[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale.Przecieżostatecznie chyba nie miałam wyboru.Zrobiłam wszystko, co mogłam.- Niemniej poczucie winy nie znika? - zapytałem.- Ono nigdy nie znika.Jak te sny.Rozmawialiśmy przez następne dwie godziny o wszystkim, począwszy od jej pracy, askończywszy na życiu towarzyskim samotnego rodzica.Potem opowiedziałem o nie dawnymprzyjściu na świat mojej córki.Gdy w końcu zerknąłem na zegarek, uświadomiłem sobie, jakpózno się zrobiło.Wstałem z kuchennego stołka i zacząłem zbierać swoje rzeczy.- Poczekaj! - powiedziała Donna.Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.-Przyszedłeś tutaj, żeby zebrać informacje na temat Oskara i w ogóle nie poruszyliśmy tegotematu.- Jakoś tak wyszło.- Westchnąłem.- Może nie jestem tak otwarty na sprawę Oskara,jak mi się wydawało.Zaśmiała się i gestem dłoni zaprosiła mnie, abym znowu usiadł.Posłusznie zająłem miejsce na stołku.- Więc, pani Richards - zagaiłem, naśladując głos znanego dziennikarza - co panimyśli o Oskarze, naszym czworonożnym przyjacielu?Donna zachichotała, w jej oczach pojawiło się rozbawienie.- Zacznijmy od tego, że moja matka nienawidziła kotów! Dawniej, nim zachorowała,mogłabym się po niej prędzej spodziewać, że otrułaby Oskara, gdyby tylko ośmielił sięwskoczyć na jej łóżko.To nie była zresztą tylko kwestia kotów.Moja matka po prostu nielubiła zwierząt, koniec, kropka.Nie rozumiała, po co w ogóle istnieją.Jednakże im bardziejjej stan się pogarszał, tym więcej zdawała sięczerpać przyjemności z ich towarzystwa.Niewiem, co one w sobie miały, co się stało z marną, ale coś się naprawdę zmieniło.Jakby stałasię bardziej otwarta na głębszym poziomie.Czy to brzmi dziwnie?- Nie, bynajmniej.Ostatnio dużo się zastanawiałem nad prawdziwą istotą naszegozwiązku ze zwierzętarni, zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy bardzo młodzi i bardzo starzy.Mojego syna zawsze ciągnęło do zwierząt, jeszcze zanim nawet zaczął mówić.Widziałemidentyczne głębokie zainteresowanie, specyficzne przyciąganie jak w przypadku niektórychpacjentów.Jakby ten związek w jakiś sposób zastępował mowę.Ja natomiast dopieroodkrywam mądrość zwierząt.- Cóż, Oskar jest mądry.Tyle mogę powiedzieć.Zazwyczaj utrzymywał bezpiecznydystans i nie zbliżał się do marny, ale gdy przechodził obok niej, zatrzymywała się, aby z nimporozmawiać.On wtedy także przystawał.Nigdy nie na długo i nigdy się do niej nie tulił.Zachowywał się raczej jak dygnitarz na inspekcji niż domowy kot.Ale zawsze sprawiałwrażenie, jakby chciał jej wysłuchać.Dygnitarz na inspekcji.Dobre określenie.- Jakie miałaś zdanie o obecności zwierząt w Steere House?- Cóż, pod pewnymi względami to było dziwnie kojące.Taki rodzaj odwrócenia uwagi.Chodzi mi o to, że wprawdzie nie zmieniało to faktu,że mama przebywała w domu opieki, ale sprawiało, że otoczenie stawało się trochę bardziejznośne.Bardziej kojarzyło się z prawdziwym domem, rozumiesz? Mam wrażenie, żeobecność zwierząt w ośrodku pomogła także mojemu synowi.- Co masz na myśli?- Domy opieki nie są dla dzieci przyjemnym miejscem.Syn czasami zostawiał nas - mnie i mamę - i ruszał szukać kotów.Zabawa z Billymczy Munchiem na parterze była dla niego lepsza, niż siedzenie nieruchoma na krześle imachanie nogami.Jego ucieczka pozwalała mi spędzić trochę więcej czasu z matką.- Oskar był z nią pod koniec?- Oczywiście.Gdy mama zachorowała po raz ostatni, zaczął coraz więcej czasuspędzać z nami w pokoju.Tak jakby wiedział, że potrzebuję wsparcia.To było naprawdęniezwykłe.Wydawało się, że mnie polubił.Nawet więcej.wydawało się, że rozumiał.Donna oceniła wyraz mojej twarzy, po czym ciągnęła dalej.- W ciągu ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzin życia mojej matki nieodstępowałam jej niemal na krok.Nawet spałam na fotelu przy łóżku.Gdy próbowałam sięzdrzemnąć, Oskar wchodził do pokoju i tulił się do mnie.Potem z mojego fotela wskakiwał na łóżko i kładł się przy mamie.Robił to właściwieprzez cały czas, gdy mama umierała.Zdumiewające, ale Oskar zawsze wydawał się wiedzieć,gdzie jest potrzebny i nigdy nie oczekiwał niczego za swoją obecność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]