[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale najpierw wstąpił do swojego przyjaciela Shake'a Powella.Nie było go jednak w domu, więcSam uznał, że dobrze się stało.Wdrapał się po ścianie budynku aż na dach i stamtąd dostał się przezokno do pokoju przyjaciela.Pod cegłą znalazł broń.Był to rodzaj depozytu, jaki zostawił tu bratShake'a przed udaniem się na wakacje" do więzienia naRykers Island.Sam sprawdził, czy pistolet jest nabity, i wsunął go do wewnętrznej kieszeni bluzy.Zawsze trzymał się z daleka od broni, ale domyślał się, że tym razem sprawy mogą nie potoczyć siętak, jak by sobie tego życzył.Najlepszy dowód, że w gruncie rzeczy wcale nie był taki naiwny.* No i co, synu marnotrawny, w dalszym ciągu żyjesz marzeniami?Dzwięk tego głosu o barwie spiżu przywołał Sama do rzeczywistości i spowodował, że podskoczyłjak złapany na gorącym uczynku.Podniósł wzrok i zobaczył Shake'a Powella, który właśnie wszedłprzez drzwi od zakrystii. Shake! Cześć, Sam.Niektórym wydawało się to dziwne, ale Shake został księdzem i objął parafię po ojcu Hathawayu.Zdruzgotała go śmierć brata, który popełnił samobójstwo w więzieniu, i Shake zapewne w wierzeznalazł pociechę tak bardzo potrzebną w takiej chwili.Jak za dawnych dobrych czasów uścisnęli sobie ręce w pewien skomplikowany rytualny sposób, poczym poklepali się serdecznie.Wielki czarny Shake nadal był masywny jak bokser.Miał na sobiewyblakłe dżinsy i bluzę dresową, w której z trudem mieścił się jego muskularny tors.Od czarnejmatowej twarzy odcinała się krótko przycięta siwiejącą broda.Shake był ucieleśnieniem sił natury,skoncentrowaną potęgą i niezliczone razy w przeszłości Sam odczuł dobrodziejstwo jego opiekipodczas brutalnych bijatyk. Jak się masz? Lepiej niż ostatnim razem.Dwaj mężczyzni nie widzieli się od ponad dziesięciu lat, lecz mimo że na odległość utrzymywali kontakt.Tak jak Shake poradził mu po tamtej strasznej nocy, Sam zerwał wszelkiewięzi z dzielnicą, chociaż bardzo trudno było mu pogodzić się z myślą, że nie może widywać się zjedynym naprawdę bliskim przyjacielem. Mam wrażenie, jakby to było wczoraj westchnął Sam, broniąc się przed ogarniającym gowzruszeniem. A mnie się zdaje, że od tego czasu upłynęła cała wieczność.Kiedy się rozstaliśmy, byliśmyprawie dziećmi, a teraz ty ubierasz się jak biznesmen i pracujesz w dużym szpitalu. Po trosze zawdzięczam to tobie. Nie gadaj głupstw!Przez chwilę stali obok siebie, nic nie mówiąc.Shake zdecydował się pierwszy. Dowiedziałem się o śmierci Federiki i dzwoniłem do ciebie parokrotnie. Wiem, odsłuchiwałem twoje wiadomości i zapewniam cię, że bardzo mi one pomogły, mimo żesię do ciebie nie odzywałem.Po tej wymianie zdań Shake, jakby wiedziony intuicją, spytał: Masz jakieś problemy, chłopie? A kto ich nie ma? To chodzmy stąd, opowiesz mi o wszystkim przy kawie.Może i to jest dom Boży, ale cholernietu zimno.Shake zajmował małe mieszkanie, czyste i dobrze utrzymane, znajdujące się tuż za kościołem.Zaproponowałprzyjacielowi, by usiadł w salonie, podczas gdy sam zajął się przygotowywaniem kawy warchaicznym niklowanym ekspresie, którego nie powstydziłby się porządny, stary, włoski bar.Napółkach stały liczne trofea zdobyte przez Shake'a w turniejach bokserskich.%7łeby jednak nikt niepomyślał, że pochwala brutalność, w ramce umieścił zdanie z Szekspira: Krwi nie zmywa się krwią,lecz wodą. Spróbuj i powiedz, co o tym myślisz powiedział, stawiając przed lekarzem kremową filiżankę. To kawa kolumbijska? Jamajska.Blue Mountain.Wspaniała, co? Sam potwierdził. Spójrz powiedział Shake, wskazując kawałek gazety przypięty pinezką do drewnianej belkiwyciąłem z New York Timesa" artykuł o tobie. W artykule była głównie mowa o szpitalu, nie o mnie sprostował Sam. Jak widzę, w dalszym ciągu udajesz skromnego.Sam skwitował to wzruszeniem ramion. Dostawałem twoje przekazy pieniężne ciągnął Shake. Pięć tysięcy dolców w każde BożeNarodzenie na rzecz akcji dobroczynnych organizowanych przez parafię. Mam do ciebie zaufanie, wiedziałem, że te pieniądze zostaną właściwie spożytkowane. No pewnie, ale nie musiałeś przysyłać aż tyle. To mój sposób na spłacenie długów wyjaśnił Sam. Kiedy odchodziliśmy stąd z Federicą,ojciecHathaway pożyczył nam pieniądze. Wiem.Pewnego razu powiedział mi, że to była najlepsza inwestycja w całym jego życiu. Ale przecież te pieniądze były przeznaczone na pomoc biednym.Twarz Shake'a rozjaśnił lekki uśmiech. A nie przyszło ci nigdy do głowy, że w tamtych czasach to my byliśmy biedni?Sam zamyślił się przez chwilę nad tą prawdą, po czym odwrócił się do przyjaciela. Shake, teraz przydarzyło mi się coś zupełnie zwariowanego.Opowiedział o dziwnych wydarzeniach ostatnich dni.Najpierw wspomniał o spotkaniu z Juliette, otym zupełnie nowym uczuciu komfortu i spełnienia, które go ogarnęło, o nadziei na miłość iperspektywie założenia rodziny.Również o swoich obawach i niezręcznych posunięciach, którespowodowały, że nie potrafił jej zatrzymać, i o całym zamieszaniu po katastrofie samolotu.Następnie z niemałą obawą opowiedział o niewiarygodnym starciu z kobietą gliniarzemutrzymującą, że jest emisariuszką zesłaną z nieba, by wypełnić makabryczną misję.Shake Powell był księdzem działającym w terenie, postanowił poświęcić życie pomaganiu ubogimrodzinomi trudnej młodzieży.Metafizyka nie była jego najmocniejszą stroną i kwestie natury teologicznejpozostawiał innym.Podobnie rzecz się miała ze sprawami nadprzyrodzonymi.Pomimo to z powagąwysłuchał opowieści przyjaciela.Wiedział, że Sam nie należy ani do nawiedzonych, ani dowierzących.W życiu kapłana zdarzyło mu się zetknąć raz czy dwa z niewytłumaczalnymi przy-padkami.W takich razach z pokorą chylił głowę przed tym czymś", co przerastało jegowyobraznię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]