[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZÅ‚apaÅ‚ go za ramiÄ™.- Chodz.- Zjeżdżaj stÄ…d, Ray, zaraz im doÅ‚ożę!Garraty pchnÄ…Å‚ McVriesa nasadÄ… dÅ‚oni mocno, boleÅ›nie.- Zaraz dasz siÄ™ zastrzelić, dupku.MinÄ…Å‚ ich Stebbins.McVries popatrzyÅ‚ na Garraty'ego, jakby dopiero teraz go rozpoznaÅ‚.SekundÄ™ pózniej GarratydostaÅ‚ trzecie upomnienie i wiedziaÅ‚, że McVries może być tylko sekundy od czerwonej kartki.- Zjeżdżaj do diabÅ‚a - rzekÅ‚ McVries martwym gÅ‚osem.Znowu zaczÄ…Å‚ iść.Garraty maszerowaÅ‚ razem z nim.- MyÅ›laÅ‚em, że zaraz zarobisz kulkÄ™ - powiedziaÅ‚.- Ale żyjÄ™.DziÄ™ki pewnemu muszkieterowi.- McVries podniósÅ‚ rÄ™kÄ™ do blizny.- Kurwa,wszyscy zarobimy kulkÄ™.- KtoÅ› wygra.Może jeden z nas.- To oszustwo.Nie ma zwyciÄ™zcy, nie ma nagrody.BiorÄ… ostatniego goÅ›cia za jakÄ…Å› stodoÅ‚Ä™ i doniego też walÄ… z karabinu.- Nie rób z siebie durnia! - wrzasnÄ…Å‚ wÅ›ciekle Garraty.-Nie masz zielonego pojÄ™cia, co mó.- Wszyscy przegrywajÄ… - powiedziaÅ‚ McVries.Jego oczy wyglÄ…daÅ‚y z ciemnych oczodołów jakgrozne zwierzÄ…tka.Szli sami.Inni trzymali siÄ™ z daleka.McVries wygÅ‚upiÅ‚ siÄ™ maksymalnie, Garraty też - postÄ…piÅ‚wbrew wÅ‚asnym interesom, kiedy uchroniÅ‚ McVriesa przed wypadniÄ™ciem z gry.- Wszyscy przegrywajÄ… - powtórzyÅ‚ McVries.- Lepiej bÄ™dzie, jak to zrozumiesz.Szli nad liniÄ… kolejowÄ….Szli betonowym mostem.Po drugiej stronie minÄ™li zabity deskami barmleczny z napisem: OTWARCIE 5 CZERWCA.Olson dostaÅ‚ upomnienie.45Garraty poczuÅ‚ klepniÄ™cie w ramiÄ™ i odwróciÅ‚ siÄ™.To byÅ‚ Stebbins.WyglÄ…daÅ‚ nie gorzej ani nielepiej niż w nocy.- Twój przyjaciel ma Å›wira na punkcie majora - zauwa-żyÅ‚.McVries nie okazaÅ‚ w żaden sposób, że coÅ› usÅ‚yszaÅ‚.- Chyba tak - powiedziaÅ‚ Garraty.- Mnie samemu minęła już ochota, żeby zaprosić go do domuna podwieczorek.- Obejrzyj siÄ™.Garraty zobaczyÅ‚ nadjeżdżajÄ…cy drugi transporter, a zaraz trzeci, który wÅ‚aÅ›nie wyÅ‚oniÅ‚ siÄ™ zbocznej drogi.- Major przybywa - rzekÅ‚ Stebbins - i wszyscy bÄ™dÄ… wiwatować.- UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Jeszcze nieczujÄ… do niego nienawiÅ›ci.Jeszcze nie.Tylko tak myÅ›lÄ….MyÅ›lÄ…, że przeszli piekÅ‚o.Ale zaczekaj donocy.Zaczekaj do jutra.Garraty popatrzyÅ‚ niespokojnie na Stebbinsa.- A co bÄ™dzie, jeÅ›li zacznÄ… syczeć, buczeć i rzucać w niego manierkami?- Czy zaczniesz syczeć, buczeć i rzucać w niego manierkÄ…?- Nie.- Nikt inny też nie.Zobaczysz.- Stebbins.myÅ›lisz, że wygrasz, no nie?- Tak - powiedziaÅ‚ spokojnie Stebbins.