[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idąc za modą epoki, której zawdzięczamy przejście od dawnych balowych pluderków do szpetnych dzisiejszych spodni, Lucjan włożył czarne obcisłe pantalony.Strój męski uwydatniał wówczas jeszcze kształty, ku rozpaczy ludzi chudych lub źle zbudowanych, kształty zaś Lucjana były iście apollińskie.Szare jedwabne ażurowe pończochy, lekkie pantofelki, czarna atłasowa kamizelka, krawat, wszystko było najstaranniej dobrane, ulane wprost na nim.Jasne, bujne kędziory podkreślały białość czoła, dokoła którego pukle wiły się z wyszukaną gracją.Oczy, pełne dumy, sypały iskry.Drobne, kobiece ręce, piękne pod wykwintną rękawiczką, nie raczyły się ukazać obnażone.Całe wzięcie skopiował Lucjan z de Marsaya, sławnego paryskiego dandysa: w jednej ręce trzymał laskę i kapelusz, którego nie odłożył ani na chwilę, drugą gestykulował lekko, podkreślając słowa.Lucjan chciał się wsunąć nieznacznie, na sposób tych sławnych ludzi, którzy przez fałszywą skromność pochylają głowę przechodząc pod bramą Saint-Denis.Ale Petit-Claud, który miał tylko jednego przyjaciela, "podał go" z całą okazałością.W pełni wieczoru, niemal celebrując, przyprowadził Lucjana przed panią de Senonches.Przechodząc poeta słyszał szmery, które niegdyś byłyby go przyprawiły o zawrót głowy, a które przyjął dziś chłodno: dziś czuł się pewny, iż sam jeden wart jest całego tego angulemskiego Olimpu.- Pani - rzekł do pani de Senonches - winszowałem już memu przyjacielowi Petit-Claud, w którym widzę materiał na przyszłego ministra, że ma szczęście wejść do pani domu, mimo iż węzły, jakie łączą chrzestną matkę z jej pupilką, są natury dość wątłej.(To było powiedziane w sposób doskonale podchwcony przez wszystkie kobiety, które nasłuchiwały pilnie, choć nieznacznie).- Co do mnie, błogosławię okoliczność, która pozwala mi przedłożyć pani moje uniżone służby.Słowa te wygłosił Lucjan bez najmniejszego zakłopotania, z miną wielkiego pana, który zaszczycił odwiedzinami skromną chatkę.W czasie odpowiedzi Zefiryny, pełnej ozdobnych zakrętasów, poeta wodził oczyma po salonie, przygotowując dalsze efekty.Skłonił się z wdziękiem, cieniując swe uśmiechy, Franiowi du Hautoy i prefektowi, którzy skłonili się | wzajem; następnie podszedł do pani du Châtelet, udając, iż w tej chwili ją spostrzega.Spotkanie to, było tak dalece główną okrasą wieczoru, iż zapomniano wręcz o kontrakcie ślubnym, na którym miały położyć podpisy najwybitniejsze osobistości, prowadzone w tym celu do sypialni bądź przez rejenta, bądź przez Franciszkę.Lucjan uczynił kilka kroków w stronę Luizy i z ową paryską gracją, za którą tęskniła od swego powrotu, rzekł dość głośno:- Czy pani zawdzięczam zaproszenie, dzięki któremu będę miał zaszczyt obiadować pojutrze w prefekturze?- Zawdzięcza je pan jedynie swojej sławie - odparła sucho Luiza, nieco dotknięta zaczepnym frazesem, który Lucjan obmyślił, aby zranić dumę swej dawnej protektorki.- Ach, pani hrabino - rzekł Lucjan tonem zarazem subtelnym i pewnym siebie - niepodobna mi będzie korzystać z zaproszenia, jeśli mam nieszczęście być u niej w niełasce.I nie czekając odpowiedzi obrócił się na miejscu, spostrzegając biskupa, któremu skłonił się z wdziękiem.