[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy dobrze się pan czuje?Chandler zdał sobie dopiero teraz sprawę, że od dłuższego czasumilczy, wpatrując się z głupkowatym uśmiechem w anielską twarzasystentki. Wszystko w porządku odpowiedział szybko, starając się ukryćzmieszanie. Mogę już wejść? Chwileczkę. Meryl nachyliła się nad interkomem.Jej piersiniebezpiecznie przesunęły się ku brzegowi dekoltu. Samuelu.PanChandler właśnie przybył, czy prosić go do gabinetu? Tak, niech wejdzie! wydobył się z głośników chrapliwy,nieprzyjemny głos prezesa.Meryl z uśmiechem poprowadziła Michaela do drzwi.Pokonałazaledwie kilka kroków, ale mimo to zauważył, jak kusząco poruszałabiodrami.Zastanowiło go jedno.Takie mówienie swojemu szefowi poimieniu oznaczało zazwyczaj bardzo bliską zażyłość.Prezes i asystentka.Tego typu historie były przecież na porządku dziennym.Ukłuciezazdrości przeszyło jego serce.Z wejścia nabrał do Samuela Loebnnitzaantypatii.Miał nadzieję, że nie będzie jej można wyczuć wbezpośrednim kontakcie.Asystentka rozsunęła przed nim drzwi.Skinęła dłonią, zachęcającgo do przekroczenia progu gabinetu.Wydawało mu się, że jej uśmiechbył smutny.Mówiły to też jej oczy.Mogło to być jednak mylnewrażenie.Chandler wyprostował się.Pamiętał, że zawsze ważne jestpierwsze wrażenie.Z trudem oderwał wzrok od Meryl i zdecydowaniewkroczył do pomieszczenia.Jednak, gdy usłyszał za sobą skrzypnięciezasuwanych drzwi, cała pewność uleciała z niego w ułamku sekundy. Zmiało!Głos dobiegał z daleka, od strony biurka ustawionego przyogromnej, przeszklonej ścianie.Padały przez nią promienie słońca, więcMichael nie widział dobrze postaci siedzącej w fotelu.Zmrużył oczyprzed ostrym światłem i ruszył po czerwonym dywanie w stronęLoebnnitza. Dzień dobry powiedział, gdy znalazł się tuż przed masywnymbiurkiem prezesa.Ukłonił się z szacunkiem.Dopiero teraz mógł przyjrzeć się zatopionemu w obszernym foteluLoebnnitzowi.Małe oczka osadzone w szerokiej, nalanej twarzyobserwowały go z napięciem.Michaelowi wydawało się, że prezeszastygł w pozie przypominającej odlany z mosiądzu posąg.Aokciewsparł na podłokietnikach, a na złączonych dłoniach oparł podbródek.Jedynie wielki brzuch, unoszący się pod wpływem oddechu, świadczył otym, że Chandler ma do czynienia z żywym osobnikiem. Niech pan usiądzie odezwał się prezes tak niespodziewanie, żeMichael niemal podskoczył.Z podłogi wysunął się przezroczysty balon.Szybko zmienił kształt,by już po chwili stać się wygodnym fotelem.Chandler bez ociągania sięna nim usadowił. Jak długo pan u nas pracuje? Loebnnitz zaczął bez zbędnychwstępów.Michael zastanawiał się.Zaczął liczyć w pamięci, ale rachunek zakażdym razem wychodził inny.Uśmiechnął się zażenowany, starając siępowstrzymać siłą woli nerwowy tik w oku.Wysilił pamięć ponownie iaż sam się zdziwił.Równo dziesięć lat.Dziesięć lat temu jako młody,osiemnastoletni chłopak przyszedł szukać tu pracy.Pamiętał, że dostałwtedy do ręki długopis i formularz.Starszy dyspozytor nawet niespojrzał na jego wypociny.Dał mu kartę pracy i kazał zjechać windąpięć pięter pod ziemię.Tam przekazali mu fartuch i krótką instrukcjęobsługi.Brzmiała mniej więcej tak: najpierw czerwony, potemniebieski, znowu niebieski i czerwony. Dziesięć lat, panie Chandler. Tłuścioch podniósł cygaro, którewcześniej leżało oparte o popielniczkę. Sprawdzili mi to dzisiaj wdziale kadr.Nie myśli pan, że to wystarczająco długo? Nie rozumiem? Michael poczuł ucisk w klatce piersiowej.Chcecie mnie zwolnić? Nie tam, od razu zwolnić. Prezes zgasił cygaro i poruszył się wfotelu.Oparcie niebezpiecznie przechyliło się do tyłu. Może przyda siępanu odmiana? Chcecie mnie zwolnić? powtórzył mechanicznie Chandler.Praca była jedyną rzeczą, która nadawała jego życiu jakiś sens.Zdałsobie z tego sprawę dopiero w tej chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]