[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nikt nie zaprzeczy, że postępuje pan jak dżentelmen - powiedział panMerrick, dotykając nerwowo czubkiem języka górnej wargi.- Zwłaszcza mojażona, które podziela pańskie oddanie temu, co stosowne i właściwe.- Cieszę się ogromnie, słysząc to - rzekł lord Fairhurst.- Ważne jest, abyutrzymać pewne standardy.Pochwalam wysiłki pani Merrick.Na ten komplement napięcie na twarzy pani Merrick złagodniało, a gniewnezmarszczki w kącikach jej oczu zaczęły znikać.Gwendolyn obawiała się, że totylko chwilowa zmiana.Pani Merrick nie zmarnuje takiej okazji.Wkrótcezacznie raczyć wicehrabiego opowieściami o przeszłości Gwendolyn.Z przyzwyczajenia zwiesiła głowę, żałując, że nie może zamknąć oczui zniknąć.Jakie to byłoby cudowne móc uciec przed przykrościąi okrucieństwem.Wymknąć się bólowi bez wysiłku.Ale nie dało się uciec.Jedyne, co mogła zrobić, to ukryć cierpienie i udawać,że wszystko jest w najlepszym porządku.Szybko zbliżali się do domu.Gwendolyn zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, co zrobić, jeśli wicehrabiazostanie zaproszony do środka, a ona nie.Jednak w ostatniej chwili wicehrabia skierował konia w przeciwnymkierunku.Gwendolyn odetchnęła z ulgą.Najwyrazniej nie zamierzał badaćgranic gościnności Merricków, wjeżdżając na dziedziniec ich rezydencji. Małżonkowie pożegnali się z nim i kiwnęli głowami gdzieś w stronęGwendolyn, która stwierdziła, że jeśli ich spojrzenia byłyby równie gorące copotępiające, to musiałaby się roztopić, tworząc kałużę na ziemi.Lord Fairhurst przez dłuższą chwilę przyglądał się, jak para małżonkówodjeżdża w stronę swoich stajni.- Wydaje mi się, że poszło raczej dobrze, nieprawdaż?Gwendolyn poczuła rumieniec na twarzy.- Dobrze? W porównaniu z czym? Z klęską Napoleona pod Waterloo? -Próbowała mówić równie beztroskim tonem, jak jej towarzysz, ale przychodziłojej to z trudem.- Czy nie widzi pan, że pański pomysł jest niedorzeczny? PaniMerrick omal nie połknęła języka, kiedy zmusił ją pan, żeby mnie zauważyła.I oboje wiemy, że gdyby nie pańska obecność, przejechałaby obok, nierzuciwszy nawet okiem w moją stronę.- Nie ośmieliłaby się pani nie zauważyć ze mną u boku - zauważył lordFairhurst.- Nie lubię pani Merrick i nie mam ochoty starać się zdobyć jej aprobaty.- Jest pani dumna i szanuję to.Ale musi pani sobie zdawać sprawę, że bezokazania pokory nie uda się wrócić do towarzystwa.Jak się domyślam, paniMerrick ma w tutejszej społeczności ogromne wpływy.Jeśli przeciągnie ją panina swoją stronę, inni pójdą jej śladem.- Na przystojnej twarzy Fairhursta pojawił się uśmiech zadowolenia.- Pierwszyraz jest zawsze najtrudniejszy.Następnym razem, kiedy ją pani spotka,z pewnością pójdzie łatwiej.Gwendolyn zwinęła palce w pięści.W jego ustach to było takie proste.Byłazła na siebie, że z całych sił chce w to wierzyć.- Audzi się pan.Nie mogę sobie wyobrazić, aby ta kobieta mogła ze mnąrozmawiać bez zgrzytania zębami.- Nie łudzę się.- Zciągnął wodze, żeby się z nią zrównać.- Po prostu lubięwyzwania.- Moim kosztem.- Poczuła dziwne drapanie w gardle, ale zdołała nadaćgłosowi twardy ton.- Nie ma pan pojęcia, na co się pan naraża. Proszę, aby pan to jeszcze raz przemyślał, zanim sprawy zajdzie za daleko.Dotarli do małego, drewnianego mostku.Końskie kopyta zastukały głośno,uniemożliwiając dalszą rozmowę.Jednak Gwendolyn nie wątpiła, że to niekoniec dyskusji.Po drugiej stronie lord Fairhurst zwolnił konia, dając Gwendolyn znak, żebyzrobiła to samo.Pojechała za nim, a kiedy skręcił na polanę, zatrzymał sięi zsiadł.Gwendolyn wyjęła stopę ze strzemienia i ześlizgnęła się na ziemię.Stajenny zjawił się chwilę pózniej, żeby przejąć od niej lejce.Zaprowadziłzwierzę do drzewa, gdzie stał już przywiązany wierzchowiec lorda Fairhurst.