[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Claudia niechętnie patrzyła nabudynek wierny Protokołowi, z dziurawą strzechą, zawilgoconymi ścianami, sękatymidrzewami w sadzie.- Biedak.Jared uśmiechnął się ze smutkiem.- Niestety.W tej Epoce tylko bogaci mogą żyć wygodnie.Przywiązali konie, skubiące długą, bujną trawę na poboczu drogi.Brama byławyłamana, otwarta na oścież, zwisała.Claudia zauważyła, że wyważono ją niedawno, aprzygniecione nią zdzbła trawy nadal są mokre od rosy.Jared znieruchomiał.- Drzwi są otwarte.Chciała go wyminąć, ale dodał:- Chwileczkę.- Wyjął mały skaner i sprawdził nim, co się dzieje w środku.- Nic.Nikogo nie ma.- Więc wejdzmy i zaczekajmy na niego.Mam mało czasu.Ruszyła spękaną ścieżką.Jared poszedł szybko za nią.Otworzyła drzwi szerzej.Zaskrzypiały.Wydawało jej się, że w środku coś zaszeleściło.- Jest tam kto? - spytała.Cisza.Zajrzała.W izbie było ciemno i pachniało dymem.Przez niskie okno wpadało światło,okiennice były zdjęte, oparte o ścianę.Palenisko wygasło; podeszła i zobaczyła osmalonysagan na łańcuchach, rożen, drobinki popiołu unoszące się w górę.W kącie komina stały dwie małe ławki, pod oknem znajdowały się stół, krzesło itoaletka z poobijanymi cynowymi talerzami i dzbankiem.Wzięła go i powąchała mleko, którebyło w środku.- Zwieże.Małe drzwiczki prowadziły do obórki.Jared podszedł do nich i zajrzał do wewnątrz,zatrzymując się w progu.Stał tyłem do niej, ale po jego nagłym, skupionym bezruchu zrozumiała, że zobaczyłcoś niepokojącego.- Co? - spytała.Odwrócił się.Twarz miał tak bladą, że przestraszyła się, czy nie czuje się zle.- Obawiam się, że przybyliśmy za pózno.Podeszła.Zagrodził jej drogę.- Chcę zobaczyć - szepnęła.- Claudio.- Pozwól mi zobaczyć, mistrzu.- Zajrzała, wsuwając głowę pod jego ramię.Staruszek leżał na podłodze obórki.Miał skręcony kark.Leżał na plecach, z jednąręką schowaną w słomie.Oczy miał otwarte.W obórce cuchnęło starym nawozem.Uporczywie bzyczały muchy; osy wpadały iwypadały przez drzwi.Na dworze zabeczała kózka.- Zabili go - powiedziała, zlodowaciała z gniewu i wstrząśnięta.- Tego nie wiemy.Jared nagle jakby się ocknął.Przyklęknął przy staruszku, dotknął jego karku inadgarstka, żeby sprawdzić tętno, a potem przesunął nad nim skanerem.- Zabili go.Wiedział coś o Gilesie i morderstwie.Wiedzieli, że tu przyjedziemy!- Kto mógłby wiedzieć? - Szybko wstał, wrócił do izby.- Evian.Ktoś mógł podsłuchiwać naszą rozmowę.I Hiob.Pytałam go.- Hiob to dziecko.- Boi się mojego ojca.- Claudio, nawet ja boję się twojego ojca.Spojrzała znowu na małą postać na słomie i wtedy coś zauważyła.- Widzisz ślady? - syknęła.Zlady palców.Dwa siniaki - chyba odciski kciuków - głęboko wrzynające się wpokryte plamami ciało.- Ktoś duży.Bardzo silny.Jared otworzył kredens i wyjął talerze.- Na pewno nie upadł.Odwróciła się.Zamknął kredens, podszedł do kominka i spojrzał w górę.Ku jej zaskoczeniu wszedłna jedną z ławek i po coś sięgnął, szukając na oślep.Na palenisko posypała się sadza.- Mistrzu.?- Mieszkał na dworze.Na pewno umiał czytać.Przez chwilę nie zrozumiała.Potem odwróciła się i rozejrzała się pospiesznie.Znalazła łóżko, podniosła materac, rozdarła zapluskwione posłanie.Na zewnątrz załopotał skrzydłami i wrzasnął kos.Claudia znieruchomiała.- Wracają?- Może.Szukaj dalej.Ale kiedy się poruszyła, czubek jej buta ugrzązł w szparze w podłodze.Deskaskrzypnęła.Claudia uklęknęła i pociągnęła za nią; deska obróciła się na bolcu wygładzonymod nieustannego używania.- Jared!Znalazła skarbczyk staruszka.Była tam zniszczona sakiewka z miedziakami,rozerwany naszyjnik, z którego wydłubano większość kamieni, dwa pióra, arkusz pergaminui, starannie ukryty na samym dnie, woreczek z niebieskiego aksamitu, mieszczący się w jejdłoni.Jared wziął pergamin i przejrzał go.- Wygląda jak testament.Wiedziałem, że go napisze! Jeśli uczyli go sapientowie, to.- Uniósł głowę.Claudia rozsupłała rzemyki niebieskiego woreczka.Wypadł z niego mały złotymedalion z wygrawerowanym orłem w koronie.Obróciła go.Spojrzał na nich chłopiec o nieśmiałym, szczerym uśmiechu i brązowych oczach.Claudia uśmiechnęła się do niego ze smutkiem.Podniosła wzrok na nauczyciela.- Musiał być wart fortunę, ale on go nie sprzedał.Tak bardzo go kochał.- Jesteś pewna? - spytał łagodnie.- O, tak.Jestem.To Giles.OKowyNA RKACH I NOGACH15Sapphiąue wyłonił się z Gąszczu i zobaczył Fortecę z Brązu.Zewsząd ciągnęły do niejtłumy.- Schowaj się wewnątrz - nawoływali go.- Szybko! Zanim zaatakuje!Rozejrzał się.Zwiat był z metalu i niebo było z metalu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]