[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zapomnę, ciociu Alex.Darzyła miłością obie ciotki, wiedziała, iż pragnęły jąchronić, co ewidentnie przekładało się na to, że każdy w tym cholernym domu starał sięutrzymywać ją w niewiedzy.Pragnęła powiedzieć im, że nie potrzebuje ochrony.Taknaprawdę potrzebowała wiedzy o wszystkim, by opracować strategię, która zapewniłabybezpieczeństwo jej oraz Nicholasowi.Być może uda się jej nawet dojść do tego, kto jestodpowiedzialny za tę udrękę.Mówiąc prawdę, była przekonana, że to Nicholas bardziej potrzebował ochrony niżona.No cóż, sama tego dopilnuje.Sophie spojrzała na zegar z pozłacanego brązu ustawiony na gzymsie kominka.- Pora zejść na dół, najdroższa.Zostały zaledwie cztery minuty do dziesiątej, a wiesz,że biskup Dundridge wierzy w potęgę czasu.Prawdopodobnie już tupie nogą zezniecierpliwienia, obserwując wskazówki zegarka, i obawia się, że ty lub Nicholaspierzchniecie w ostatniej chwili.Rosalinda dokładała wszelkich starań, by zejść po szerokich schodach majestatycznie,ponieważ u ich podnóża stał już Nicholas - w czarnym stroju, płóciennej koszuli, białej jak jego zęby, z tą swoją silnie zarysowaną i upartą szczęką, i spoglądał na nią bez cieniauśmiechu.Miał poważny wyraz twarzy, niczym purytański duchowny gotów pomstować naswoją grzeszną trzódkę.W tym momencie nie chciała tego zrobić.Nie znała tegoniebezpiecznego mężczyzny.Patrzył na nią.Bardzo powoli podniosła dłoń odzianą wrękawiczkę i położyła na jego przedramieniu.Nie odezwał się ani słowem, ona również nie.Poprowadził ją do salonu, pełnego białych róż i przesyconego aromatem wanilii.Biskup Dundridge włożył z powrotem do kieszeni zegarek z błyszczącym srebrnymłańcuszkiem.Potem uśmiechnął się do młodej pary i spojrzał do tyłu na gości zebranych wsalonie.Zebrali się w dwóch oddzielnych grupach, z których żadna nie odzywała się dodrugiej, z wyjątkiem wymiany najbardziej formalnych uprzejmości.Popatrzył na hrabinęNorthcliff, przyznając w duchu, lecz tylko sobie, jak bardzo ją podziwiał od z górądwudziestu lat.Chciał westchnąć, lecz nie był na tyle nierozsądny.Skierował wzrok na paniąRyderową Sherbrooke'ówą, która, wraz z hrabiną, szła przez salon za panną młodą i panemmłodym.Sophie podeszła do męża i stanęła obok niego, z uroczym uśmiechem.Popatrzył nacztery młodsze dziewczyny, które skupiły się wokół niezwykle ślicznej młodej damy,wpatrującej się z kolei w Graysona Sherbrooke'a, tkwiącego obok kominka, z rękomaskrzyżowanymi na piersi i zachowującego się tak, jakby był nieobecny.Cóż to wszystkomiało znaczyć? Nad wyraz troskliwy ojciec sprawował pieczę nad stadkiem dam, mierzącychwzrokiem trójkę przyrodnich braci hrabiego, skupionych w drugiej grupie osób nieudolnieukrywających odrazę.Dwaj z nich sprawiali wrażenie, iż chętniej strzeliliby z łuku do panamłodego, jak do wyniesionego na ołtarz męczennika, świętego Sebastiana, niż celebrowalijego zaślubiny.A matka, lady Mountjoy.Duchowny przyłapał się na tym, iż wpatruje się wdwa jaskrawe kręgi różu namalowane na jej policzkach.Nagle uświadomił sobie, że panna młoda gotowa była do rozpoczęcia ceremonii.Natwarzy pana młodego rysowała się zaś determinacja Wellingtona pod Waterloo.No cóż, bezwzględu na wiry i ukryte nurty rwące w tym salonie, nadeszła pora na połączenie węzłemmałżeńskim tych dwojga młodych i pięknych ludzi, którzy zapewne wspólnym trudemwydadzą na świat niemniej urodziwe potomstwo.Biskup Dundridge udzielił im ślubu w cztery i pół minuty.