[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, dziękuję - odparł z roztargnieniem.Przyszło mu na myśl, że być może dyrektorprzywiezie z Belgii wzory opakowań i katalogi.Sięgnął nawet po słuchawkę, aby porozumiećsię z kierownikiem zaopatrzenia, ale telefon go uprzedził.- Słucham, Waligórski - powiedział i nagle zmieszał się.- Chwileczkę.- Popatrzył wymownie na sekretarkę, która zbierała po kątachporozrzucane papiery.- Przecież wychodzę - oświadczyła z godnością, biorąc teczki pod pachę.Poczekał, aż drzwi się za nią zamknęły, po czym rzekł do słuchawki: - Dzień dobry,Teresko.Bardzo się cieszę, że zadzwoniłaś.Myślałem, że przyjdziesz wczoraj, czekałem wdomu.Nie, przyjdz od razu do mnie, po co w tych kawiarniach.- Roześmiał się.-Oczywiście, kupię po drodze, u Gajewskiego.Rożki? Takie z żółtym kremem?.Jeżeli tylkobędą, to wezmę.Dobrze, dziecino.Będę w domu najpózniej o piątej.Pójdziemy do kina, akolację zjemy gdzieś na mieście, tak będzie wygodniej.Musiałbym stanąć w kolejce poszynkę i ser, a jestem zmęczony.Nie, bilety już mam.Zobaczysz.Aadny film, wesoły.Dobrze.Pa, kochanie!Odłożył słuchawkę i siedział przez chwilę bez ruchu, z przymkniętymi oczami.Odpewnego czasu nie poznawał siebie.To już nie była zwykła przygoda miłosna czy krótki,przelotny romans.Teresa była inna.Zupełnie inna niż kobiety, z którymi dotychczas miał do czynienia.Jej okrutna nieraz, bezgraniczna szczerość, z jaką zwierzała mu się ze swoich poprzednichflirtów - nie powiedziała mu przy tym ani razu, że go kocha, nawet, że lubi - jej wymijająceodpowiedzi, kiedy pytał o matkę, siostrę czy inne osoby rodziny.Jej tajemnicze znikanie nadranem, kiedy zasnął (dotąd nie udało mu się wydostać z niej nawet nazwiska), wszystko to,prawem niezrozumiałego kontrastu sprawiało, że pożądał jej wciąż z tą samą siłą, klnącczasem dzień, w którym ją poznał.Znali się już kilka tygodni.Nigdy nie chciała wziąć od niego pieniędzy, przyjmowałajedynie drobne podarunki - pończochy, jakiś szalik jedwabny, broszkę, perfumy.Byli parę razy w kinie i nocnych lokalach.Potem Teresa uznała, że dalekoprzyjemniej jest przyrządzić coś w domu.Kupował więc w garmażerniach sałatki, pasztet,szynkę, parzył w elektrycznym imbryku kawę, do której zawsze musiało być coś słodkiego.- Jakaś ty jeszcze dziecinna - mówił, uśmiechając się, kiedy starannie zlizywała kremz łyżeczki albo wyjadała wiśnie z tortu węgierskiego.- Kiedy dorośniesz, Teresko?Wzruszyła ramionami.Nie lata się liczyły.Znała młodsze od siebie, które były jużdorosłymi kobietami.Waligórski objął ją ramieniem i pocałował.Drugą ręką usiłował otworzyć drzwi.Byłjednak niezupełnie trzezwy, dlatego szło mu to trochę opornie.Klucz dwa razy upadł nasłomiankę, w końcu Tereska, śmiejąc się, odebrała mu go i sama otworzyła.Weszli, trzymając się w pół, rozweseleni dobrą kolacją, zwłaszcza butelką wina, doktórej inżynier skrycie przemycił nieco wódki.- Aaa, spać! - Teresa przeciągnęła się, szeroko rozkładając ręce.- Coś ty tak stanął?Ducha zobaczyłeś? - zachichotała widząc, że zatrzymał się na progu pokoju.Podeszła bliżej.Pokój wyglądał, jak zwykle.Zasłony zaciągnięte, tapczan nieruszony.- Co ci się stało?Waligórski spojrzał na nią z roztargnieniem.- Zdawało mi się - rzekł, pocierając czoło - że tu ktoś był.- Gdzie? W pokoju? Gdzieżby się schował.Zwariowałeś?- Nie teraz, ale.zresztą, nie.Głupstwo.Idziesz pierwsza do łazienki?- Tak.Ja szybko, raz dwa.Zniknęła w łazience, ale po chwili usłyszał jej niespokojny głos:- Jurek, nie widziałeś mojej bransolety? Była na półeczce, obok maszynki do golenia.- Może spadła? Poszukaj, zaraz do.O, Boże!Na krzyk, wyskoczyła z łazienki w bieliznie i wbiegła do pokoju.Waligórski stałprzed szafą, a jego oczy rozszerzały się coraz większym zdumieniem i przerażeniem.Szafabyła zupełnie pusta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]