[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z reakcji innych chłopaków wywnioskowałem, że mówiłprawdę.Rzuciłem się na niego, a byłem wysoki i silny jak naswój wiek.Byłbym go chyba zabił, gdyby mnie nie odciągnęli.- Urwał, ale po chwili mówił dalej.- Nie myśl, Thea, że po tymzdarzeniu odczuwałem dumę.Przeżywałem całą sprawę bardzomocno, ziałem nienawiścią do wszystkich, a zwłaszcza do ojcai matki.Ciągle mi się wydawało, że wszyscy się ze mnie śmialiprzez długie łata, bo mój los stał się publiczną tajemnicą, o której tylko ja nie wiedziałem.Teraz rozumiesz, dlaczego mówiłemtak o zwierzętach.Miotany nienawiścią, zdałem do Oxfordu.116Rodzice mnie nie poznawali.Byłem kochanym, miłym, grzecznym dzieckiem, aż nagle stałem się egoistycznym, złośliwympotworem.Kończyłem pierwszy rok studiów, kiedy zaczęła sięwojna.Miałem prawie osiemnaście lat i fascynowało mnie latanie.Przeczytałem Wojnę powietrzną" Wellsa i pochłaniałemwszelkie nowinki lotnicze.Wreszcie napisałem list do mojegoopiekuna naukowego i poinformowałem go, że na czas wojnyopuszczam Oxford i będę kontynuował studia po jej zakończeniu.Nie mówiąc nic rodzicom, wyjechałem i zgłosiłem się doRFC Królewskiego Korpusu Lotniczego, czyli dzisiejszegoRAF-u.Chciałem być tępym zwierzęciem, a nie błyskotliwymGisem Havillandem, który w wieku dwudziestu lat miał zdobyćdwa dyplomy.Zostałem szeregowcem i żyłem z żołdu.Uczonomnie na mechanika, stałem najniżej w wojskowej hierarchii, byłem zwykłym rekrutem.Z początku dostawałem twardą szkołę,ale w końcu polubiłem ten dryl.Zostałem pilotem i przeszedłemdo służby czynnej.Biedni staruszkowie musieli posiwieć zezgryzoty, kiedy im napisałem, że zgłosiłem się do wojska, alenie podałem żadnych szczegółów.Przyjaciel ojca, lord Moidore,miał posadę rządową związaną z wojskiem, więc na prośbę ojcawszczął poszukiwania.W końcu mnie namierzył, choć zmieniłem nazwisko na Schuyler, które tak naprawdę powinienem nosić, i przedstawiałem się jako Gil, a nie Gis, co brzmiało bardziej swojsko.Kiedy już byłem pilotem, kumple z jednostkiszybko mnie zaakceptowali, co już zapewne słyszałaś od Har-ry'ego.Kiedy po demobilizacji wróciłem do domu, opłakanopowrót syna marnotrawnego i wybaczono grzechy.Postawiłemjednak warunek - nikt nie może wiedzieć, co naprawdę robiłemw czasie wojny.Moją nieobecność rodzice mieli wyjaśniać pobytem za Atlantykiem.Jak sądzisz, Thea, zrozumieli, dlaczegotak postąpiłem? Oczywiście że nie, natomiast wujek Gerard, jaksądzę, zrozumiał doskonale, choć nigdy się z tym nie zdradził.Thea w skupieniu chłonęła każde słowo Gisa.Kiedy skończył i spojrzał na nią pytająco, odparła:- Ja też cię rozumiem.Chciałeś mieć coś swojego, prawda?Prawdziwą tajemnicę, znaną tobie, a nie innym.Coś osobistego,czego nie rzuciłeś na żer towarzystwu, aby miało temat do plotek.O tak, absolutnie cię rozumiem - dodała z przekonaniemi w serdecznym odruchu pogłaskała jego rękę swoją drobną dłonią.Gis nawet nie drgnął, aż wreszcie odezwał się zduszonymgłosem:- Ale ty, na miejscu mojej matki i ojca, nie wybaczyłabyśmi tego, co im zrobiłem.- To prawda, co nie znaczy, że nie rozumiałabym, dlaczegotak postąpiłeś i czemu pozwalasz, by ludzie gardzili tobą za wojenne tchórzostwo.Taką podjąłeś decyzję, wbrew wszystkim,ale zgodnie z własnym odczuciem.I to się liczy.Gis ujął dłoń Thei i uniósł do ust.- Tak, moja niezwykła dziewczynko, ty to rozumieszi wiem, że nikomu nie powiesz.Czy masz swój własny, wewnętrzny świat, do którego nikt nie ma wstępu i który chronicię przed okrucieństwem życia? Nie odpowiadaj, jeśli niechcesz.- Tak, mam - odparła z prostotą, - choć jest on inny niżtwój.Moje problemy są małe, głupie i nieważne.Jeszcze dziesięć minut temu Gis wahał się, czy może powierzyć Thei brzemię swoich spraw.Teraz doznał ulgi i pomyślał,że sen, który śnił, musiał dotyczyć jego samego.- Wystarczy tych zwierzeń - stwierdził, podnosząc się.-Lepiej popatrzmy na zwierzaki, zamiast bez końca rozdrapywaćrany.%7łałuję tylko, że swoim postępowaniem zerwałem więzi łączące mnie z rodzicami i zniszczyłem miłość, która już nie odrodzi się w dawnym kształcie.%7ładne sensowne słowa nie przychodziły Thei do głowy, więcwolała milczeć.Przeszli do zagrody nosorożców.- Są większe, niż myślałam! - wykrzyknęła, zafascynowana rogatymi bestiami.- Ach, Gis, ileż miałam dzisiaj pięknychprzeżyć! Nie wiem, jak ci dziękować.%7łeby tylko mama niczegosię nie domyśliła!- Może znów uda nam się spędzić taki dzień - odparł Gis,który także cieszył się z tych cudownych godzin dużo bardziej,niż się spodziewał.Ona jest naprawdę ładna, kiedy się cieszy,pomyślał.Lubił ją także, gdy na jej twarzy malowała się typowadla niej, pogodna melancholia.Nienawidził tylko tych chwil,kiedy Thea zadręczała się myślami o koszmarnej matce.Kilka minut pózniej jego nienawiść do lady Edith gwałtownie wzrosła.Z zapałem przyglądając się zwierzętom, Thea niezauważyła pszczoły, która, zapewne uważając kwiaty u kapelusza za prawdziwe, zaczęła krążyć nad jej głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]