- Wasza Dostojność była niemal prorokiem - rzekł czarującym głosem - a dołożę starań, aby się nim stała w zupełności.Szczęśliwy się czuję, iż przybyłem tu dzisiaj, skoro mogę złożyć Waszej Dostojności wyrazy mego szacunku.Lucjan wciągnął biskupa w rozmowę trwającą z dziesięć minut.Wszystkie kobiety patrzały na Lucjana jak na zjawisko.Jego nieoczekiwane zuchwalstwo odebrało pani du Châtelet mowę, nie umiała znaleźć odpowiedzi.Widząc Lucjana przedmiotem podziwu kobiet, nasłuchując, od grupy do grupy, szeptów powtarzających na ucho odpowiedź, którą Lucjan jakoby zmiażdżył hrabinę i okazał jej wyraźnie wzgardę, uczuła w sercu skurcz podrażnionej ambicji."Gdyby nie przyszedł do prefektury po tej odpowiedzi, cóż za skandal! - pomyślała.- Skąd mu się bierze ta duma? Czyżby panna des Touches była nim zajęta?.Jest tak piękny! Powiadają, że poleciała do niego w Paryżu, nazajutrz po śmierci tej aktorki!.Może przyjechał, aby ocalić szwagra, i znalazł się w Mansle za naszą karocą wskutek wypadku w podróży? Patrzał na nas owego ranka osobliwym wzrokiem."Oblegał ją rój myśli; nieszczęściem dla siebie, Luiza poddawała się im patrząc na Lucjana, który rozmawiał z biskupem, jak gdyby był królem zebrania, nie kłaniał się nikomu i czekał, aż się ktoś doń zbliży wodził spojrzeniem po sali, nadając mu wyraz rozmaity, ze swobodą godną de Marsaya, swego pierwowzoru.Opuścił prałata, aby się przywitać z panem de Senonches, który ukazał się w pobliżu.Po dziesięciu minutach Luiza nie wytrzymała.Wstała, podeszła do biskupa i rzekła:- Cóż takiego opowiada Waszej Wielebności ten młody człowiek, że tak często widzę uśmiech na Jej ustach?Lucjan usunął się o kilka kroków, aby zostawić dyskretnie panią du Châtelet z prałatem.- Ach, pani hrabino, to młodzieniec bardzo niepospolity! Tłumaczył mi właśnie, iż pani zawdzięczał całą swoją siłę.- Nie jestem niewdzięcznikiem, pani!.- rzekł Lucjan ze spojrzeniem pełnym wyrzutu, które oczarowało hrabinę.- Porozumiejmy się - rzekła przywołując Lucjana ruchem wachlarza - chodź pan tu razem z Jego Wielebnością, tutaj!.Jego Dostojność będzie naszym sędzią.Wskazała na buduarek pociągając biskupa.- Szczególną, w istocie, rolę każe odgrywać biskupowi - rzekła dość głośno jakaś dama z obozu Chandour.- Naszym sędzią!.- rzekł Lucjan, spoglądając kolejno na prałata i na prefektową.- Jest zatem i winny?.Luiza siadła na kanapce swego dawnego buduaru.Posadziwszy Lucjana po jednej stronie, a biskupa po drugiej, zaczęła mówić.Lucjan, ku zachwytowi, zdziwieniu i szczęściu pani du Châtelet, nie słuchał.Przybrał postawę i ruchy Pasty w "Tankredzie", kiedy ma mówić: O patria!.Fizjonomią swoją odśpiewał słynną kawatynę de'rizzi.Wreszcie uczeń Koralii dokazał tego, iż uronił nieznaczną łezkę.- Ach, Luizo, jak ja cię kochałem! - szepnął jej do ucha, nie troszcząc się o prałata ani o rozmowę, w chwili gdy ujrzał, iż hrabina zauważyła jego łzy.- Wytrzyj oczy albo mnie zgubisz na tym samym miejscu po raz drugi - rzekła odwracając się ku niemu ruchem, który zgorszył biskupa.- Pierwszy wystarczy - odparł żywo Lucjan.- To odezwanie godne kuzynki pani d'Espard osuszyłoby wszystkie łzy Magdaleny.Mój Boże!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]