[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złapali się Szwedzi zaraz nazajutrz, przypuszcza-jąc bowiem, że hetman nie będzie się spodziewał, aby w tak krótkimterminie powtórzyła się wycieczka, wyszli znów za mury, lecz z miej-sca odbici, zostawiwszy kilku poległych, wrócili nazad.Tymczasembadano w kwaterze hetmańskiej Hasslinga, co niecierpliwiło tak panaAndrzeja, iż mało ze skóry nie wyskoczył, chciał bowiem jak najprę-dzej mieć go u siebie i rozgadać się z nim o Taurogach.Cały dzieńwięc krążył koło kwatery, co chwila wchodził do środka, słuchał ze-znań i aż podnosił się na ławie, gdy w badaniach wspominano imięBogusława.Zaś wieczorem odebrał rozkaz, aby na podjazd ruszył.Nie rzekł nato nic, zęby tylko zacisnął, bo się już był bardzo zmienił i nauczył sięprywatę dla służby publicznej odkładać.Tatarów tylko srodze w czasiepodjazdu gnębił i o lada co gniewem wybuchając, buzdyganem tak wa-lił, że aż kości trzeszczały.A ci mówili między sobą, że bagadyr sięwściekł, i szli cicho jak trusie, w oczy tylko groznemu przywódcy pa-trząc i myśli w lot zgadując.Wróciwszy zastał już Hasslinga u siebie,ale tak chorego, że mówić nie mógł, bo przecie biorąc go w niewolę,poturbowano go srodze, tak iż teraz, po całym dniu badań w dodatku,miał gorączkę i pytań nawet nie rozumiał.Musiał się więc Kmicic kon-tentować tym, co mu pan Zagłoba o Hasslingowych zeznaniach powia-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG129dał; ale to tyczyło spraw publicznych, nie prywatnych.O Bogusławiezeznał młody oficer tylko tyle, że po powrocie z wyprawy na Podlasie ipo klęsce janowskiej chorzał srodze.Z cholery i melancholii w malignęwpadał, a przyszedłszy nieco do zdrowia, zaraz z wojskiem na Pomo-rze wyruszył, dokąd go Szteinbok i elektor jak najpilniej wzywali. A teraz gdzie on jest? pytał Kmicic. Wedle tego, co Hassling powiada, a nie miał potrzeby łgać, terazz bratem królewskim i Duglasem stoją w warownym obozie u Narwi iBuga, gdzie Bogusław całą jazdą dowodzi odrzekł Zagłoba. Ha! I myślą tu na odsiecz przyjść.To się spotkamy, jako Bóg naniebie, choćbym miał w przebraniu do niego pójść! Nie choleryzuj waść na próżno! Do Warszawy oni by na odsieczradzi, ale nie mogą, bo im się pan Czarniecki położył na drodze, i ot, cosię dzieje: on, nie mając piechot ni dział, nie może na obóz uderzyć, onizaś boją się do niego wyjść, bo przekonali się, że w gołym polu ichżołnierz czarniecczykom nie wytrzyma.Wiedzą też, że i rzeką nie po-może się zastawiać.Ba, żeby tam sam król był, to by dał pole, bo podjego komendą i żołnierz lepiej się bije dufając, że to wojownik wielki,ale Duglas ani brat królewski, ani książę Bogusław, chociaż to wszyscytrzej rezoluci, przecie się nie odważą! A gdzie król? Poszedł do Prus.Król nie wierzy, żebyśmy się już na Warszawę iWittenberga porwać mieli.Zresztą, wierzy czy nie wierzy, musiał tamiść z dwóch powodów: raz, żeby elektora ostatecznie spraktykować,choćby za cenę całej Wielkopolski, a po wtóre: że to wojsko, które zsaku wyprowadził, póki nie wypocznie, to na nic.Trudy i niewywczasya ciągłe alarmy tak ich zjadły, iż już żołnierze muszkietów w rękuutrzymać nie mogą, a przecie najwybrańsze to pułki z całej armii, którepo wszystkich niemieckich i duńskich krainach znamienite wiktorieodnosiły.Dalszą rozmowę przerwało wejście Wołodyjowskiego. Jak się ma Hassling? spytał zaraz w progu. Chory, i trzy po trzy imaginuje! odparł Kmicic. A ty czego, Michałku, od Hasslinga chcesz? ozwał się Zagłoba. Niby to waćpan nie wiesz? Jaż bym nie miał wiedzieć, że ci o ową wiśnię chodzi, którą ksią-żę Bogusław w swoim ogródku zasadził.Gorliwy to ogrodnik, nie bójsię! Nie potrzeba mu i roku, żeby się owoców doczekał. Bodaj waści zabito za taką pociechę! krzyknął mały rycerz.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG130 Patrzcie go: powiedzieć mu najniewinniejszy iocus, to zaraz wą-sikami rusza jak wściekły chrabąszcz! Com ci winien? Na Bogusławieszukaj pomsty, nie na mnie! Da Bóg, poszukam i znajdę! Dopiero co to samo Babinicz powiadał! Niedługo, widzę, całewojsko się na niego sprzysięże; ale strzeże on się dobrze i bez moichfortelów nie dacie sobie rady!Tu obaj młodzi zerwali się na równe nogi. Masz że waść jaki fortel? A wy myślicie, że fortel tak łatwo z głowy wyjąć jak szablę z po-chwy?Gdyby Bogusław był tuż, pewno bym znalazł niejeden, ale na tęodległość nie tylko fortel, ale i armata nie doniesie.Panie Andrzeju,każ mi dać kubek miodu, bo dziś gorąco. Dam i kufę, byłeś waćpan co wymyślił! Naprzód, czego wy nad tym Hasslingiem jak kat nad dobrą dusząstoicie.Nie jego jednego wzięto w niewolę, możecie się innych wypytać. Jużem ci ja tamtych brał na pytki, ale to gemajny; nie wiedzą nic,a on, jako oficer, był przy dworze odrzekł Kmicic. To i racja! odpowiedział Zagłoba. Ja też muszę się z nim roz-gadać; od tego, co mi powie o osobie i obyczajach księcia, mogą i for-tele zależeć.Teraz grunt, żeby się to oblężenie prędko skończyło, bopotem pewno przeciw tamtej armii ruszymy.Ale coś naszego pana mi-łościwego i hetmanów długo nie widać! Jakże? odrzekł mały rycerz. W tej chwili wracam od hetmana,który dopiero co odebrał wiadomość, że król jegomość jeszcze dziświeczorem z przybocznymi chorągwiami tu stanie, a hetmani z kompu-tem jutro nadciągną.Od samego Sokala szli, mało co wypoczywając,wielkie pochody czyniąc.Przecie zresztą już od paru dni wiadomo, żetylko co ich nie widać. A wojska siła ze sobą prowadzą? Blisko pięć razy tyle co przy panu Sapieże, piechoty ruskie i wę-gierskie, bardzo przednie; idzie i sześć tysięcy ordy pod Subaghazim,ale podobnoć nie można ich na dzień spod ręki puścić, bo bardzo swa-wolą i krzywdy naokoło czynią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]