- Milordzie - oznajmił głębokim, afektowanym głosem.- Możesz teraz pocałowaćswoją oblubienicę.I uśmiechnął się do nich promiennie.Oboje złożyli małżeńską przysięgę pewnym iniezachwianym głosem.Dosłyszał jakieś pomrukiwania pod nosem jednego z przyrodnich braci, lecz zignorował je.Poślubieni - pomyślał Nicholas odrobinę zdumiony, i bardzo powolnym ruchem uniósłwelon Rosalindy.Jej twarz była blada.- Teraz wszystko dobrze się ułoży - powiedział cicho.- Pozwól, że cię pocałuję.I złożył pocałunek, czyli zaledwie lekko dotknął jej ust swoimi.Nawet nie drgnęła,wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma.Przysiągłby, iż słyszał, jak przełknęła ślinę.Uniósł głowę, dotknął jej policzka.- Lubię zapach wanilii.Uśmiechnęła się do niego.- To był mój pomysł.- Wiedziałem, że będziesz bardzo sprytną żoną.A teraz przekonajmy się, czy taniezbyt miła kupa padliny raczy łaskawie złożyć nam życzenia i gratulacje.Nicholas czynił to z dużą niechęcią, ale musiał przyznać, że Ryder Sherbrooke miałrację.To dobrze, że jego rodzina była tu obecna.Wiedzieli teraz, że się stało.Być możenawet jakoś przejdzie im mordercza nienawiść do jego osoby.Być może jego przyrodnibracia uświadomią sobie teraz, że pieniądze, jakie odziedziczyli po swoim ojcu, wystarczyływ zupełności dla ludzi myślących racjonalnie.Richard zdołał wydusić z siebie jakieś miałkieżyczenia.Lancelot spoglądał prosto przed siebie.Potem odchrząknął.Richard zmarszczyłbrwi, lecz musiał przedstawić Rosalindę trzeciemu z braci, Aubreyowi Vailowi.Nicholas był poruszony podobieństwem najmłodszego z przyrodnich braci do jegodopiero co poślubionej małżonki - niczym brat lub siostra, co podkreślał niemal identycznyodcień rudych głosów, równie gęstych i kręconych u obojga.Aubrey miał niebieskie oczy,niemal równie nasycone błękitem, jak u Rosalindy.Jakby jedno ściągnęło skórę z drugiego.Aubrey zaczął mówić.Nie potrafił przestać gadać, co było nie najgorsze, gdyż pozwoliłozagłuszyć grobowe milczenie pozostałych członków jego rodziny.- Jestem w trakcie pisania książki - oznajmił, siadając po prawej stronie Rosalindyprzy stole, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, gdzie gospodyni zamierzała go posadzić.-Ach, cóż to za wspaniała uczta.W Oksfordzie karmią nas dobrze, ale gdzie im do tego.-Sięgnął po kieliszek szampana i wychylił go.- Powinienem był zaczekać na toast? Ach, cóż,to nie problem.I dał znak kelnerowi, by ponownie napełnił kieliszek.- Nie darzysz nienawiścią swego przyrodniego brata? - zapytała Rosalinda rozbawionajego nieprzerwanym i zabawnym monologiem.- I nie zamierzasz go zamordować?Aubrey wychylił do dna drugi kieliszek, delikatnie beknął i ostrożnie postawiłszampankę dokładnie pod kątem trzydziestu stopni w stosunku do swego talerza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Fred Saberhagen Berserker 10 Berserker Throne
  • Feehan Christine Mroczna Seria 10 Mroczna symfonia
  • Cunningham Elaine Gwiezdne Wojny Nowa Era Jedi 10 Mroczna Podróż
  • Catherine Cox Cultures of Care in Irish Medical History, 1750 1970 (2011)
  • Bruce Campbell Ken Holt 10 Mystery of Green Flame UC
  • 10 Narcissus in Chains PL (brak r. 47, 50, 54, 61)
  • 10. Robert Jordan KoÅ‚o Czasu t5 cz2 Spustoszone Ziemie
  • Pedersen Bente Roza znad Fiordów 10 Ulubieniec Elfów
  • Edwardson Ake Erik Winter 07 Pokój nr 10
  • Tom Clancy Cykl Centrum (10) Morze ognia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl