[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matka właśnie wyszła go wołać na kolację.— Co się tam stało? Biją się czy co?— Józef Wachnik wrócił z kancelarii trochę pijany i pobił się ze swoją.Dawno się już babie należała porządna frycówka.Nie bój się, nic jej nie będzie.— Ależ krzyczy, jakby ją ze skóry obdzierał.— Zwyczajne babskie wrzaski, żeby ją prał kijem, to by była cicho! Odbije mu ona jutro za swoje, odbije! Chodź, kruszyno, bo kolacja przestygnie.Ledwie tknął jadła i czując się wielce zdrożony, zaraz położył się spać.Ale rano, jak tylko słońce zaświeciło, już był na nogach.Obleciał pole, przyniósł koniom koniczyny, podrażnił księże indory, jaże[2212] się rozbulgotały, przywitał pieski, że dziw łańcuchów nie pozrywały z radości, sypnął ziarna gołębiom, pomógł młodszemu wypędzać krowy, narąbał drzewa za Michała, spenetrował w sadzie dojrzewające małgorzatki, pofiglował ze źrebakiem i był wszędy i wszystko witał całującymi oczami, jak przyjacioły serdeczne, jak braty rodzone, nawet te malwy osypane kwiatem, nawet te prosięta grzejące się na słońcu, nawet pokrzywy i chwasty, przytajone pod płotami, aż matka biegająca za nim rozkochanymi spojrzeniami szeptała z pobłażliwym uśmiechem:— Wariacie jeden! wariacie!A on snuł się i promieniał jako ten dzień lipcowy, jasny, roześmiany, rozsłoneczniony, wezbrany ciepłem i ogarniający wszystek świat duszą miłującą, ale skoro zadzwoniła sygnaturka, rzucił wszystko i poleciał do kościoła.Proboszcz wyszedł z wotywą[2213], poprzedzał go Jasio w nowej komży, przybranej świeżo czerwonymi wstęgami, organy zagrały przebieraną, hukliwą nutą, z chóru podniósł się grubachny głos, od którego zadrgały światła, kilkanaście osób przyklękło przed ołtarzem — i zaczęło się nabożeństwo.Jasio, chociaż służył do mszy, a w przerwach żarliwie się modlił, jednak dostrzegł Jagusię klęczącą nieco z boku i co podniósł głowę, to widział jej modre, błyszczące oczy wlepione w siebie i jakiś przytajony uśmiech na rozchylonych, czerwonych wargach.Zaraz po kościele zabrał go ksiądz na plebanię i zasadził do pisania, że dopiero po południu wyrwał się na wieś odwiedzać znajomków.Najpierw zaszedł do Kłębów, gdyż siedzieli najbliżej, przez dróżkę jeno, w chałupie jednak nie zastał nikogo, a tylko w sieniach, wywartych[2214] na przestrzał, cosik[2215] zaruszało się w kącie, a jakiś głos zachrypiał:— Dyć[2216] to ja, Jagata! — uniesła[2217] się rozkładając ręce ze zdumienia — Jezu, pan Jasio!— Leżcie spokojnie.Chorzyście, co? — pytał troskliwie i przysunąwszy se[2218] pieniek przysiadł blisko, ledwie rozpoznając jej twarz wyschniętą kiej[2219] ziemia.— Jeno[2220] już Pańskiego miłosierdzia czekam — głos jej zabrzmiał uroczyście.— Cóż to wam jest?— A nic, śmierć se we mnie rośnie i na żniwo czeka.Kłęby me[2221] ano przytuliły, bym se u nich pomerła[2222], to pacierz mówię i wyglądam cierpliwie onej[2223] godziny, kiej[2224] kostucha zapuka i powie: pódzi[2225], duszo umęczona.— Czemuż do izby was nie przeniosą?— Hale, póki nie pora, to co ta bede[2226] im zabierała miejsce.i tak cielaka musiały ze sieni wyprowadzić.Ale mi przyobiecały, że na tę ostatnią moją godzinę to me[2227] przeniosą do izby, na łóżko pod obrazy, i świecę mi zapalą.i księdza sprowadzą.a potem we świąteczne szmaty me przyobleką i pochowek sprawią gospodarski.Juści, dałam na wszystko.a ludzie poczciwe sieroty może nie ukrzywdzą.Niedługo przeciek[2228] bede im tu zawalać, nie.i przy świadkach mi przyobiecały, przy świadkach.— A nie przykrzy się wam samej? — głos mu nasiąkł żałością i łzami.— Całkiem mi dobrze, paniczku.A mało to świata dojrzę se[2229] przez drzwi? kto przejdzie drogą, kto gdziesik[2230] zagada, kto i zajrzy, kto nawet rzuci to poczciwe słowo, że jakbym se po wsi wędrowała.A pójdą wszystkie do roboty, to kokoszki pogrzebią w śmieciach, gadzina[2231] pochrząka za ścianą, pieski zajrzą, wróble wpadną do sieni, słońce ździebko[2232] poświeci przed zachodem, a niekiej[2233] wisus jaki ciepnie[2234] pecyną i dzionek zleci, ani się człowiek spodzieje.A nocami też do mnie przychodzą, juści.a niejedne.— Któż taki? kto? — zajrzał z bliska w jej otwarte, a jakby niewidzące oczy.— A te moje, co się im już dawno pomarło, a te powinowate i znajome.Prawdę mówię, paniczku, przychodzą.A kiedyś — szeptała z uśmiechem nieopowiedzianego szczęścia i słodyczy — to przyszła do mnie Panienka i powieda[2235] cichuśko: „Leż se, Jagato, Pan Jezus cię wynagrodzi!.” Sama Częstochowska, zaraz poznałam.w koronie ano była, w płaszczu, a cała we złocie i koralach.Pogładziła me[2236] po głowie i rzekła: „Nie bój się, sieroto, gospodynią se będziesz pierwszą na niebieskim dworze, panią se będziesz, dziedziczką.”I tak se gaworzyła starucha kiej[2237] ta zasypiająca ptaszka, zaś Jasio przychylony nad nią słuchał i patrzał kieby[2238] w jakąś nieodgadnioną głąb, kaj[2239] cosik[2240] tajnego bulgoce i gada, i błyska, i coś takiego się dzieje, czego już zgoła człowieczy rozum nie rozbierze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Chris A Jackson [Scimitar Sea Scimitar War (retail) (epub) id
  • Chris A Jackson [Scimitar Sea Scimitar Sun (retail) (epub) id
  • Chris Nickson [Inspector Tom Gods of Gold (retail) (epub) id
  • 05 DYSKUSJA NA TEMAT RZ 9,5 ANALIZA KONTEKSTU I GRAMATYKI (CZ. 1 i 2)id 5680
  • Christina Hollis [From Rags t Master of Bella Terra (epub) id
  • Chris Ewan Dead Line (US) (v5.0) (epub) id
  • Chet Williamson [The Searcher City of Iron (retail) (epub) id
  • Christopher Williams [Restora A Gathering of Armies (epub) id
  • 14. BIOLOGIA ŚRODOWISKA I rok IŚ (3)id 15237
  • Lach Ewa Zielona gwiazdka pomyslnosci id
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sylwina.xlx.pl