- Jestem tego pewien.-1 przesunÄ…Å‚ siÄ™ do tyÅ‚u na swojÄ…zwykÅ‚Ä… pozycjÄ™.O piÄ…tej dwadzieÅ›cia pięć Yannick dostaÅ‚ czerwonÄ… kartkÄ™.A o wpół do szóstej, zgodnie zprzewidywaniami Stebbinsa, przybyÅ‚ major.RozlegÅ‚ siÄ™ rosnÄ…cy warkot, kiedy dżip wyskoczyÅ‚ nad szczyt wzgórza za nimi.Potem autoprzemknęło z rykiem obok.Major staÅ‚ na baczność.Jak poprzednio salutowaÅ‚ w pozycji na prawopatrz.Dreszcz Å›miesznej dumy przebiegÅ‚ Garraty'emu przez pierÅ›.Nie wszyscy wiwatowali.Collie Parker splunÄ…Å‚ na asfalt.Barkovitch zagraÅ‚ na nosie.McVriestylko siÄ™ przyglÄ…daÅ‚, ruszajÄ…c bezgÅ‚oÅ›nie ustami.Olson zdawaÅ‚ siÄ™ w ogóle nie dostrzegać majora; jakpoprzednio wpatrywaÅ‚ siÄ™ w ziemiÄ™.Garraty wiwatowaÅ‚.Tak samo Percy jak mu tam i Hark-ness, który chciaÅ‚ napisać książkÄ™,Wyman, Art Baker i Sledge, który wÅ‚aÅ›nie zaÅ‚apaÅ‚ drugie upomnienie.Major przejechaÅ‚ i znikÅ‚.Garraty trochÄ™ siÄ™ wstydziÅ‚.ByÅ‚o nie byÅ‚o, zmarnowaÅ‚ energiÄ™.Droga biegÅ‚a przy parkingu z używanym samochodami, gdzie urzÄ…dzono im salut na dwadzieÅ›ciajeden klaksonów.Wzmocniony gÅ‚os unoszÄ…cy siÄ™ nad podwójnymi rzÄ™dami turkoczÄ…cychplastikowych proporców oznajmiÅ‚ zawodnikom - i widzom - że nikt nie pobiÅ‚ wskaznika sprzedażydodge'ów McLarena.Wszystko to wydaÅ‚o siÄ™ Garraty'emu trochÄ™ przygnÄ™biajÄ…ce.- Czujesz siÄ™ już dobrze? - spytaÅ‚ niepewnie McVriesa.- Zwietnie - powiedziaÅ‚ McVries.- Fantastycznie.Zamierzam maszerować z palcem w tyÅ‚ku iprzyglÄ…dać siÄ™, kiedy wszyscy padajÄ… wokół jak muchy.To ci frajda.WÅ‚aÅ›nie wykonaÅ‚em w pamiÄ™cidziaÅ‚ania.a byÅ‚em w szkole bardzo dobry z matmy.i wyszÅ‚o mi, że jeÅ›li utrzymamy tempo, uda siÄ™nam przejść przynajmniej pięćset kilometrów.To nawet nie rekord.- Może byÅ› tak poszedÅ‚ sobie gdzieÅ› indziej, skoro zamierzasz wstawiać takie gadki, Pete -powiedziaÅ‚ Barker.Po raz pierwszy w jego gÅ‚osie pojawiÅ‚o siÄ™ zniecierpliwienie.- Przepraszam, mamusiu - rzekÅ‚ kwaÅ›no McVries, ale siÄ™ zamknÄ…Å‚.DzieÅ„ siÄ™ rozjaÅ›niÅ‚.Garraty zdjÄ…Å‚ kurtkÄ™, przerzuciÅ‚ jÄ… przez ramiÄ™.Droga byÅ‚a pÅ‚aska.Od czasudo czasu pojawiaÅ‚y siÄ™ domy mieszkalne, maÅ‚e zakÅ‚ady i gospodarstwa wiejskie.Sosny, którepoprzednio obrastaÅ‚y drogÄ™, ustÄ…piÅ‚y miejsca barom mlecznym, stacjom paliwowym i domkompracowników rolnych, które wyglÄ…daÅ‚y jak podÅ‚użne pudeÅ‚ka ustawione na sztorc.Wiele z nich miaÅ‚owywieszki: NA SPRZEDA%7Å‚.W dwóch oknach Garraty dostrzegÅ‚ znajomy napis: MÓJ SYN ODDAA%7Å‚YCIE W PATROLACH.