[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak niechmnie szlag trafi, jeśli dam się wciągnąć w tę ich grę.Ponadto byłemzbyt zmęczony, żeby zareagować.Trochę ponad godzinę pózniej mercedes zajechał pod budynekkontroli ruchu w Brize i Adidas wysiadł, żeby zająć się organizo-waniem następnego etapu mojego życia.Siedząc w milczeniu w samochodzie, słuchałem ryku silnikówodrzutowych startujących samolotów transportowych RAF-u iprzyglądałem się żołnierzom z Argyll i Sutherland Highlanders,maszerującym w polowych mundurach, z workami na plecach isłuchawkami na uszach.Jakbym cofnął się w czasie.Spędziłem natym lotnisku połowę mojej służby wojskowej, nie tylko startując stądtak jak ci żołnierze, ale ucząc się tutaj skakać ze spadochronem.87Uwielbiałem to miejsce.Wydawało się Paryżem w porównaniu zgarnizonowym miasteczkiem, w którym uprzednio stacjonowałemi w którym były zaledwie trzy puby w tym jeden niedostępny dlapospólstwa, do którego się zaliczałem oraz jedna smażalnia fry-tek.Tutaj mieli nawet kręgielnię.Patrzyłem, jak kapitan wpuszcza wojaków do dużego prze-szklonego budynku z lat sześćdziesiątych, zaznaczając każdego wnotesie.Adidas wrócił z nerwowym kapralem, trepem z personelu na-ziemnego RAF-u.Ten żołnierz pewnie nie miał zielonego pojęcia,co się dzieje, wiedział tylko, że ma odeskortować jakiegoś wygląda-jącego na wkurzonego cywila do jednego ze swoich ślicznych sa-molocików.Kazano mu również zaczekać przy samochodzie, kiedyAdidas podszedł i otworzył drzwiczki.Widziałem go tylko od torsuw dół, gdy zachęcająco skinął na mnie ręką.Zwlekałem tyłek z siedzenia. Hej! zawołał Sundance.Znieruchomiałem, patrząc na próg drzwi. Nie spieprz tego, chłopcze.Kiwnąłem głową.Po tej jego gadaninie w samochodzie i wcze-śniejszym wykładzie Potakiwacza miałem pełny obraz sytuacji.Wysiadłem i powitałem kaprala skinieniem głowy.Odeszliśmy zaledwie kilka kroków, kiedy Sundance znów mniezawołał.Wróciłem i wetknąłem głowę w tylne drzwi, które Adidaszostawił otwarte.Ryk startującego samolotu transportowego zmu-sił Sundance'a do krzyku, a mnie do ponownego wejścia do merce-desa.Przyklęknąłem na tylnym siedzeniu. Zapomniałem zapytać, jak się ma twoja sierotka? Słyszałem,że oboje leczyliście się u czubków, zanim wyjechała.Ona też jestsłaba na umyśle, co?Nie mogłem już tego dłużej wytrzymać.Trząsłem się z wście-kłości.Wyszczerzył zęby w uśmiechu na widok mojej reakcji, którąusiłował wywołać przez całą drogę.88 Może byłoby dobrze, gdybyś spieprzył sprawę.No wiesz, od-dalibyśmy jej przysługę.Doskonale się bawił.Ja usiłowałem zachować spokój, ale to misię nie udawało.Widział, że kipiałem ze złości. To boli, co?Ze wszystkich sił starałem się zapanować nad sobą. No to spierdalaj mi z oczu, chłopcze.I tym razem zrób to jaknależy.Pieprzyć to.Oderwałem kolana od siedzenia, doskoczyłem i złapałem gooburącz za głowę.Uderzyłem bykiem, jednocześnie przyciągając dosiebie jego twarz.Od silnego uderzenia aż zakręciło mi się w gło-wie.Wysiadłem z samochodu i podniosłem ręce. Spokojnie, spokojnie.Zerknąłem przez ramię, na Sundance'a.Bezwładnie opadł nafotel, przyciskając dłonie do twarzy.Krew ciekła mu między pal-cami.Ruszyłem w kierunku kaprala, czując się znacznie lepiej.Następna grupka spadochroniarzy przemaszerowała obok, starającsię nie zwracać uwagi na to, co się działo.Adidas miał taką minę, jakby się zastanawiał, czy nie wyjąćspluwy i nie położyć mnie trupem.Zanim podjął decyzję, dosłow-nie