[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To tam zostali zatrzymani i moglisobie wyobrazić, że stamtąd wiedzie szlak w głąb przeklętej doliny.Tsi sprawdził wszystkie instrumenty, by się przekonać, czy działają, poprosił ich, bydobrze trzymali Czika, i wystartował.Początkowo trochę niepewnie i zdenerwowany, zczasem jednak styl Tsi dawał się bez trudu rozpoznać.Odważne zwroty, wykonywane z minąi stanowczością doświadczonego kierowcy rajdowego, poprzedzane głośnym, radosnymśmiechem.Gondagil siedział w milczeniu i przyglądał się brunatno-zielonemu przyjacielowiMirandy.Już w chwili spotkania stwierdził, że z tej istoty emanuje siła, która musi działaćniczym magnes na dziewczęta W tym dziwnym młodzieńcu było jednak jednocześnie tylenaturalności, tyle spontanicznej naturalności i witalności, że musiał go polubić.Mimo to z bólem myślał, że Tsi jest dobrym przyjacielem Mirandy.Znali się od takdawna.I właśnie o to Gondagil był trochę zazdrosny.Miranda zapewniała go, że nie mamiędzy nimi niczego oprócz przyjazni, ale i tak Gondagil odczuwał lekkie ukłucia w sercu.Chciał zachować prawo pierwszeństwa, jeśli chodzi o jej przyjazń.Trwało tak dopóty, dopóki nie opowiedziała mu, jak bardzo Tsi-Tsungga jest samotny.Nagle od strony Gór Umarłych dotarł do nich ryk rozpaczy.Pełen desperacji iwściekłości długo dzwięczał w powietrzu.Mówił wszystko o rozczarowaniu, ponieważzdobycz się wymknęła.Z pewnością jednak nie wydawały go tamte pełzające potworki.Tsi spojrzał za siebie na ponure góry. Tak, teraz wiem, że nigdy tu już nie przyjdę.Byłem dumny z tego, że zostałemwybrany, ale nigdy więcej, dziękuję! Nigdy, nigdy więcej! Możesz być pewien powiedział Jori, który myślał dokładnie o tym samym. Jesteśteraz pierwszym, który się stąd wydostał.Ty i ja, i Gondagil.Wiem, że wy dwaj zostaliściewybrani, ale teraz i ja mogę się do was przyłączyć.Niestety.Jesteśmy tymi, którzy wiedząnajwięcej o Górach Czarnych. Nieee rzekł Tsi-Tsungga, otwierając usta ze zdumienia. Nie rozumiesz tego? Oczywiście, że jesteśmy jedynymi, bo o ile wiem, to nigdyżadna żywa istota stąd nie wróciła.My, dzięki Gondagilowi, jesteśmy pierwszymi.Dziękujemy ci bardzo, pozostaniemy twoimi przyjaciółmi do końca życia, Gondagilu.Tsi zgadzał się z nim co do joty. Dziękuję rzekł Gondagil cierpko.Zawsze był dość szorstki w zachowaniu, kiedysię wzruszał. Co możemy zrobić, by ci się odwdzięczyć? zapytał Jori. Proś, o co tylko chcesz!Gondagil zastanawiał się nie dłużej niż sekundę. Zabierzcie mnie ze sobą do Królestwa Zwiatła! To rozumie się samo przez się odparł Jori odrobinę skrępowany.Wareg patrzył na nich z nowym błyskiem w oczach. Teraz to ja zaciągam wobec was dług wdzięczności. Nonsens! Oczywiście.Istnieje jednak coś, czego nie rozumiem.Jest wiele takich spraw, alejedna szczególnie. Co takiego?Gondagil patrzył w zamyśleniu przed siebie, kiedy gondola ostrożnie manewrowała,by podejść możliwie jak najbliżej jasnych gór.Mocno przyciskał do siebie Czika, bardzo sięzaprzyjaznił z tą sympatyczną wiewiórką. Słuchajcie, ja dowiedziałem się o drodze do Gór Umarłych od swojego dziadka.Ontę wiedzę otrzymał od swoich przodków.Niemcy mówili to samo, oni też mówili, którędynależy iść.Ale to przecież najbardziej niebezpieczna trasa! Uważam, że to jedynaniebezpieczna trasa.O co w tym wszystkim chodzi? Indoktrynacja mruknął Jori.Gondagil spojrzał na niego pytająco.Jori wytłumaczył: Zastanawiam się, czy ktoś z Gór Czarnych nie mógł przyjść do waszej częściKrólestwa Ciemności i nie rozpuszczał pogłosek o tej