[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwierzmi, Christine, to naprawdę ja ją zabiłam. Odwróciła się do Davida. Wezmę na siebie takżeodpowiedzialność za śmierć Dorothy i twoich przyjaciół.Będzie chyba mniej pytań, jeśli niepojawią się podejrzenia, że w to wszystko była wplątana więcej niż jedna osoba.Po usłyszeniu słowa przyjaciół na twarzy Christine pojawił się niepokój. Chris, wyjaśnię ci to pózniej rzekł uspokajająco. Doktor Armstrong, doceniam panipomoc w trakcie reanimacji.W zamian za to obiecuję, że dopóki będzie pani robić to, co terazobiecała, nie będę się wtrącał. Dziękuję. Margaret Armstrong przyjrzała się chłodowi w jego oczach, po czympochyliła się i pocałowała Christine w czoło.Po chwili już jej nie było.David ukląkł przy łóżku.Zwiatło migotało na łzach w oczach Christine. Kiedy stąd wyjdziesz, pojedziemy do jakiejś zakurzonej wioski w Meksyku powiedział. A wrócimy? W jej uśmiechu był smutek i radość. Wrócimy.Zamknęła oczy.Przez chwilę zdawało się, że znów zasnęła, ale kiedy się odsunął, ujęła goza rękę. David, możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? Na jakie? Masz w samochodzie tablice rejestracyjne z dobieranym specjalnie napisem?John Dockerty dopił resztkę zimnej kawy i opadł głębiej w fotel.Zajęło to całą noc i półporanka, ale Marcus Quigg pękł i podał nazwisko.Tryumf jeśli to rzeczywiście tryumf byłjednak mdły.Prawdopodobnie do końca życia będą go prześladować obrazy ukazująceprzerażonego, chorego, drobnego człowieczka.To, że za morderstwa i przekupienie nieszczęsnego aptekarza była odpowiedzialnaMargaret Armstrong, czyniło sprawę jedynie gorszą.Szanował ją i co jeszcze bardziejprzygnębiało ufał jej. John Dockerty, mistrzowski detektyw. powiedział sardonicznie sam do siebie tańczywokół stodoły z damą, która okazuje się kolejną cholerną Ma Barker. No, przynajmniejzdążył już powiedzieć kapitanowi (choć w bardzo zwięzłych słowach), jakim ten okazał siępalantem, naciskając na aresztowanie doktora Sheltona.Dockerty popatrzył na zegarek.Mijała prawie godzina od chwili, kiedy kapitan obiecałzdobyć nakaz aresztowania Margaret Armstrong.Potarł szczeciniaste policzki i właśniezastanawiał się nad goleniem, kiedy zadzwonił telefon. Wydział śledczy, Dockerty.Tak jest, kapitanie.oczywiście.zaraz będę na dole.Oczywiście, wiem, że wyglądał na winnego.Na pańskim miejscu zrobiłbym to samo.Dziękuję, jestem na dole za pięć minut.Bęcwał. Ostatnie słowo zostało powiedziane dosygnału w słuchawce.Dockerty przeczesał palcami włosy i wstał.W tym momencie rozległosię ciche pukanie do drzwi i do gabinetu weszła Margaret Armstrong. Poruczniku Dockerty, mam panu coś do powiedzenia. Oczywiście odparł, siadając na skraju biurka. Też tak sądzę.Po półgodzinie Dockerty usłyszał wystarczająco dużo, by wezwać stenografistkę.Wramach buntu zadzwonił do kapitana i spytał, czy zechciałby być obecny przy przesłuchaniu.Szef w połowie polityk, w połowie policjant, z kruczoczarnymi włosami słuchał wmilczeniu, jak Margaret Armstrong ze spokojem przyznaje się do odpowiedzialności zazamordowanie Charlotte Thomas i Dotty Dalrymple oraz za wynajęcie zabójcy, któryzamordował Bena Glassa i Josephe Rosettiego.Przed przyjazdem na komisariat starannieprzygotowała całą historyjkę i miała nadzieję, że Dockerty uwierzy, iż działała w pojedynkę.Niesmakiem napawała ją konieczność przedstawienia Dalrymple jako bohaterki, która musiałazginąć, ponieważ odkryła prawdę, ale jakakolwiek sugestia spisku mogłaby doprowadzić doujawnienia Stowarzyszenia Sióstr %7łycia.Wiedziała, jaką granicę możliwości może mieć takipolicjant jak Dockerty, poza tym wychodziła z założenia, że Dalrymple była tak samo jak onaoddana Stowarzyszeniu i jedynie obawiała się o utratę swej pozycji oraz wpływów.Wyznanie doktor Armstrong trzymało się kupy, ale Dockerty emu nie za bardzo podobałasię niejasność, z jaką przedstawiała szczegóły.Zamierzał ją przycisnąć, lecz został szybkoskarcony przez kapitana. Na razie starczy, poruczniku, sądzę, że pani doktor w swoim czasie uzupełni szczegóły.Jak pan widzi, jest wstrząśnięta.Margaret Armstrong podziękowała, obdarowując kapitana spojrzeniem dającym dozrozumienia, że Dockerty jest wśród nich, ludzi o odpowiednim statucie, jedynie dodatkowympionkiem.Dockerty postanowił jednak spróbować szczęścia. Tylko jedno, pani doktor powiedział. Mogłaby pani dokładniej opowiedzieć, jakwynajęła pani Leonarda Vincenta? Zaraz panu powiem odparła, piorunując go twardym, pańskim spojrzeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]