[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silna i opanowana.- Nie wiedziała, że zataiłaś przede mną Maksa?- Nie, nie przyznałam się.Było mi głupio.Zawszez dumą opowiadam wszystkim o synu.Zmrużywszy oczy, wyciągnął palec wskazującyi zawołał triumfalnie:- Mam cię! Czyli jednak to było kłamstwo,a nie zatajenie.No bo skoro zawsze o nim opowiadasz.ROMANS Z SZEFEM 73- To kwestia semantyki - rzekła, wciąż obstającprzy swoim.Rand wybuchnął śmiechem.- Niech ci będzie.Wiem, po kim Maks odziedziczył inteligencję, ale mam nadzieję, że jest trochę mniejuparty niż jego mamusia.- Wypraszam sobie! - zawołała, udając obrażoną,nie zdołała jednak zachować powagi.Reszta napięcia wyparowała.Siedzieli odprężeni -dwaj godni siebie przeciwnicy.Po chwili Rand wstał z bujaka.- Odpocznij sobie.Jutro czeka nas pracowity dzień.- Zobaczymy się w biurze? Czy tak jak dziś, całydzień spędzisz w mieście? - spytała, odprowadzającgo do drzwi.Modliła się w duchu, by odpowiedział: tak, na pewno się zobaczymy.Bez niego czas się jej dłużył, a dzieńwydawał się pusty.- Po południu mam kilka spraw w sądzie, ale całyranek będziemy razem pracować.No i jeszcze w samochodzie, a potem wieczorem u ciebie w domu.Tylko błagam, nie zapomnij.Powiedział to takim tonem, jakby przypominał jejo randce.Tym razem na pewno wyobraznia nie płatałajej figla.- Nie zapomnę - obiecała.Zacisnął dłoń na klamce, ale nie otworzył drzwi.Stał, w milczeniu wpatrując się w jej twarz.Z jegooczu bił żar.- Jeśli chcesz wiedzieć, ktokolwiek inny dawno by74 VICTORIA PADEmnie wyprowadził z równowagi - oznajmił żartobliwie.Po plecach przebiegł jej dreszcz.- Jeśli chcesz wiedzieć, mnie też.Pokręcił ze śmiechem głową, jakby zawsze mówiłacoś całkiem nieoczekiwanego.Oczami wyobrazni Lucy ponownie ujrzała, jakRand ją całuje.Zadrżała.A on przesunął wzrok niżej,zatrzymując go na jej ustach.Następnie pochylił sięi położył rękę na jej ramieniu.Serce waliło jej młotem.- To co? %7ładnych więcej zatajeń? Od dziś mówimysobie prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, dobrze?Nie była w stanie wydobyć głosu.W odpowiedziuniosła lekko brodę.A może uniosła ją dlatego, żewciąż liczyła na pocałunek? Może spodziewała się, żeRand odczyta jej pragnienia?Tak się jednak nie stało.- Do zobaczenia rano - powiedział i po chwili jużgo nie było.Oparła się plecami o drzwi i westchnęła ciężko.Dobrze się stało, przekonywała samą siebie, że do niczego nie doszło.Pocałunek byłby całkiem nie na miejscu.Ale w głębi duszy żałowała, że jej marzenie się niespełniło.ROZDZIAA CZWARTYKiedy nazajutrz o siódmej rano zadzwonił telefon,Rand był umyty, ogolony, ubrany i gotów do wyjścia.Chowając do teczki dokumenty, usiłował skoncentrować się na czekających go dziś zadaniach.Usiłował - ale zupełnie mu to nie wychodziło.Wszystkie jego myśli krążyły wokół Lucy.Nigdy nie odbierał telefonu po pierwszym czy drugim dzwonku; odbierał po czwartym, gdy włączała sięsekretarka automatyczna i dzwoniący się przedstawiał.Wstrzymał oddech.Może to Lucy dzwoni? Wczorajwieczorem o mało jej nie pocałował; powstrzymał sięw ostatniej chwili.Przypuszczalnie odgadła, co zamierzał zrobić, przemyślała sobie sytuację i doszedłszy downiosku, że romans z szefem nie leży w sferze jejzainteresowań, dzwoniła, aby zawiadomić go, iż