[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów patrzyli sobie w oczy.- Przepraszam - powiedział cicho.Nie spytała, za co.Dotykał jej właściwie tylko oczami.Zrozumiała, dlaczego się usprawiedliwia.Skinęła w milczeniu głową.- Ja wiem:.- zaczął, ale załamał mu się głos.Zacisnął usta i spojrzał w mrok, zanim znów popatrzył na nią.Dotknął delikatnie, niemal pieszczotliwie jej policzka, muskająckciukiem wilgotną dolną wargę.- Chciałbym, żeby na tym się nie skończyło - powiedział.Skinęła ponownie głową, patrząc mu w oczy.Brakowało jej słów, bywyrazić dręczącą ją pustkę.A gdyby nawet potrafiła, nie miałoby tosensu.Byli nieznajomymi, których połączyła zdrada.Musiała ich teżw końcu rozdzielić.- Nie mam jak cię chronić, Maggie.Zresztą choćbym miał, to niejest.- Słyszała, jak zaczerpnął głęboko powietrza.- Zasługujesz nacoś lepszego.180RSCoś lepszego niż uprawianie miłości na skrzyni furgonetki,zaparkowanej na polnej drodze.Niż robienie tego w ciemnościach, wciągłej obawie przed ludzmi pokroju Emmitta Grimesa.Niżoddawanie się mężczyznie, który pozostawi jej tylko ból, gdyodejdzie.A oboje wiedzieli, że tak się stanie.Pokręciła w milczeniu głową.Zamrugała oczami, bypohamować łzy, ale musiał je zauważyć.Pochylił się, obejmując nadal dłonią jej twarz.Przymknęła oczy,unosząc lekko głowę.Ucałował jej powieki, najpierw lewą, potemprawą.Potem przygarnął ją do siebie i mocno objął.Poczuła siębezpieczna w jego silnych ramionach.Tulił ją czule, tak jak onaLaurie.Nie płakała, nawet wtedy, gdy odsunął się w końcu ichwyciwszy ją w talii, postawił na ziemi.- Ja poprowadzę - oznajmił, wpychając koszulę do rozpiętychdżinsów i zasuwając zamek.- Dobrze - odparła.Nie ruszała się z miejsca, stojąc w milczeniu i nasłuchującodgłosów nocy, gdy zapinał guziki koszuli.- Maggie? - rzekł pytającym tonem.- Wszystko w porządku.- Zanim odejdę.- Nic nie mów - rozkazała.Nie chciała żadnych obietnic ani zobowiązań.Przynajmniej nietakich, które wynikały z poczucia winy czy wyrzutów sumienia.181RS- Jedzmy już - dodała spokojniej.- Kluczyki są w samochodzie.Podeszła do drzwiczek po prawej stronie, pozostawiając go nadrodze.Wsiadła do samochodu, przesunęła śpiącą Laurie, żeby usiąśćobok niej, a potem wzięła ją na kolana.Mała, jasna główkadziewczynki opadła jej na ramię.Maggie objęła ją mocno i przytuliłado siebie.Nie pragnęła teraz trzymać w ramionach Laurie.Chciała czegoświęcej.Ale pozostawało jej tylko to.Pomyślała z goryczą, że odśmierci Tommy'ego nie mogła liczyć na nic innego.A jeśli miałanadzieję.Otworzyły się drzwi od strony kierowcy.Drew znów spojrzał nanią, zanim wsiadł do wozu.- Sądzisz, że dojedziemy na drugą stronę wysypiska? Maggieskinęła tylko głową, pochylając się naprzód, by oprzeć sobie Laurie oprawe ramię.Lewą ręką sięgnęła do schowka i wyjęła mapę.- Potrzebuję światła - oznajmiła.- Możemy je zapalić? Drewpstryknął przełącznikiem.Maggie zmrużyła oczy, choć światło byłodość nikłe.Zerknęła na Laurie, ale dziewczynka nawet się nie ruszyła.Potem przeniosła wzrok na Drew.Przyglądał się jej bacznieswoimi piwnymi oczami.Ciągle się martwił.Zupełnie niepotrzebnie,pomyślała, koncentrując uwagę na mapie.Powzięła świadomą decyzję.Wiedziała, co robi, gdy zgodziłasię mu pomóc.Dokonała wyboru, podobnie jak w przypadkupodjętych tego dnia niefortunnych działań, które mogły mieć dalekoidące konsekwencje.182RSUsiłowała skupić się na niewyraznych liniach na mapie,obrazujących drogi, strumienie i granice posiadłości.Choć znaładobrze tę okolicę, dopiero po chwili zlokalizowała wysypisko.Niemyliła się w swoich przypuszczeniach.Leżało w wąskiej dolinie,otoczonej z obu stron urwiskiem.