie.- Nie, mamo, ale Hatton mówił, że też potrafi skakać.Sophie zachichotała.- Jakie to szczęście, że jeszcze nie zdjął pan łyżew.Wierzę, że nas pan nie rozczaruje!- Co ja bym dał za odrobinę spokoju - z komicznymsmutkiem pożalił się nad swym losem i ruszył na lód.Ku zaskoczeniu Sophie pozostali panowie oddali mu lódwe władanie, lecz zaraz zrozumiała, dlaczego tak się stało.Otóż Hatton w szalonym tempie wykonał mnóstwo taktrudnych skoków i piruetów, aż dech jej zaparło z podziwu.Klaskała jak szalona, a Kit siedział z otwartą buzią.Po jakimś czasie dołączyli do niego pozostali łyżwiarze.Nie dorównywali mu umiejętnościami, ale gdy znów przyjrzałasię Wentworthowi, ostatecznie utwierdziła się w swoichpodejrzeniach.- Dlaczego uznał pan za konieczne mnie oszukać? -spytała, wracając niespiesznie do gospody z Hattonem u boku.- Słucham?- Pan Wentworth jest pańskim krewnym.Jesteście dosiebie zbyt podobni, bym mogła się mylić.- To mój kuzyn.- Doprawdy? A jego towarzysze również?- Dwaj z nich.Pozostali są przyjaciółmi rodziny.- Domyślam się, że to panu zawdzięczam ich wizyty wgospodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Alexandre Dumas Le comte de Monte Cristo tome3
  • Alexandre Dumas Le comte de Monte Cristo tome1
  • Alexandre Dumas Le comte de Monte Cristo tome4
  • Smith Alexander Gordon OtchÅ‚aÅ„ 01 W potrzasku
  • Alexandre Dumas Le comte de Monte Cristo tome2
  • Alexandra Ivy Strażnicy WiecznoÂœci 4 Smak ciemnoÂœci
  • Alexandra Ivy Strażnicy WiecznoÂœci 5 Nieujarzmiona ciemnoœć
  • Susan Mac Nicol Saving Alexander(1)
  • Belinda Alexandra ZÅ‚ote kolczyki
  • Alexander Gordon Smith W potrzasku
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • reyes.pev.pl