[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazłyby to i zniknęły.Teraz Skan pokiwał głową. Racja zagrzmiał, a ona wzdrygnęła się na dzwięk jego głosu. Całko-wita racja.Twoim obowiązkiem było próbować je powstrzymać. Ale jak je zabiłaś? zapytał Urtho.Przekrzywiła głowę. Byłam wysssoko.Nie mogły mnie widzieć.Zatrzymałam sssię nad nimi,uderzyłam w dowódcę.W ten sssposób.47Wyciągnęła jedną przednią łapę zaciśniętą w pięść i uderzyła w powietrze. Trafiłam go w głowę.Ssspadł na ziemię i zginął.Bez wątpienia, z takiej wysokości Zhaneel siłą rozpędu złamała dowódcykark, a ziemia dokonała reszty. Poleciałam za nim na dół.Tamci za mną, ale ja wzbiłam się znowu, zbytszybko, by mogli mnie dogonić.Gestykulowała przednimi szponami i Skan dostrzegł coś, na co przedtem niezwrócił uwagi powód, dla którego mogła uderzać, nie rozszarpując swej ofiary,tak jak on by to zrobił.Miała bardzo krótkie szpony, a długie i ruchliwe palcepodobne do ludzkich.Cięcie tylko by rozzłościło makaara, chyba że udałoby jejsię przeciąć którąś z głównych arterii na jego szyi. Znowu wzniosssłam się wysssoko, tamci dwaj za mną, ale nie potrafiliwzlecieć tak jak ja.Zawróciłam, zaczęłam nurkować, uderzyłam w pierwszego,który leciał naprzeciwko mnie.Przysiadła na ogonie i pokazała całe spotkanie z makaarami za pomocą obuswych dziwnych przednich łap jak makaar usiłował się wznieść, jak spadła naniego od przodu, przedłużając swoje nurkowanie do ostatniej chwili, aby uderzyćgo w czubek głowy zaciśniętymi pięściami. Zossstał ogłuszony, zaczął ssspadać i w końcu złamał sssobie kark, gdyuderzył o ziemię.Poleciałam za nim, aby sssię upewnić, że nie żyje, wtedy znowuzmieniłam nurkowanie w lot wznoszący.Nie patrzyła na żadnego ze znajdujących się w namiocie, utkwiła wzrok w ja-kimś niewidzialnym punkcie na ziemi. Trzeci sssię przessstraszył i próbował uciekać.Znowu wzniosssłam sssięnajwyżej jak mogłam i zanurkowałam.Był szybki, ale ja byłam jeszsze szybsza.Uderzyłam go i ssspadł mówiąc to, przekrzywiła głowę i ssskończyło sssię.To nic szczególnego.Nic szczególnego z wyjątkiem tego, że była to taktyka, którą niewiele gry-fów, jeżeli w ogóle jakiś, wypróbowało.Wyjątkowo udana taktyka.Większośćgryfów, kiedy walczyła z makaarami, pragnąc je zabić, wpijała się w grzbiet ofiaryi ściągała ją na dół albo rozszarpywała szponami.Przypominały w walce jastrzę-bia i orła, a nie sokoła.Zhaneel walczyła niczym bardzo głodny lub bardzoodważny sokół.Kiedy ten ptak chwytali gęś albo dużą kaczkę, która była odniego cięższa, strącał ofiarę! na ziemię bez użycia szponów. Zhaneel, twoja odwaga prawdopodobnie ocaliła życie wielu naszym lu-dziom i z pewnością także kilku gryfom powiedział Urtho, gdy te myśli prze-biegały przez głowę Skana. Jestem pełen podziwu i zadowolony, że komendantLoren postanowił przyprowadzić cię do mnie.Moje drogie dziecko zasłużyłaś so-bie na nagrodę.Mówiąc te słowa, sięgnął do kieszeni i wyciągnął jeden z żetonów, którychużywał zamiast medali czy odznak.Urtho uważał medale za całkowicie bezuży-48teczne; odwagę nagradzał konkretami.Ten żeton miał najwyższą możliwą war-tość: był to złoty kwadrat z mieczem po jednej stronie i słońcem z promieniamipo drugiej.Wsadził go do małego woreczka, który Zhaneel miała zawieszony naszyi.Było to akcesorium, bez którego gryfy nie mogły się obejść.Za tę szczegól-ną nagrodę gryfica mogła otrzymać w obozie dosłownie wszystko, od pięknegonamiotu po ekskluzywne całomiesięczne usługi osobistego hertasi.Mogła też jązachować i dołożyć do innych.Skan miał na przykład otwarty rachunek u Ge-stena, którego usługi dzielił z Bursztynowym %7łurawiem.Zanim wyruszył na tęostatnią wyprawę, był mu dłużny kilka miesięcy do przodu i Gesten byłby bardzobogatym hertasi, gdyby wojna się skończyła. Jednakże zdradz mi dziecko jedną rzecz ciągnął Urtho, utkwiwszyw niej wzrok, podczas gdy Loren promieniował zadowoleniem, a młoda gryficawyjąkała podziękowania kim są twoi rodzice? I kto oprócz nich cię szkolił? Nie mam już rodziców odparła. Zmarli, gdy byłam jeszcze pisssklę-ciem, nie mam też rodzeństwa.Rozczarowanie Urtho było widoczne nawet dla Skana; nie będzie jej podob-nych, chyba że się z kimś sparzy.Zanim zdążył ją wypytać o to, kto ją trenował,skoro nie byli to jej rodzice, do namiotu wpadł jeden z jego adiutantów z okrzy-kiem: Lordzie Urtho, kontratak w Przełęczy Stelvi.Więcej nie musiał mówić; Urtho natychmiast się podniósł i ruszył biegiem zachłopakiem, burząc swoją misternie ułożoną z siwych włosów fryzurę, i zniknąłw ciemnościach.Nie po raz pierwszy Urtho opuszczał Skana w ten sposób i prawdopodob-nie nie po raz ostatni.Skandranon wiedział, co robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]