[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli mnie zauważą.jeśli mnie zauważą, będę zauważona.Jest już prawie druga, a ja umieram z głodu.Daje misię we znaki różnica czasu i padam ze zmęczenia.I na litość boską, przecież jestem wciąży!Właśnie w chwili, gdy się podnoszę, dostrzegam chudego typka podążającegochodnikiem, po przeciwnej stronie ulicy, mniej więcej pięćdziesiąt metrów ode mnie, zlewej strony.Dziwnie nienaturalnie przechyla głowę.Płomiennorude włosy ma zrobionena afro.Jest ubrany w szerokie beżowe bojówki, nie dzwony, tylko po prostu za dużespodnie, spięte paskiem znacznie powyżej pasa, i w błękitną koszulkę z krótkimirękawami i granatowym kołnierzykiem.Idzie bardzo szybko, ale co dziwne, przy tymtempie marszu, w ogóle nie macha rękami.Ale cudak, myślę.Wydaje mi się, że nawet wiem, dokąd zmierza.To oczywiste,właśnie skręca, idzie prosto do domu Richterów.Na plecach jego koszulki dostrzegam granatowe litery układające się w napisGARY, tuż nad odwróconą piramidą kręgli.Czy Abel kiedykolwiek wspominał o jakimśGarym? Nie, jestem pewna, że nigdy nie mówił o facecie, który nosi coś, co przypominakaftan bezpieczeństwa, i należy do klubu kręglarskiego.SRGary wyciąga prawą rękę (a, więc jednak rusza rękami), żeby zapukać kołatką wdrzwi.Otwierają się.Z domu wychodzi Abel.Zamyka za sobą drzwi i wraz z Garym schodzi po schodkach.Serce mi wali jakmłotem.Nie, to nie serce, lecz dziecko podskakuje we mnie radośnie, wyczuwającbliskość swojej drugiej genetycznej połówki.Wychodzę zza drzewa.I od razu się cofam.Ogarnia mnie panika.Już zapomniałam, jaki jest przystojny.A może teraz wyglądajeszcze lepiej niż dawniej? Włosy mu urosły.Ręce też, wydają się dłuższe, bardziejumięśnione.Wychodzę na chodnik i patrzę, jak znika za rogiem wraz z Garym.Wpośpiechu wracam do mojego kamienia, wpycham kurtkę, dżinsy i książkę do neseseru,chwytam go i zaczynam biec.Kiedy docieram do rogu, okazuje się, że są tylko kilkametrów przede mną.Zatrzymała ich sprzedawczyni owoców, która właśnie na nichkrzyczy.Chowam się za słup telefoniczny i na chwilę zdejmuję buty, od których jużnabawiłam się pęcherzy.Zdenerwowana kobieta ma na głowie czarną chustkę, gwałtowniegestykuluje.Gary stoi przed nią z rękoma przyciśniętymi do ciała i głową w dalszymciągu przechyloną na lewo.Abel też ma lekko przekrzywioną głowę, ale nie tak nie-naturalnie jak tamten.Doskonale znam ten pokorny, potakujący ruch, który świadczy otym, że w danej chwili całą uwagę poświęca tobie.Tamta kobieta nawet nie ma pojęcia, zjakim ogromnym zainteresowaniem i współczuciem spotyka się teraz jej przemowa.Chciałabym być na jej miejscu.Z przyjemnością wcieliłabym się w tę zdenerwowaną,najwyrazniej nietutejszą niewiastę, która właśnie dlatego, że krzyczy i jest nietutejsza,zdobyła sobie (nie mam co do tego wątpliwości) sympatię Abla.Wciąż macha rękami, to znów przykłada je do piersi.Nie potrafię się domyślić, o cojej chodzi.Czy ma to być wystąpienie potępiające długowłosych młodzieńców? Ale nagleAbel mówi coś do niej, a ona zaczyna się śmiać, wybiera jabłko ze stojącego obokkoszyka i podaje mu.On przyjmuje je od niej i pochyla się trochę niżej, a ona obiemarękami odgarnia mu włosy z czoła, takim ruchem, jakim zrobiłaby to kochanka, bypocałować go w czoło.Jestem zaskoczona, ale tylko przez chwilę.Oczywiście! UwielbiaSRgo! Należy do licznego grona jego przyjaciół.Podaje mu drugie jabłko, a on przekazuje jeGary'emu, który wysuwa przed siebie jedną sztywną rękę, by je przyjąć.Idą dalej.Wkładam moje straszne buty i ruszam za nimi, przemykając się od skrzynkipocztowej do skrzynki z prasą, do budki telefonicznej.Kiedy mijam sprzedawczynię,patrzy na mnie wrogo.Uśmiecham się do niej.Okazuję sympatię każdemu, kto kochaAbla.Nawet moje uczucia do Gary'ego stają się nieco cieplejsze, ponieważ idzie bokiem,by móc zwrócić pochyloną głowę w stronę Abla i patrzeć mu prosto w twarz, a górnaczęść jego ciała podskakuje rytmicznie, jakby na potwierdzenie każdego słowa, które wy-powiedział Abel.Nie mam żadnego planu.Jeśli zmierzają do domu Gary'ego i wejdą do środka,zapewne znajdę jakieś krzaki, w których się schowam i zaczekam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]