[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osiągnęłam cel dzięki umiejętnościom i determinacji, a w nagrodę zyskałam szacunek i nowe obowiązki.Cztery lata po zdobyciu dyplomu awansowałam z technikalaboratoryjnego, któremu płacono za godziny, na koordynatorakontroli jakości.Praca pobudzała moją wyobraznię i zaspokajała potrzebyduchowe, a na dodatek umożliwiała mi podróże.Aączyłamwycieczki weekendowe z podróżami służbowymi i w ten sposób radykalnie obniżałam koszty przelotu.To był idealny układi wszyscy na nim korzystali.Ja mogłam poznawać ciekawemiejsca i odwiedzać rodzinę, a firma oszczędzała na wydatkach.Kiedy w planach pojawiła się podróż w połowie kwietnia, zadzwoniłam do mojej siostry w Santa Fe.Była szesnaścielat młodsza i odnosiła sukcesy jako informatyk.Postanowiłyśmy spędzić Wielkanoc u dziadka Jonasa.Trzy dni przed wylotem John podzielił się ze mną wspaniałymi wieściami: dwa dni po Wielkanocy miał rozmowę w sprawie pracy w Nowym Jorku.Stwierdził więc, że najsensowniejbędzie, jeśli uda się ze mną do Hot Springs.Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy martwić.Mąż na gwałtpotrzebował pracy, ale nauczyłam się nie przywiązywać dużejwagi do jego słów.Zbyt często obietnice rozpływały się niczymfatamorgana na pustyni, a moja dusza była jeszcze bardziejspragniona niż przedtem.Potrzebowałam przestrzeni, dlatego wolałam pojechać sama, ale John jak zwykle dopiął swego.Ponure przeczucia co do jego towarzystwa okazały się jednak mylne.Humor mu dopisywał, więc spędziliśmy z dziadkiem cztery dni pełne przygód.Zwietny dowcip i cięty językMeredith łagodziły wszelkie napięcia.Dzięki niej cały czassię śmialiśmy.Ostatniego wieczora siedzieliśmy przy stole kuchennym,żałując, że następnego dnia musimy wyjechać.Spojrzałamna stary czerwony zegar nad piecykiem.- Lepiej szykujmy się do spania, inaczej nie zdołamy wstaćo czwartej rano.- Czemu tak wcześnie? - zapytała Meredith, ziewając.- To przeze mnie - powiedział John.- Wylatuję o szóstejtrzydzieści.Autobus do Little Rock przyjeżdża o piątej.Poszłam do łazienki, a reszta rodziny usiadła w salonie.Dziadek Jonas dorzucił drewna do pieca.- Noc będzie zimna - ostrzegł, zasuwając sięgającą podłogizasłonę, która oddzielała salon od sypialni.Wyszłam z łazienki i przygotowałam ubranie na następnydzień: czarną wełnianą spódnicę, białą bluzkę z dzianiny i czarnebuty na wysokim obcasie.Na spotkaniu biznesowym w Midlandw stanie Michigan chciałam wyglądać profesjonalnie.-Jak się czujesz? - zawołał John.- Jestem trochę zmęczona.Boję się jutra.Czeka mnie całydzień w podróży.- Mam na to sposób - odparł.Wstał i skrzywił się, bo kolano znów odmówiło mu posłuszeństwa.Wszedł do sypialni, zaczął grzebać w walizce i wyciągnął jeden ze swoich leków.- Masz, wez to - powiedział, podając mi dwie tabletki.- Pomogą ci zasnąć.- Nie lubię tabletek i nie biorę cudzych leków na receptę.- Wiem, co jest najlepsze dla mojej dziewczyny - przekonywał, obejmując mnie wolnym ramieniem. Słuchaj pana doktora.Opierałam się, ale nalegał, tak przekręcając znaczenie słów,żeby nadać sens czemuś, co absolutnie go nie miało.Gdy w końcuotworzyłam dłoń, przesypał na nią różowe tabletki, a ja poszłamdo kuchni po szklankę wody.Ruszył za mną i stał obok, póki niepołknęłam lekarstwa.- Dobra dziewczynka - pochwalił mnie, odstawiając pustąszklankę na blat.- Dopóki się nie rozluznisz, posiedzimy jeszcze chwilę z twoim dziadkiem.Pół godziny pózniej poszedł do sypialni sprawdzić, czy manasze bilety.Złapał teczkę, rzucił ją na łóżko i otworzył.Wtemusłyszeliśmy jego wściekłe krzyki.- Do ciężkiej cholery!- Co się stało? - spytałam.- Niech to szlag! Ależ ze mnie dureń.Popatrz, co znalazłem.- Wyjął z teczki kopertę i pomachał nią.- To nasze zeznaniepodatkowe i opłaty.Ogarnął mnie strach i gniew.Urzędu podatkowego boję sięjeszcze bardziej niż policji.Nie miałam nic do ukrycia, ale historieo niezapowiedzianych kontrolach, o rozpaczliwym poszukiwaniurachunków i ogromnych grzywnach brzmiały przerażająco.- Co to znaczy? - wrzasnęłam, podbiegając do niego i wyrywając mu kopertę.- Mówiłeś, że nadałeś je kilka tygodni temu.- Najwyrazniej zapomniałem - powiedział łagodnie, spuszczając głowę.- Zapomniałeś? A potem skłamałeś? To bez sensu.Zawszewysyłamy zeznanie przed ostatecznym terminem.Zciskając w dłoniach kopertę, usiadłam ciężko na łóżku,obok otwartej teczki męża, i zaczęłam przeglądać jej zawartość.Czego jeszcze zapomniał zrobić? Po chwili się dowiedziałam.Nie nadał pięciu listów, które ja zaadresowałami na które nakleiłam znaczki.Złapałam je i ze złością pode-tknęłam mu pod nos.- A to? To też miałeś nadać.W styczniu spotkaliśmy się z naszym przyjacielem, adwokatem z Long Beach.Zgodził się sporządzić testament męża, alemusieliśmy dostarczyć szczegółowe dane kont i akty własności.John ciągle to przekładał.W końcu postanowiłam przejąć inicjatywę.Poszliśmy do biblioteki i wszystkie potrzebne adresyznalezliśmy w książkach telefonicznych.Ja napisałam listy,on je podpisał i zakleił koperty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]