- Nie widzę żadnej drogi, która biegłaby naokoło - stwierdziła,nadal przyglądając się topografii tego miejsca.- Podjedziemy wystarczająco blisko, żeby dojść dalej napiechotę?Nie podnosząc wzroku, próbowała ocenić odległość iukształtowanie terenu.- Najszybciej byłoby chyba przejechać w poprzek wysypiska.- Cholera - zaklął cicho Drew.Myślał już o takiej opcji iodrzucił ją jako zbyt czasochłonną.- Istnieje droga, która częściowo okrąża wysypisko.Możeprowadzić nawet dalej, niż wynika z mapy.Tu są zaznaczone tylkoutwardzone drogi.Nie ma na przykład tej, na której teraz jesteśmy.Możliwe, że podobny trakt wiedzie za urwisko.W tych górach jest ichdużo.Nie wiadomo tylko, czy da się tamtędy przejechać.Musielibyśmy spróbować.Podniosła w końcu wzrok, znów napotykając jego spojrzenie.- Nie boisz się? - zapytał.- Za pięć godzin zrobi się jasno.Niezostało nam zbyt wiele czasu.- A jakie mamy wyjście? - odparła.Oboje zdawali sobie sprawę, że to ich jedyny trop.Drew musiałza nim podążyć.183RSSkinął głową i wyłączył światło, pogrążając kabinę wciemnościach.Uruchomił silnik, wrzucił wsteczny bieg i odwrócił się,żeby wyjechać z powrotem na szosę.Napotkał jej wzrok.Zacisnął usta, spoglądając przez tylną szybę.Maggie złożyła prowizorycznie mapę i rzuciwszy ją na siedzenieobok siebie objęła mocno Laurie.Pomyślała znowu, że tylko ona jejpozostała.184RSROZDZIAA TRZYNASTY- Nie damy rady - stwierdziła Maggie.Drew próbował przejechać wąskim traktem, który nie byłprzeznaczony dla samochodów.Niechętnie musiał przyznać Maggierację.Od półtorej godziny zapuszczali się w boczne drogi, któremogły prowadzić na drugą stronę wysypiska i znów znalezli się wślepym zaułku.- Niech to diabli! - zaklął, nie kryjąc rozczarowania.Spojrzał przez prawe ramię i starając się unikać wzroku Maggie,zaczął jechać z powrotem drogą, która kilka metrów dalej stawała sięścieżką.Był okropnie sfrustrowany.Nie znalazł jeszcze niczego nawysypisku, a teraz nie mógł dotrzeć do miejsca, które powinienspenetrować.A nade wszystko dręczyła go sytuacja z Maggie.Tej nocy, gdy ją pocałował, postanowił dać jej spokój.Przezdwa dni zdołał jakoś trzymać się od niej z daleka.Ale dziś,zobaczywszy jak czeka w samochodzie na jego powrót, stracił nadsobą panowanie.Wiedział, że popełnia błąd.Krzywdził Maggie, angażując jąuczuciowo.Od dawna zdawał sobie z tego sprawę, a jednak uległżądzy, która przyciągała ich do siebie od chwili, gdy zaczęłaopatrywać mu ranę.Teraz uważała pewnie, że ją wykorzystał.A nie było tak? -odezwało się w nim sumienie.Chyba faktycznie.Przynajmniej podjednym względem.W dość oczywisty sposób.A jednak czuł do niej185RScoś więcej niż tylko fizyczny pociąg, choć tej nocy niewątpliwieponiósł go temperament.Powinien dziękować Bogu, że sytuacjajeszcze bardziej nie wymknęła im się spod kontroli.Powiedział jej prawdę.Zasługiwała na lepszy los.Nie powinnawiązać się z człowiekiem, który musiał uciekać i ukrywać się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]