właśnie drodze.By tam kierowaćśmiałków.Gondagil zadrżał. To brzmi potwornie.I nieprawdopodobnie.A w każdym razie musiałoby sięprzytrafić bardzo dawno temu. Owszem, z pewnością tak było rzekł Jori, podczas gdy Tsi wznosił gondolę ponadłańcuchem wzgórz. Czy wiadomo ci, by ktoś z Królestwa Ciemności próbował iść tą drogą? Oczywiście odparł Wareg cierpko. Nawet wielu, ale nikt ich nigdy potem niewidział.Podróż przebiegała spokojnie.Znajdowali się już poza niebezpieczną strefą. No to mamy noc świętojańską westchnął Jori.Dwaj pozostali spojrzeli na niego zdumieni.Jori wyjaśnił: Tak jak już mówiłem do Tsi, babcia Theresa wie o tej nocy wszystko.O tym, jak złeistoty i inne paskudztwa wychodzą z otchłani i napadają na ludzi.Bo człowiek to dziwnestworzenie i w gruncie rzeczy pragnie, by różne potworności od czasu do czasu się zdarzały.Chce przeżywać napięcie i podniecenie.Ale my chyba mamy już dość napięcia, prawda?Można powiedzieć, pełen nocnik.Tsi skulił się. Oczywiście, tak można powiedzieć.Skąd wylazły te żółtoblade pełzacze?Gondagil oświadczył: Ja widziałem więcej niż wy, a to dzięki lornetce, którą dostałem od Mirandy.Z dumą pokazał chłopcom aparat.Joriemu bardzo to zaimponowało. No, no, Miranda nie jest mimo wszystko taka głupia.Wie, co komu dać.Czy mamysądzić, że to właśnie dzięki temu nas uratowałeś? Absolutnie odparł Gondagil. No dobrze, co to mówiłeś? zapytał Tsi. Według mnie wyglądało na to, jakby wylazły z otchłani.Bo tam pod tą skałą, naktórej siedzieliście, niczego chyba nie było.Tylko potwornie głęboka rozpadlina. Ja też odniosłem takie wrażenie rzekł Jori zamyślony. Właściwie to powinniśmymieć wyrzuty sumienia, że zrobiliśmy im nadzieję na wyszukany posiłek, a potem.westchnął z ulgą. Dobrze, że nie dane nam było przekonać się, co jeszcze noc świętojańskatrzyma dla nas w zanadrzu.Dziękujemy ci, Gondagilu! Z całego serca dziękujemy!Gondagil próbował robić obojętną minę, ale nikt się na to nie nabrał. To zasługa Czika mruknął ochryple.Gondola przesuwała się z cichym szumem ponad łąkami Królestwa Ciemności.Kiedytak rozmawiali, Gondagil poznał największą przeszkodę, jaka dzieliła go od Mirandy.Zapytał Joriego, jak się Miranda czuje, czy już całkiem wyzdrowiała.Jori ścierpł na niewygodnym siedzeniu i próbował zmienić pozycję, ale cały pojazdzatrzeszczał niebezpiecznie.Tsi wykrzykiwał jakieś ostrzeżenia i Jori usiadł jak poprzednio.Spoglądał przestraszony na potężne uszkodzenia z jednej strony gondoli i mocno trzymał sięoparcia. Jeszcze nie całkiem odpowiedział na pytanie Gondagila. Leżała przecież ledwiedzień.Nie, teraz to już chyba dwa albo trzy, zresztą człowiek traci rachubę czasu w tymopuszczonym przez bogów świecie. Dwa albo trzy? zapytał Gondagil z niedowierzaniem. Co chcesz przez topowiedzieć? Przecież ja tutaj czekałem na nią całą wieczność.Minęło co najmniejpięćdziesiąt czasów snu.Jori popatrzył na niego zaskoczony.Nagle twarz mu się rozjaśniła. Och, naturalnie, rozumiem! Ty przecież mieszkasz w Królestwie Ciemności i niewiesz, że my mamy inny czas.My w Królestwie Zwiatła bardzo długo jesteśmy młodzi,ponieważ czas u nas posuwa się dwanaście razy wolniej niż tutaj u was.Gondagil przyglądał mu się w półmroku.Jori ciągnął dalej: Wy macie ten sam czas, co na świecie zewnętrznym.To nasza rachuba jestopózniona.Po to, byśmy mogli żyć niemal wiecznie.Teraz cała groza sytuacji zaczęła powoli docierać do Gondagila. Nie wyszeptał. Nie, to nie może być prawda! To, niestety, jest prawda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]