[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpryskującesię szkło zasypywało jezdnię, było rubinowoczerwone, turkusowe, żółte, zielone, fioletowe,błękitne.Po drugiej stronie ulicy  spostrzegła to po paru chwilach  kilku mężczyznzasłaniając głowę rękami, chowało się przed spadającym deszczem szklanych odłamków podgzymsy bram i balkonów, chustką tamując krew na skaleczonych policzkach, szyjach ikarkach.Jakiś starszy mężczyzna w rozpiętym, jasnym płaszczu, wciągnął za sobą podżelazny daszek kawiarni starszą kobietę w sukni z czarnych koronek, której prawa dłoń byłacała we krwi.Maria własną chustką obwiązała jej skaleczenie, ale kobieta krzyczałanieprzytomnie, nie mogąc oderwać oczu od swojej białej parasolki opryskanej czerwonymiplamami.W wysokich oknach domów po drugiej stronie ulicy pojawili się ludzie, którzy zrękami wyciągniętymi w stronę dworca pokazywali coś sobie ponad dachami domów, czegosprzed kawiarni Rostkowskich nie można było zobaczyć.Ktoś zemdlał osuwając się poddrzewem na trawnik.Potem nagle zrobiło się cicho, tylko z bram i załomów ulicy Pfefferstadt dobiegałystłumione krzyki i płacz.Parę osób podbiegło do kobiety leżącej na trawniku, którejczerwony szal, zaczepiony o gałąz krzaka, wił się w powiewach wiatru jak płomień.Maria nazawsze zapamiętała tę wijącą się smugę czerwieni nad białą twarzą.Pod podeszwami butówzazgrzytało potłuczone szkło.Z przecznicy, która prowadziła w stronę dworca, wybiegłmłody mężczyzna w koszuli poplamionej krwią i wskazując ręką za siebie, krzyczał do ludzi,którzy stali w oknach:  Dworzec!& Dworzec!& .Maria otrzepała suknię z pyłu, odrzuciłana bok pociętą ostrymi kawałkami parasolkę i po trzeszczącym szkle doszła do roguprzecznicy.To, co zobaczyła za rogiem, przeraziło ją.Gdański dworzec nie był już gdańskimdworcem.W gmachu hali dworcowej, w której tyle razy czekała na pociąg do Zoppot, ziałaczarna wyrwa po eksplozji.W półkolistym oknie, w którym dotąd można było podziwiaćwitraż przedstawiający Sąd Ostateczny Memlinga, nie było już kolorowych szkieł, którewybił podmuch.Z witraża zostały tylko pogięte żelazne pręty i ostre kawałki potłuczonychszyb.Cała sylwetka budynku dworcowego była zniekształcona, jakby ktoś uderzył w niąwielką pięścią.Na szczycie trójkątnej, ceglanej fasady nie było już miedzianego koła zeskrzydłami, symbolu cesarskich kolei, które stoczyło się w dół po krawędzi dachu i ugrzęzłona placu przed dworcem wśród cegieł zagradzających dojście na perony.Najgorszy był widok zakrwawionych ciał, które w najdziwniejszych pozach leżały nazasypanym gruzem i kawałkami szkła placu jak rozprute worki z mięsem.Niektóre jeszczedrgały.Od strony szpitala kolejowego, w kurzu i dymie, nadbiegali sanitariusze z noszami ilekarze w białych fartuchach, by przynieść rannym ulgę w cierpieniach, ale oficer w mundurze policji, najpewniej dowódca straży dworcowej, której funkcjonariusze, dopinającpłaszcze, kroczyli z wartowni przez zwaliska gruzu w stronę budynku dworcowego, ruchemręki ponaglał, by natychmiast opuścić miejsce, bo w każdej chwili znowu może stać się cośniedobrego. Nie zbliżać się!  wołał do gapiów, którzy  spragnieni widoku, o jakimmogliby potem opowiadać przez całe życie  nadbiegali grupkami od strony stoczni, a żejego wołanie nie dawało żadnego skutku, odpiął kaburę i kilka razy wystrzelił w powietrze,odstraszając ich na chwilę.Za chwilę jednak następni, nie