[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta śmieszność tkwiła w nim, była prawdopodobnie najbardziej autentyczną częścią jego osobowości.Wieczorem odczytywał wiadomość w gazecie.- Ja nawet po pijanemu nie byłbym nigdy na tyle nieprzytomny, by śpiewać arie operowe o trzeciej nad ranem.Wyobrażał sobie, co stałoby się, gdyby mimo wszystko.I leżąc samotnie w łóżku wybuchał śmiechem, tłumiąc jego dźwięk kołdrą.Od tego czasu unikał znajomych.Nie chciał, by jego obecność doprowadziła ich do ostateczności.Jeśli przestaną go widywać, może się uspokoją.Nie wychodził już prawie wcale.Rozkoszował się wieczorami spędzanymi w domu spokojnie, bez hałasu.Myślał, że sąsiedzi uznają to za objaw dobrej woli."Jeśli kiedyś zdarzy mi się, z takiego czy innego powodu, wywołać jakiś hałas, przypomną sobie wszystkie wieczory, które minęły w absolutnej ciszy, i będą musieli mnie uniewinnić."Poza tym w kamienicy miały miejsce dziwne zjawiska, które obserwował całymi godzinami.Na próżno usiłował je zrozumieć.Być może przywiązywał zbyt wiele wagi do drobnych faktów bez znaczenia? Mogło i tak być.A jednak, gdy wynosił śmieci.Śmieci Trelkovsky'ego zbierały się całymi dniami.Ponieważ jadał głównie w restauracji, składały się raczej z papierów niż z substancji gnijących, były tam również kawałki chleba wyniesione po kryjomu z restauracji w kieszeniach i resztki sera przyklejone do tekturowych pudełek.Wreszcie przychodziła chwila, gdy Trelkovsky nie mógł już tego odkładać.Zbierał wszystkie śmieci do niebieskiego kubła i wynosił do śmietnika.Z wypełnionego po brzegi kubła wypadały na schody kawałki waty, skórki od owoców i inne rzeczy.Trelkovsky był zbyt obładowany, by je podnosić.- Zajmę się tym w drodze powrotnej - obiecywał sobie.Lecz gdy wracał, niczego już nie było.Ktoś pozbierał śmieci.Kto? Kto czyhał, aż Trelkovsky przejdzie, aby je wówczas sprzątnąć?Sąsiedzi?Czyż nie było w ich interesie raczej zaatakować go, obrzucić wyzwiskami i zagrozić najgorszymi represjami za to, że pobrudził schody? Niewątpliwie sąsiedzi nie przepuściliby tak wspaniałej okazji, by go tyranizować.Nie, to był ktoś inny.lub coś innego.Czasem Trelkovsky podejrzewał szczury.Wielkie szczury, które z piwnicy lub kanałów wyszły na poszukiwanie pożywienia.Szmery, które czasem słyszał na schodach, zdawały się potwierdzać tę hipotezę.Lecz jeśli tak było, czemu szczury nie grasowały bezpośrednio w śmietniku? Dlaczego nigdy żadnego z nich nie ujrzał?Tajemnica ta przerażała go.Dłużej niż dotychczas wahał się, czy wynieść śmieci, i gdy wreszcie się na to decydował, był tak wzburzony, że rozsypywał ich więcej niż zwykle.Zniknięcie śmieci stawało się wówczas jeszcze bardziej znaczące.Nie była to zresztą jedyna przyczyna niechęci Trelkovsky'ego do tej czynności.Było mu przykro ze względu na przytłaczające uczucie wstydu.Za każdym razem, gdy podnosił pokrywę kubła, aby wrzucić tam zawartość swego wiadra, zaskakiwał go panujący wewnątrz porządek.Jego własne śmieci były najbrudniejsze z całej kamienicy.Odrażające i ohydne.W niczym nie przypominały uczciwych gospodarskich śmieci innych lokatorów.Nie miały ich statecznego wyglądu.Trelkovsky był przekonany, że następnego dnia rano dozorczyni, przeglądając zawartość kubłów, rozpozna bez chwili wahania, która część pochodzi od niego.Zapewne skrzywi się z niesmakiem, gdy o nim pomyśli.Wyobrazi go sobie w upokarzającej pozycji i zmarszczy nos, jakby śmieci wydzielały jego własny zapach.Czasem, by utrudnić rozróżnienie, posuwał się nawet do tego, że grzebał w kuble i mieszał swoje śmieci z innymi.Fortel ten był jednak skazany na niepowodzenie, gdyż jemu jednemu mógł być potrzebny ten dziwaczny manewr.Oprócz tego inna jeszcze tajemnica fascynowała Trelkovsky'ego.Była to tajemnica ubikacji.Zgodnie z cynicznym oświadczeniem gospodyni, ze swego okna mógł obserwować wszystko, co tam się dzieje.Początkowo próbował zwalczyć chęć patrzenia, lecz punkt obserwacyjny przyciągał nieodparcie.Całymi godzinami siedział przy oknie, zgasiwszy wszystkie światła, aby móc widzieć, nie będąc widzianym.Niczym zafascynowany widz oglądał korowód sąsiadów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]