jednakrezygnuje z pracy.Miałby nauczkę! Co mu, psiakrew, strzeliło do głowy? Lucy jest jego pracownicą, jego sekretarką! W dodatku samotnie wychowującą dziecko.On zaś zawszestarał się oddzielać życie prywatne od zawodowego.Nie potrzebuje komplikacji, jakie pociąga za sobązwiązek z kobietą obarczoną dzieckiem.Ale wczoraj, kiedy już wyjaśnili sobie wszystkieVICTORIA PADE76nieporozumienia i stali w holu, Lucy.Po prostu wyglądała fantastycznie.Ponętnie.Tak bardzo go kusiło,żeby wziąć ją w ramiona!Po czwartym dzwonku włączyła się sekretarka automatyczna.Chwilę pózniej rozległ się kobiecy głos, nienależał jednak do Lucy, lecz do adoptowanej siostryRanda, Emily Blair Colton.Rand, zaskoczony, zamarł bez ruchu, po czym rzuciłsię w stronę aparatu, jakby od tego zależało jego życie.I może zależało - nie jego, ale Emily, która pod koniecwrześnia została uprowadzona z domu.- Emily?! - wrzasnął do słuchawki.- To ty?- Tak.Cześć.- Gdzie jesteś? Jak się czujesz?- Dobrze, Rand.- Sądząc po głosie, chyba faktycznie nic jej nie dolegało.- Wszyscy myślą, że mnieporwano, ale to nieprawda.Słowa te zaskoczyły Randa nie mniej niż sam telefon.- Jak to? Nie rozumiem! Co się dzieje, Em?- Ktoś usiłował mnie zabić - rzekła, jakby dłużejnie potrafiła utrzymać tego w tajemnicy.- Tamtegowieczoru, kiedy zniknęłam.Ten facet był w mojej sypialni.Ledwo zdołałarri mu się wyrwać.Właśnie wtedyzdałam sobie sprawę, że na farmie grozi mi niebezpieczeństwo.%7łe muszę trzymać się z dala od farmy,z dala od tej kobiety, która twierdzi, że jest nasząmatką.- Och, Em.- Rand westchnął.Czuł, jak opuszczago napięcie.ROMANS Z SZEFEM 77Wiedział, o czym siostra mówi.Kiedy miała jedenaście lat, jechała z matką w odwiedziny do babki.Podrodze zdarzył się wypadek.Od tego czasu Emily upierała się, że ich matka została podmieniona.%7łe na miejscu wypadku były dwie mamusie, dobra mamusia"i zła mamusia", i właśnie ta zła mamusia" wróciłaz nią pózniej na farmę.Mimo upływu lat Emily nadalobstawała przy swej wersji.Wszyscy uważali, że cośmusiało się biedaczce poprzestawiać w głowie.- Gdzie jesteś, Em?- Wolałabym ci nie zdradzać swojego miejsca pobytu - odparła.- Ale naprawdę możesz się o mnie niemartwić.Jestem w kontakcie z Lizą.- Liza wie, gdzie przebywasz? %7łe cię nie porwano?Liza Colton była siostrą stryjeczną Randa, kolejnymdzieckiem, które wychowali jego rodzice.Przypuszczalnie więcej czasu spędziła w ich domu, pod ichopieką i ich czujnym okiem, niż z własnymi rodzicami.Aączyły ją z Emily szczególnie bliskie więzi.- Musiałam do niej zadzwonić - wyjaśniła Emily.- Ostrzec ją.Podobnie jak ja, Liza wierzy, że ta kobietojest oszustką.Bałam się, że może grozić jej to samoniebezpieczeństwo, co mnie.%7łe ta kobieta będziechciała się również pozbyć Lizy.Wtedy byłaby bezkarna; nikt by nie kwestionował jej tożsamości.- No dobrze, i co z Lizą?- Na razie wszystko w porządku.To ona kazałami zadzwonić do ciebie; wahałam się, ale w końcu uznałam, że ma rację.Zdaniem Lizy, ty jeden możesznam pomóc udowodnić, że ta kobieta to oszustka.78 VICTORIA PADEMówiła z tak głębokim przekonaniem w głosie, żeRand nie miał serca wyjawić jej, co naprawdę myśli.%7łe ona, Emily, popełnia błąd.%7łe kobieta, którą uważaza oszustkę, nie jest żadną oszustką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]