- Gdzie jest ocean? - spytaÅ‚ Collie Parker.- Tak tu wyglÄ…da, jakbym byÅ‚ z powrotem w Illinois.- Idz, nie marudz - powiedziaÅ‚ Garraty.Znów myÅ›laÅ‚ o Jan i o Freeport nad oceanem.- Jest, gdzietrzeba.JakieÅ› sto siedemdziesiÄ…t trzy kilometry na poÅ‚udnie.- Jasna cholera.Ale to zabity dechami stan.- Parker byÅ‚ silnie zbudowanym blondynem wkoszulce polo.MiaÅ‚ twarde spojrzenie, którego nawet noc na drodze nie zmieniÅ‚a.-WszÄ™dzie drzewa!Jest tu jakieÅ› miasto w tej cholernej gÅ‚uszy?46- My, tutejsi, jesteÅ›my pieprzniÄ™ci - rzekÅ‚ Garraty.- MyÅ›limy, że fajniej jest oddychać Å›wieżympowietrzem niż smogiem.-W Joliet nie ma żadnego smogu, kmiocie! - rzuciÅ‚ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… Collie Parker.- Co ty mi tuzalewasz?- Może nie ma smogu, ale ludzie stamtÄ…d sÄ… nie do wytrzymania - odparÅ‚ mu Garraty.ByÅ‚ zÅ‚y.- GdybyÅ›my byli u mnie, tobym ci jaja wyżął za takie gadanie.- ChÅ‚opcy, chÅ‚opcy - wtrÄ…ciÅ‚ McVries.OdzyskaÅ‚ dawny sardoniczny humor.- Czemu niezaÅ‚atwicie tego jak dżentelmeni? Pierwszy, któremu odstrzelÄ… Å‚eb, stawia drugiemu piwo.- Nie cierpiÄ™ piwa - rzekÅ‚ bez namysÅ‚u Garraty.Parker zarechotaÅ‚.- Ty buraku jeden! - powiedziaÅ‚ i odszedÅ‚.- Giez go ukÄ…siÅ‚ - stwierdziÅ‚ McVries.- Wszystkich pokÄ…saÅ‚y dziÅ› rano.Nawet mnie.A to takipiÄ™kny dzieÅ„.Prawda, Olson?Olson siÄ™ nie odezwaÅ‚.- Olsona też pogryzÅ‚y - powiedziaÅ‚ do Garraty'ego McVries.- Olson! Hej, Hank!- Daj mu spokój - mruknÄ…Å‚ Baker.- Hej, Hank!! Masz ochotÄ™ na spacerek?- Idz do diabÅ‚a - burknÄ…Å‚ Olson.- Co?! - zawoÅ‚aÅ‚ radoÅ›nie McVries, przykÅ‚adajÄ…c rÄ™kÄ™ do ucha.- Co godocie, kumie?!- Do diabÅ‚a! Do diabÅ‚a!! - wrzasnÄ…Å‚ Olson.- Idz do diabÅ‚a!- Aha, o to ci chodzi.- McVries pokiwaÅ‚ mÄ…drze gÅ‚owÄ….Olson znowu wpatrywaÅ‚ siÄ™ w ziemiÄ™, a McVries miaÅ‚ dość podjudzania go.jeÅ›li go podjudzaÅ‚.Garraty myÅ›laÅ‚ o tym, co powiedziaÅ‚ Parker, pleczysty bywalec barów, wodzirej sobotnichpotaÅ„cówek i pijatyk.Parker - bohater w czarnych skórach.Jakie miaÅ‚ pojÄ™cie o Maine? On sammieszkaÅ‚ w Maine przez caÅ‚e życie, w miasteczku Porterville, tuż na zachód od Freeport.DziewiÄ™ciuset siedemdziesiÄ™ciu staÅ‚ych mieszkaÅ„ców, ani jednego skrzyżowania ze Å›wiatÅ‚ami, ale,cholera, co takiego nadzwyczajnego jest w Joliet, w stanie Illinois?!Ojciec Garraty'ego powiadaÅ‚, że Porterville to jedyne miasteczko w powiecie, w którym jestwiÄ™cej cmentarzy niż ludzi.Ale to czyste miasteczko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]