[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.10 sierpnia Napoleon wydał rozkaz wymarszu.Czterydni pózniej cała armia stanąć miała na lewym brzeguDniepru, około Ladów.13 sierpnia opuścił Witebsk, podwutygodniowym tam pobycie.15 sierpnia o godzinie trzeciej ukazało się na widno-kręgu Krasne, miasto o niskich, wyłącznie drewnianychzabudowaniach, którego postanowił bronić jeden z puł-ków rosyjskich.Po krótkiej utarczce rozbito go dosz-czętnie i marszałek Ney zajął Krasne.Nieco pózniej,poza miastem, ujrzano cofające się dwie kolumny ro-syjskiej piechoty ogółem sześć tysięcy ludzi i kilkaszwadronów jazdy, które osłaniały odwrót.Był to korpusNiewierowskiego.Mimo bohaterskiego oporu musiał wkońcu ustąpić, pozostawiając na placu boju tysiąc dwustuzabitych, tysiąc jeńców i osiem dział.W dniu tymkawaleria francuska okryła się niespożytą chwałą; atakokazał się równie zacięty, jak upartą była obrona; zasługanaszej kawalerii była tym większa, iż żelazem walczyłaprzeciwko żelazu i kulom.Po tej porażce Niewierowski schronił się do Smoleńs-ka, pozostawiając za sobą garść kozaków, aby niszczyli ipalili po drodze wszelki furaż.Oszczędzano jedyniedomy mieszkalne.Podczas kiedy Wielka Armia posuwała się lewymbrzegiem Dniepru w górę rzeki, Barclay i Bagration rozłożeni obozem między Dnieprem a Jeziorem Kas-plińskim, w pobliżu Jankowa sądzili, iż znajdują sięnadal w bliskości wojsk francuskich.Obaj wahali się;dwukrotnie, ulegając namowom generała kwatermistrzaTolla, postanowili wtargnąć poza linię obronną Fran-cuzów i dwukrotnie, zdumieni i przerażeni równie śmia-łym zamiarem, zatrzymywali się wpół drogi.Zbytchwiejni, aby własnym zaufać siłom, zdawali się wy-czekiwać dalszego przebiegu wojny względnie ataku znaszej strony.Widok Smoleńska rozpalił w duszy marszałka Neyażądzę walki i zwycięstwa.Bądz to, iż przypomniał sobienie w porę cuda wojny pruskiej, w ciągu której przedszablami naszych żołnierzy otwierały się bramy warow-nych fortec, bądz też, iż początkowo chciał jeno przyj-rzeć się dokładnie tej pierwszej twierdzy rosyjskiej, dość,że zbytnio się przybliżył i ugodzony został kulą w szyję.Podrażniony, mimo morderczego ognia, jakim zionęłacytadela, skierował przeciw niej jeden ze swoichbatalionów, padło niebawem trzy czwarte żołnierzy, po-zostali przy życiu walecznie szli naprzód i dotarli aż domurów; lecz wkrótce musieli ustąpić, gęstym trupemzaścielając ziemię.O wielkim choć bezcelowym ichbohaterstwie krótką zaledwie uczyniono wzmiankę.Zwiny dowódcy na próżno polała się krew ludzka.Zniechęcony tą niefortunną próbą, Ney cofnął się,opodal rzeki, na piaszczyste, lasem porosłe wzgórze.Obserwował stamtąd miasto i okolicę, gdy nagle naprzeciwległym brzegu Dniepru zamajaczyły w oddaliniewyrazne kontury maszerujących pułków.Pobiegłczym prędzej po cesarza i doprowadził go na szczytwzgórza, chroniąc się wśród drzew i krzewów przedstrzałami załogi fortecznej.Z wyniosłości, wśród tumanu kurzu, ujrzał Napoleondługie, czarne kolumny, od luf i bagnetów połyskliwe, aktóre szły tak szybko, że zdawały się biec.Był to Barclayi Bagration, razem około stu dwudziestu tysięcy ludzi,czyli cała niemal armia rosyjska.Widząc to, uszczęśliwiony Napoleon klasnął w dłonie izawołał: Nareszcie! Mam ich w ręku!" Nie ulegałożadnej wątpliwości, że nieprzyjaciel, który dążył właśniedo Smoleńska, bezpiecznego szukając schronienia,zaskoczony znienacka zmuszony będzie stoczyć wreszciepod murami fortecy tyle upragnioną przez nas bitwę.Nadeszła więc chwila, w której rozstrzygnąć się miałylosy Rosji.Bezzwłocznie objeżdża cesarz front swojej linii, ob-sadza wszystkie pozycje.Davout i hrabia Lobau stają nalewym flanku korpusu Neya; w centrum gwardia jakorezerwa; nieco dalej armia włoska; obok niej Junoti Westfalczycy; lecz mylnie obrawszy drogę, Junotzabłądził i nie stawił się na oznaczonym posterunku.Murata i Poniatowskiego, którzy tworzyli prawe skrzydłoarmii i poważnie zagrażali już miastu, odsunął na skrajpobliskiego lasu, tak że między lasem a Dnieprempozostała pusta przestrzeń, równa i rozległa, przez-naczona na pole walki.Armia francuska, w ten sposóbrozlokowana, opierała się na wszystkich niemal punktacho jary i przepaście.Napoleon nie myślał wszakże oodwrocie, jeno o zwycięstwie.Bagration i Barclay biegli tymczasem co tchu do Smo-leńska; pierwszy z nich aby ocalić miasto, walnąstaczając bitwę; drugi aby osłonić uciekających w po-płochu mieszkańców i przeprowadzić ewakuację maga-zynów; obaj zdecydowani byli obrócić raczej Smoleńskw perzynę, aniżeli wydać go w ręce Francuzów.Wodzo-wie rosyjscy stanęli niebawem na wyniosłościach,wznoszących się na prawym brzegu Dniepru, tuż nadrzeką i skonstatowali z radością, iż są jeszcze panamimostów, które łączyły oba brzegi i obie połowy miasta.W owej chwili Napoleon, ukrywszy za krzakami od-działy strzelców, w tyralierkę rozsypanych, jął szarpaćnieprzyjaciela.Tym sposobem chciał przyciągnąć go nalewy brzeg i zapewnić sobie decydującą rozprawę nadzień następny.Wieść niesie, że Bagration byłby istotniedał się wciągnąć w pułapkę, lecz że Barclay, oszczę-dzając mu pokusy, wysłał go do Jelni, sam zaś podjął sięobrony miasta.Według Barclaya większość naszych wojsk dążyła doJelni, aby stanąć na tyłach armii rosyjskiej i zagrodzić jejdrogę do Moskwy.Jak wielu zresztą wodzów, mylił sięwszelako, przypisując nieprzyjacielowi zamiary wręczprzeciwne jawnym jego planom i manewrom; częstokroćbowiem armia atakowana pod wpływem trwogi iniepokoju skłonna jest do przesady i widzi niebez-pieczeństwo tam nawet, gdzie ono nie istnieje.Możliwejest tedy, że Barclay, zmuszony stawić czoło groznemuprzeciwnikowi, gotował się do odparcia niezwykłej, gi-gantycznej akcji.Sami Rosjanie wypominali pózniej Napoleonowi, że niezdecydował się wówczas na wykonanie tego manewru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]