wepchnąłem przestraszonego kaprala do budynku.Pieprzyć ich! A co miałem do stracenia?9Wtorek 5 wrześniaWpycham pistolet za pasek spodni.Kolba ślizga mi się w wil-gotnych dłoniach.Jeśli ona tu jest, nie chcę, żeby zobaczyła broń.Może już wie, co się stało.Przyciskam usta do szpary między skrzynkami. Kelly, jesteś tam? To ja, Nick.Nie bój się, zaraz dotrę dociebie.Za minutkę zobaczysz moją głowę i chcę ujrzeć szerokiuśmiech.Przesuwam skrzynki i przeciskam się przez szczelinę, centy-metr po centymetrze posuwając się w kierunku tylnej ściany. Teraz wystawię głowę zza rogu, Kelly.Nabieram tchu i wychylam głowę zza skrzynek, uśmiechającsię, ale przygotowany na najgorsze.Pot ścieka mi po twarzyOna tam jest i patrzy na mnie szeroko otwartymi z przeraże-nia oczami.Siedzi skulona w pozycji płodowej, kołysząc się doprzodu i do tyłu, zakrywając rękami uszy.Wygląda tak bezbron-nie i bezradnie. Cześć.Poznaje mnie, ale wciąż się kołysze, spoglądając na mniewielkimi, błyszczącymi, przerażonymi oczami. Mama i tato nie mogą przyjść, żeby cię zabrać, ale możeszpójść ze mną.Tato powiedział mi, że nie ma nic przeciwko temu.Pójdziesz ze mną, Kelly? Dobrze?90 Proszę pana?Otworzyłem oczy i zobaczyłem bardzo zatroskaną stewardesę. Dobrze się pan czuje? Mam przynieść panu wody?Spocone dłonie ześlizgnęły mi się z poręczy fotela, gdy wypro-stowałem się na siedzeniu.Napełniła mi plastikowy kubeczek wo-dą z litrowej butelki. Czy mógłbym zatrzymać butelkę?Podała mi ją z zaniepokojonym uśmiechem, a ja podziękowa-łem jej, biorąc kubek drżącą, wilgotną dłonią, i gwałtownie połkną-łem zawartość.Wolną ręką otarłem spoconą twarz.Znów miałemten sam zły sen, który dręczył mnie w tristarze.Cholera, chybarzeczywiście byłem rozkojarzony.Odchyliłem przyklejony do ciałapodkoszulek i wziąłem się w garść.Właśnie osiągnęliśmy wysokość, na jakiej mieliśmy odbyć po-nad czterogodzinny lot z Miami do Panamy, z lądowaniem przewi-dzianym na około 11.40 czasu miejscowego.Ta sama godzina bę-dzie na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, natomiastw Wielkiej Brytanii będzie już pięć godzin pózniej.Miałem miejsceprzy oknie, obok najbardziej nietowarzyskiej mieszkanki AmerykiZrodkowej, Latynoski po trzydziestce, z ogromną fryzurą trzymają-cą się dzięki grubej warstwie lakieru.Uczesanie było tak imponu-jące, że wątpiłem, czy jej głowa w ogóle dotyka oparcia fotela.Mia-ła na sobie skóropodobne buty, nabłyszczane dżinsy i bawełnianyżakiet w czarno-srebrzyste paski.Zerkała na mnie z obrzydzeniem,wciągając powietrze przez zaciśnięte zęby, gdy doprowadzałem siędo porządku i dopijałem wodę.Teraz musiała lekko spuścić głowę, bo zacząłem studiowaćogłoszenia dla turystów w gazetce linii lotniczej.Podczas takichnieoczekiwanych misji zawsze były dla mnie bezcennym zródłeminformacji o kraju, do którego leciałem.Ponadto pozwalały mizapomnieć o innych sprawach i skoncentrować się na robocie,zadaniu, które miałem tutaj wykonać.Na lotnisku w Miami91usiłowałem kupić przewodnik po Panamie, ale najwidoczniej niemiewali zapotrzebowania na takie artykuły.W magazynie były wspaniałe zdjęcia egzotycznych ptaków,uśmiechniętych Indian w kanoe oraz informacje, które znałem, aktórych nie byłbym w stanie tak wspaniale przekazać. Panama jest wysuniętym najdalej na południe środkowoame-rykańskim krajem.Jej długie, wąskie terytorium stanowi pępowi-nę łączącą Amerykę Południową i Zrodkową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]