[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli chodziło ogórną połowę ciała, był dopasowany, ale rozchodził się szeroko wokół jego nóg i bioderniczym długa skórzana peleryna.Czarna skóra sprawiała, że jego włosy wydawały sięjaskrawsze, jaśniejsze, jak miedziany płomień.Kiedy był na tyle blisko, że mogłam ujrzećjego oczy, jak zawsze w tego typu przypadkach zakręciło mi się w głowie.Jego zrenice miałypłatkową strukturę, złożone z warstw zieleni, błękitów, żółci i czerwieni, jak wielobarwnykwiat.- Cudownie na ciebie patrzeć, Amatheonie.- Powiedzieć cokolwiek innegooznaczałoby skłamać.Uśmiechnął się do mnie z przekąsem.Na jego przystojnym obliczu odmalowała sięironia.- Ale ładnemu we wszystkim ładnie i samo piękno to nie wszystko, bo o ile miwiadomo, jesteś przyjacielem Cela.Nie sądzę, żebyś chciał mnie ochraniać, a co dopieromówić o czymś więcej.Doyle stanął przede mną, oddzielając mnie swoim ciałem od Amatheona.Mrózprzystanął po mojej drugiej stronie, na wypadek gdyby Amatheon próbował wyminąćDoyle'a.Ten jednak zignorował ich obu, skupiając całą uwagę na mnie.- Książę Cel nie rządzi Dworem Unseelie, jeszcze nie.Królowa Andais jasno dała mito do zrozumienia.- Drwiący grymas znikł z jego twarzy, nie wydawał się też już takarogancki.Zastanawiałam się, jakiego sposobu użyła Andais, aby mu to uświadomić.Ufałam,że cioteczka Andais wybrała bolesną metodę i po raz pierwszy ucieszyłam się na myśl ocierpieniu jednego ze strażników.To małostkowe, ale Amatheon był jednym z sidhe, którzyniezle dali mi się we znaki w dzieciństwie.- Dobrze, że o tym pamiętasz - powiedział Doyle.Amatheon przeniósł na niego wzrok, ale zaraz ponownie skupił uwagę na mnie.- Uwierz mi, księżniczko, nie byłoby mnie tutaj, gdybym miał jakiś wybór.- Wobec tego odejdz - powiedziałam.Pokręcił głową, a jego włosy prześlizgnęły się po ramionach skórzanej kurtki.Gdywidziałam go ostatni raz, miał je do kolan.Większość sidhe szczyciła się tym, że ich włosynigdy nie zaznały ostrza.Prawdę mówiąc, fey niebędący sidhe mieli zakaz noszenia włosóważ do kostek.Spojrzałam na niego.- Od naszego ostatniego spotkania obciąłeś włosy.- Ty również - odparł z posępną miną.- Ja poświęciłam swoje, aby ukryć fakt, że jestem sidhe.A ty?- Wiesz, dlaczego je obciąłem - odrzekł, z trudem zachowując kamienną twarz.- Nie wiem.Zdenerwował się.- Odmówiłem przyjścia tutaj.Odmówiłem zostania jednym z twych strażników.Królowa upomniała mnie, że odmowa jest nierozsądnym posunięciem.- Dlaczego tak ważne jest dla ciebie pójście ze mną do łóżka? - spytałam.- Nie wiem.Taka prawda.Zapytałem ją o to, na co odparła, że nie muszę tegowiedzieć.Gniew przygasł, ukazując stale pod nim obecny strach.Wydawał się zmęczony i przybity.- Tak więc jestem tutaj, a królowa życzy sobie, abym dotknął pierścienia.Jeżeli niezareaguje na mój dotyk, to po odeskortowaniu cię bezpiecznie na dwór mogę opuścić szeregitwojej gwardii przybocznej, jeśli jednak zacznie śpiewać w zetknięciu z moją skórą.Wlepił wzrok w podłogę i włosy przysłoniły mu twarz.Gwałtownie uniósł wzrok,palcami odgarniając je do tyłu.- Muszę dotknąć pierścienia.Muszę zobaczyć, co się wydarzy.Nie mam wyboru,podobnie jak ty.- Wydawał się tak nieszczęśliwy, że szczerze go polubiłam.Nie na tyle, bypójść z nim do łóżka, ale zawsze trudno mi było znienawidzić kogoś, kto ujawnił przede mnągłębię całkiem zrozumiałych odczuć i emocji nie opartych na nienawiści.Andais postrzegałato jako słabość; mój ojciec jako siłę.Ja sama jeszcze nie miałam zdania.Nie odrywając wzroku od Amatheona, Doyle zapytał:- Czy zechcesz na to zezwolić?Mróz postąpił bliżej, tak że jego płaszcz otulił mnie niczym chmura.- Zezwolenie, by dotknął pierścienia, nic nie znaczy i nic nas nie kosztuje - odparłam.- Królowej dam znać, że zrobię, czego sobie zażyczy.- Nie pozwoli, żebyśmy się przed tym wymigali, księżniczko.- Dotknął dłoniąwłosów i nieomal z wyraznym wysiłkiem opuścił rękę.- Każe nam pójść do łóżka, o ile tylkopierścień mnie rozpozna.Chciałam raz jeszcze zapytać dlaczego, ale nie pojmował logiki Andais lepiej niż ja.- Co będzie potem, to ewentualny problem na pózniej.- Podeszłam, by dotknąćramienia Doyle'a.- Przepuść go.Doyle spojrzał na mnie, jakby chciał zaoponować, ale nie zrobił tego.Po prostuodstąpił na bok, pozwalając, bym ruszyła naprzód, Mróz jednak się nie cofnął.Był tak blisko,że jego ciało niemal dotykało mojego.- Mrozie - powiedziałam - potrzebujemy więcej miejsca.Spojrzał na mnie, potem na Amatheona i z arogancją na twarzy zrobił niewielki krokw bok.Ani on, ani Doyle nie lubili Amatheona.Może to były osobiste animozje, a może takjak mnie nie podobało im się, że miał mnie strzec człowiek Cela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]