[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopóty, dopóki coś takiego sięnie wydarzy, nie będziemy w stanie do niego dotrzeć, a on pozostanie bezczelnymzuchwalcem, aż w końcu pęknie jak balon.Savil poczuła, jak od wewnątrz przejmuje ją chłód. Samobójstwo?Tylendel potrząsnął głową, przynosząc jej ulgę. Nie przypuszczam, on nie należy do tego rodzaju ludzi.To nie przyszłobymu do głowy.Co do mnie.nie ważne.Nie, on w taki czy inny sposób po prostustraci panowanie nad sobą i stanie się to już wkrótce.Potem popadnie w załamanienerwowe lub też powoli będzie poddawał się deprawacji, aż do momentu, kiedybędzie miał tyle samo rozumu co kupa siana. Wspaniale. Savil prawą dłonią dotknęła czoła, pocierając palcami brwi. To właśnie chciałam usłyszeć.Tylendel wzruszył znacząco ramionami. Sama pytałaś. Tak, pytałam odparła niechętnie. Bogowie, dlaczego to akurat namnie padło? Jeśli będzie to dla ciebie jakieś pocieszenie, mogę ci powiedzieć, że nic niewydarzy się natychmiast. Lepiej, abyś miał rację.Mam dziś wieczór nadzwyczajne zebranie Rady. Westchnęła i zatarła ręce. To będzie pewnie trwało przez pół nocy, a więcnie czekaj na mnie. Czy to ma znaczyć, że to już koniec naszej rozmowy? zapytał unosząckącik ust. Tak.Dziś wieczorem masz cały apartament do swojej dyspozycji.Nie zo-stawiaj tylko okruchów na podłodze i nie zatłuść poduszek.Mnie by to nie prze-szkadzało, ale Margret obdarłaby cię ze skóry.I nie szukaj papużek są nadwutygodniowej Polnej Próbie z Szallan i jej stadkiem.Tak więc będziesz dziświeczór zupełnie sarn. O bogowie, zupełnie sam z pięknym Vanyelem.Chcesz sprawdzić mojązdolność panowania nad sobą, prawda? zaśmiał się, a potem spoważniał i od-sunąwszy się od ściany, wyprostował się. Z drugiej jednak strony, może dziękitemu nadarzy się sposobność, o jakiej mówiłem.Jeżeli zastanę go samego, możeuda mi się nakłonić go, aby otworzył się choć trochę.Savil westchnęła i sama odsunęła się od ściany.89 Radzisz sobie z ludzmi lepiej niż ja, chłopcze.Dlatego poprosiłam cię o ra-dę.Jeśli zauważysz okazję, wykorzystaj ją.Tymczasem muszę spieszyć na kon-sultację do Osobistego Królowej. A stamtąd prosto na posiedzenie? Bez żadnej przerwy? współczującozapytał Tylendel.Savil skinęła potakująco.Chłopiec wziął ją w ramiona i mocno uścisnął. Dopilnuj, abyś coś zjadła szepnął, przytulając głowę do jej włosów.Chcę, żebyś pożyła jeszcze trochę.Nie doprowadzaj się do następnego nawrotuzapalenia płuc.Mogłoby cię to zabić.Choć cię nie znoszę, stara jędzo, wiesz, żecię kocham.Jeszcze raz przełknęła ślinę i odwzajemniła uścisk, czując w oczach ostre pie-czenie. Wiem, mój drogi.Nie myśl, że nie liczę na to. Znów przełknęła ślinę,zamknęła oczy i przycisnęła go z całych sił.Był to krótki moment, gdy czułarównowagę w świecie, który zbyt często pozostawał daleki od stabilności. Jateż cię kocham.I nigdy o tym nie zapominaj.Pustka panująca w apartamencie przytłaczała Tylendela.Nie było papużek.Nie było Savil, którą jako rzecznika heroldów kształcących swych protegowa-nych odwołano na konferencję, mającą przeciągnąć się aż do rana.Tak przy-najmniej głosiła plotka powtarzana przez obecnych w kuchni w porze obiadu.Niebyło też Vanyela, który najprawdopodobniej zabawiał właśnie swe kółko wielbi-cieli.Nie było nic, co mogłoby przerwać tę grobową ciszę oblekającą Tylendelaze wszystkich stron niczym całun, pozwalając mu tylko