- To się nigdy nie uda, jeśli wciąż będzie mi się pani sprzeciwiać, pannoEllingham - oznajmił wicehrabia.Lekki, ciepły wiaterek poruszył gałęziami drzew.Lord Fairhurst zdjąłkapelusz, złote włosy opadły mu na czoło.Gwendolyn opanowała niestosownyodruch - miała ochotę wyciągnąć rękę i odsunąć je na miejsce.- Nie sprzeciwiam się panu, milordzie, próbuję tylko oszczędzić sobie i panuogromnie krępującej sytuacji.Patrzył na nią poważnie.- Myślałem nad tym długo i proszę, żeby pani zrobiła to samo.Słyszałemo owym wypadku i nie sądzę, żeby była pani skompromitowana raz na zawsze.- Nie jestem? - Gwendolyn westchnęła z rozpaczą.Słońce wzniosło sięwyżej na niebie, grzejąc jej słomkowy kapelusz i twarz pod nim.- A więcwykluczano mnie z towarzystwa przez ostatnie cztery lata bez specjalnegopowodu?- Wiem wszystko o Berkshire.O ciotce, gospodzie, zakupach.Wszystko.-Oparł się ramieniem o pień drzewa.- Pani reputacja doznała uszczerbku, ale dasieją uratować.- Zakupy? - Zciągnęła brwi, zmieszana.Zakupy? Wspomnienie wróciłonagle.Odrzuciła głowę do tyłu, napełniając płuca ciepłym, rześkimpowietrzem.- Niemal zapomniałam.Moje zachowanie poddano dogłębnej krytyce i lista grzechów rozrosła się do takich rozmiarów, że trudno to wszystkospamiętać.Przypominam sobie teraz, że pewna grupa kobiet była szczególnieoburzona, że miałam czelność odwiedzić miejscowe sklepy po śmierci ciotki.Uznały to za najcięższy grzech.Sądzę, że pani Merrick należała do ich grona.Skrzyżował ramiona.- Wiem, że skandal może żyć własnym życiem, a fakty można tak przekręcić,że niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.Mówił spokojnym tonem, w zamyśleniu, jakby na podstawie własnychdoświadczeń.W każdym razie Gwendolyn miała takie wrażenie.- Ale w tych opowieściach była prawda - powiedziała.- Mieszkałamw gospodzie, sama, po niespodziewanej śmierci ciotki.Tak więc skandalnarodził się z prawdy.Przekręcono ją, oczywiście, ale inaczej, cóż by to była zarozrywka? O czym by szeptano i snuto domysły i dlaczego potępiano by mnie,gdyby tylko sama prawda została ujawniona? Jakby mogli, z czystymsumieniem, uznać mnie za pariaskę, gdybym nie była złą osobą?Lord Fairhurst westchnął i potarł szyję dłonią.- Współczuję pani udręce, panno Ellingham.Niestety, kiedy człowiek spadana dno, to dla innych ludzi najlepsza okazja, żeby pokazać, jacy potrafią byćpodli.- Robiłam zakupy, to prawda.- Zaciskając usta w stanowczą linię, patrzyłaprzed siebie.- Kupiłam kapelusz.Spojrzał na nią zaskoczony.- Kapelusz?- Tak.Zapłaciłam za niego cztery gwinee, śmieszna cena, wziąwszy poduwagę, jaki był mały i zgrabny, ale kiedy go zobaczyłam, wiedziałam, żeDorothea wpadnie w zachwyt.Pamiętam, że zdobiło go pawie pióro i należałogo nosić przekrzywiony na bok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Masterton Graham, Masterton Vicki Smak raju
  • Masterton Graham, Masterton Vicki Saga historyczna Smak raju
  • Ryan Nan Harlequin Romans Historyczny 71 Skandal w Nowym Orleanie
  • Cornick Nicola Niewinna skandalistka Damy z Fortune's Folly 02
  • Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (27) Skandal
  • Allen Louise Lekcje uwodzenia (Skandaliczni Ravenhurstowie 03)
  • Linden Caroline Skandale 01 PięćdziesiÅ¡t twarzy grzechu(2)
  • SÅ‚awomir Koper Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej(1)
  • Marinelli Carol Po dyżurze
  • Higgins Jack Sean Dillon 05 Napij sie z diablem (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bestwowgoldca.xlx.pl