zwracając uwagi na jego władczegesty, przeskakiwali przez tory tramwajowe i biegli w stronę dworca przez rumowisko naplacu, byle by tylko dostać się jak najbliżej miejsca wybuchu.Dach dworca, wybrzuszony odpółnocnej strony, ział w poszarpanej wyrwie stalową kratownicą, z której osypywały siędachówki i kawałki blachy.Zegar na dworcowej wieży zatrzymał się na godzinie szesnastejsiedem.Wielkie wskazówki były wygięte podmuchem eksplozji. Nie zbliżać się! Niepodchodzić! Stać!  krzyczał oficer z rewolwerem w ręku do mężczyzn w stoczniowychuniformach, którzy gromadzili się przy budynku kas, głośno komentując to, co działo sięprzed dworcem.Na słupie jednej z lamp, po lewej stronie budynku kas, Maria zobaczyła strzęp zaczepionyna żeliwnym ornamencie.Była to oderwana do łokcia ręka, która wisiała na oddartymrękawie, kołysząc się w podmuchach wiatru.Dym, wypełniający halę dworcową, raz po razprzesłaniał czarnymi kłębami wieżę dworca.Całe szczęście, że zza budynków szpitalakolejowego wyjechał konny oddział straży miejskiej, której funkcjonariusze zeskoczyli zsiodeł i zaczęli rozciągać długie sznury między latarniami, by spustoszone przez eksplozjęmiejsce odgrodzić od reszty miasta, skąd mniejszymi i większymi grupami ściągalimieszkańcy, by zobaczyć, co się właściwie stało.Maria podbiegła do sznura, przy którym stał oficer policji:  Umiem opatrywać rannych.Mogę pomóc.Machnął ręką, by przeszła dalej.Gdy przez zasypany gruzem plac szła wstronę zniszczonego budynku dworca, ranni wyciągali do niej ręce.Pomogła lekarzowi zeszpitala przy Neugarten zatamować krew kobiecie, której kawałek szkła rozciął szyję zauchem.Potem podwiązała bandażem złamaną rękę oficera marynarki z Kriegsmarine, któryleżał nieprzytomny na płytach chodnika w mundurze spalonym na piersiach, ale po chwilimężczyzna przestał oddychać, więc tylko nakryła mu twarz białym płótnem.Miała ręce wekrwi i poplamioną suknię, ale widziała, że lekarze odnoszą się do niej z szacunkiem, widząc,że zna się na rzeczy.Sanitariusze podawali jej z podręcznych toreb bandaże, nożyce,tampony, płachty gazy i płótna, które zręcznie darła na pasy, potrzebne do przewiązywaniaran.Cóż, nauka ratowania życia, którą w Królewskim Seminarium Nauczycielskimprowadził młody doktor Morozowski, nareszcie na coś się przydała.Prosiła sanitariuszy, byprzytrzymywali rannych, którzy rzucali się z bólu, wyjąc i przeklinając, co uniemożliwiałowszelką pomoc.Mała dziewczynka z twarzą rozciętą kawałkiem szkła od kącika ust dokącika prawego oka, ułożona na wielkich noszach, skowyczała jak pies, zaciskając pięści natorebce z żółtej skóry, w której trzymała swoje skarby.Trzeba było tamponami zatamowaćczerwone strumyki spływające po szyi na różową bluzkę.Czuła się jak sanitariuszka na froncie wielkiej wojny, ale z kim była ta wojna, niewiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • stefan, eromski przedwiosnie www.przeklej.pl
  • Zweig Stefan 24 godziny z życia kobiety
  • Stefan Grot Rowecki Wspomnienia i notatki autobiograficzne
  • Zeromski Stefan Trylogia nadmorska.(m76)
  • Wiechecki Stefan (Wiech) Cafe pod MinogÅ¡
  • Stefan Å»eromski Ludzie Bezdomni
  • Stefan Zweig Niecierpliwoœć serca
  • Zeromski Stefan Popioly.(m76)
  • ZiemiaÅ„ski Andrzej Nostalgia za Sluag Side
  • Tom 03 Kandydat na ojca Phillips Susan Elizabeth
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lkloc7.opx.pl