słyszeć bicie własnegoserca.Za oknami panowała piekielna ciemność; niebo było tak zachmurzone, żeksiężyc stał się zupełnie niewidoczny.Tylendel miał wilgotne włosy, głowa gopaliła.Pot spływał mu po karku, wsiąkając w kołnierz, ale teraz chłopiec nawettego nie czuł.Czas owego wieczoru nie płynął, lecz pełzł.Tylendel porzucił lekturę rozprawy traktującej o wykorzystaniu magii do kon-trolowania pogody, którą Savil poleciła mu przeczytać, i zamiast tego wybrałksiążkę historyczną.Manuskrypt eseju na temat czarowania pogody nie był tym,co miał ochotę czytać w tej chwili.W każdym razie nie teraz, gdy zbliżała sięburza.Nie zawsze potrafił dobrze kontrolować swą energię, a nie chciałby nie-umyślnie przyczynić się do nasilenia tego, co właśnie nadchodziło.Teraz o wielesprawniej panował nad swą podświadomością niż kiedyś, lecz podejmowanie ja-kiegokolwiek ryzyka nie miało sensu, gdy w pobliżu nie było Savil.Chyba przez zbliżającą się burzę w pokoju zdawało się bardzo duszno.Ty-lendel wyciągnął się wygodnie na kanapie wspólnej izby i mimo że z miejsca,gdzie się teraz znajdował, nie mógł nic dostrzec, wyczuł gromadzące się na zacho-dzie chmury burzowe.Ten właśnie dar uczynił go kandydatem na maga heroldów,90a nie na zwykłego herolda.Była to umiejętność widzenia (czy też postrzegania)oraz sterowania polami energetycznymi, zarówno naturalnymi, jak i nadprzyro-dzonymi.Owe dary ujawniły się u niego bardzo wcześnie, na długo zanim zostałWybrany.Przez niemal połowę jego krótkiego życia owe umiejętności przyspa-rzały mu kłopotów i tylko wsparcie jego brata blizniaka pomogło mu uchronić sięod obłędu w trudnym okresie między ujawnieniem się darów a pojawieniem sięjego Towarzysza, Gali. Czy jesteś bezpieczna, moja najdroższa? przemówił do niej, korzystającz myślomowy. Piorun, który się zbliża, będzie potężny.Senne potwierdzenie, jakie dotarło do jego umysłu, powiedziało mu, że Galaśpi.To upał tak ją zmorzył.Jego samego jednak upał najczęściej wprowadzał w stan irytacji.Nie robiącsobie nic z robactwa, otworzył na oścież wszystkie drzwi i okna.Ale na zewnątrzpanowała taka cisza, że nie dało się słyszeć nawet szeptu lekkiego podmuchuwiatru, który mógłby wprawić powietrze w ruch.Nawet płomienie świec stałynieruchomo, a zapach wosku pszczelego, unoszący się we wspólnej izbie, swąsłodyczą przyprawiał go o duszności.Odrzucił do tyłu wilgotne włosy, przetarł oczy i spróbował skupić uwagę nalekturze, lecz część jego myśli wciąż błądziła wokół nadziei na błysk za oknemczy orzezwiający deszcz.Gdzieś w głębi duszy coś mówiło mu, że wystarczy,aby tylko lekko trącił chmurę, a deszcz spadnie.Powtarzał sobie wtedy, by kusi-cielskie myśli oddaliły się lepiej na długi spacer, i niecierpliwie wyczekiwał, ażdeszcz sam spadnie.Nic się nie działo.Narastało tylko nieprzyjemne napięcie.Tylendel porzucił próby skoncentrowania się na lekturze, wstał i podszedł dokredensu, aby nalać sobie kieliszek wina.Musiał się uspokoić, pozbierać myślii pozbyć nadwrażliwości, a sam nie był w stanie tego zrobić.Zostało tylko białewino, troszkę nazbyt wytrawne jak dla Tylendela, lecz dzięki niemu udało mu sięosiągnąć spokój.Rozluznił się i powrócił do swej przeklętej książki.Pochłonęła go ona tak bardzo, że gdy równocześnie pojawił się pierwszy po-dmuch wiatru i grzmot piorunu, zerwał się niemal z kanapy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]