[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Musiał być to ktoś, kto znał rozkład mieszkania, wiedział oistnieniu broni palnej, orientował się w pańskich planach.Boprzecież musiał być poinformowany o tym, że pan wyjeżdża doMediolanu i że służącego także nie będzie w domu. No.tak., chyba tak. Więc czy nie przychodzi panu na myśl, panie baronie, ktoto mógł być? Ktoś z pańskiego otoczenia. Nikogo nie mogę podejrzewać.Mam różnych znajomych,przyjaciół.Nie wyobrażam sobie kto mógł pragnąć śmierci tejkobiety. A komu pan mówił o tym, że pan wyjeżdża do Mediolanu? Różnym osobom mówiłem.W tej chwili już dokładnie niepamiętam. Hm. Komisarz wstał i przeszedł się po pokoju. Pannie ma szofera, panie baronie? Tutaj w Rzymie nie mam. A kto opiekuje się pańskim wozem? To różnie.Czasem to robi portier, a czasem jakiś chłopiecz garażu.Bonetii zadał jeszcze parę pytań, doczekał się przybyciafachowców od daktyloskopii, wydał im odpowiednie polecenia,następnie zaś pożegnał pana barona i wyszedł.Kiedy schodziłpo schodach myślał o tym, że pan Santorelli nie ma alibi, jeślichodziło o wczorajszy dzień i że na pewno znał panią Manga-nello nie tylko z widzenia.ROZDZIAA XII.Skończył się golić, spryskał twarz wodą kolońską i gęstewłosy obficie wypomadował brylantyną.Uczesał się starannie,włożył fantastycznie białą koszulę i wyjął z szafy nowy garniturz ciemnozielonego tropiku.Potem skarpety w kolorową kratę,barwny krawat i czarne mokasyny.Przez chwilę z prawdziwą satysfakcją przyglądał się swemuodbiciu w lustrze.Podobał się sobie.Uważał, że jest bardzoelegancki, prawie tak elegancki jak sławny bohater filmowy,agent 007.Obciągnął marynarkę, która trochę za bardzo byładopasowana, poruszył szerokimi barami i otworzył drzwi.Zbiegając po schodach pogwizdywał wesoło viva la pappa colpomodoro.Był zadowolony z siebie i z całego świata.Ubóstwiał takie sytuacje, kiedy mógł pogodzić przyjemne zpożytecznym.Nie często się to zdarzało.Ale teraz.Dziewczynabyła śliczna i podobała mu się jak rzadko która.Randka służbowa.To się nazywało mieć szczęście.Magnifico! Byćmoże, że komisarz nawet zwróci mu za lody, które będziemusiał zafundować.To przecież są wydatki związane z jegomisją sekretną.Ach, jakie ona ma nogi.Wyskoczył z autobusu przy Willa Borghese, kupił skromnykwiatek i pobiegł do bramy.Tina już na niego czekała. Jakiś ty elegancki! zawołałazachwycona.Zrobił obojętną minę, udając zblazowanego i spytał odniechcenia: Podoba ci się ten garnitur? Wspaniały.Wyglądasz w nim jak sam David Niven.Uśmiechnął się z zadowoleniem. Dawno czekasz? Chybasię nie spózniłem? Nie, nie, jesteś bardzo punktualny.Ja przyszłam trochęwcześniej. Gdzie pójdziemy? Gdzie chcesz. No, to może pochodzimy po Villa Borghese, a potempójdziemy do kina na Piazza Euclide.Dają tam jakiś western.Lubię westerny.Wiosenna zieleń już żółkła.Trawniki poznaczone byłyrudymi plamami.Spalona słońcem trawa ginęła niedoczekawszy jesieni. Lubisz ten park? spytał Franco. Bardzo.Ale rzadko tu przychodzę, Samej dziewczynie niedają przejść spokojnie. Jesteś za ładna, żeby chodzić sama. Z tobą się nie boję.Ty mnie obronisz przed natrętami,prawda? A coś ty myślała? Niechby się który ośmielił cię zaczepić. Wyprostował się i bohatersko wypiął pierś. Niechby sięktóry ośmielił powtórzył i wyzywającym spojrzeniempowiódł dokoła.W najbliższym jednak zasięgu były tylko jakieśdwie staruszki i niańki z dziećmi. Masz dzisiaj wolny wieczór? Na razie nigdzie nie pracuję. Szukasz pracy? Powoli.Nie śpieszę się.Już mi obrzydło obijać się pocudzych domach. U kogo ostatnio pracowałaś ? U takiej jednej wariatki.Tu nie daleko, na Parioli.Wieszmoże gdzie jest via Paolo Frisi. Wiem.Tam nad Piazza Euclide.Dlaczego rzuciłaś tęrobotę? Miałam dosyć tych wszystkich kombinacji. Jakich kombinacji?Spojrzała na niego podejrzliwie. A ty dlaczego tak się tyminteresujesz?Franco wzruszył ramionami. Wcale się nie interesuję.Rozmawiamy na ten temat, to się zapytałem, Ale jak nie chceszmówić, to nie mów.Nie chciała, żeby się obraził.Pragnąc załagodzić sytuację,powiedziała: Wiesz, nie miałam ochoty pracować dłużej u tejpani.Trudno znosić humory takiej narkomanki. Używała narkotyków? Jeszcze jak.Była nawet sympatyczna, miła, uczynna, aletylko dopóty dopóki miała trochę tego diabelskiego proszku.Kiedy jej zabrakło kokainy, to nie daj Boże. Nieszczęśliwi są tacy ludzie powiedział z przekonaniemFranco. To chyba bardzo drogo kosztuje. Majątek.Signora Manganello wszystkie pieniądzewydawała na to świństwo.Zdarzało się, że pożyczała ode mnieparę tysięcy. A gdzie kupowała kokainę? Chyba nie w aptece? Ale skąd, w aptece takich rzeczy nie sprzedają.Są tacy,którzy handlują narkotykami.Kryją się z tym oczywiście, bojakby ich policja złapała. Lepiej, że rzuciłaś to miejsce. No, jasne.Teraz kiedy signora Manganello zostałazamordowana, mogli by się mnie czepiać. A któż by się miał ciebie czepiać i dlaczego? Kto, policja? Wiesz chyba, jak to jest z glinami? Tak wiem powiedział poważnie Franco. Jak się przyczepią, to spokoju człowiekowi nie dają. Dlaczegóż mieliby się do ciebie przyczepić? Bo ja wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]