[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak samo nie wiem, dlaczego Niemcy naszaatakowali, dlaczego nas dręczą i ścigają od chwili, kiedy opłynęliśmy Przylądek Północny idlaczego ani razu nie próbowali nas zatopić.Chcę powiedzieć, że istnieje duża szansa, że ten samniemiecki agent, albo agenci, przekupili jednego czy drugiego inwalidę, których wieziemy zMurmańska.Rzekomy przypadek psychiatryczny, pacjent z załamaniem nerwowym, który madość i wojny, i morza, stanowiłby doskonały materiał na zdrajcę i nie sądzę, żeby cena musiałabyć znów taka wysoka.- Sprzeciw, panie McKinnon.Decyzja o odłączeniu San Andreasa od konwoju zapadła wostatniej chwili.Nie da się przekonać człowieka w ciągu jednej nocy.- To prawda.W każdym razie jest to bardzo nieprawdopodobne.Może wiedzieli o skierowaniunas do Murmańska tydzień czy dwa wcześniej?- Skąd, do diabła, mieliby o tym wiedzieć?- Nie mam pojęcia.Tak samo nie wiem, dlaczego ktoś w Halifaksie wiedział już od pewnegoczasu, że doktorowi Singhowi będzie potrzebny nadajnik.- A nie wydaje się panu niezwykłe, że Rosjanie - jeśli podłożenie ładunku to nie ich sprawka -sprowadzili statek do Murmańska tylko po to, żeby skorzystali na tym pańscy tajemniczyniemieccy agenci?- %7ładni tam moi agenci, ale że tajemniczy - zgoda.Odpowiedz znów brzmi: nie wiem.Prawda jestchyba taka, że nie wiem już nic na jakikolwiek temat.- Westchnął.- No dobrze.Zbliża siędwunasta, poruczniku.Przyniosę sekstans i chronometr.Porucznik Ulbricht wyprostował się znad mapy.- O dziwo, wciąż trzymamy ten sam kurs, kurs dwieście trzynaście.Dokładnie sześćdziesiąt czterystopnie szerokości północnej.%7łeby było idealnie, powinniśmy iść prosto na południe, ale już i takjesteśmy blisko Trondheim.Kurs południowy zbliżyłby nas do Trondheim jeszcze bardziej.Proponuję, zatem czas jakiś trzymać tak jak teraz i skręcić na południe nocą, o północy albo cośkoło tego.Dzięki temu powinniśmy się znalezć u wschodnich wybrzeży pańskich ojczystych wyspjuż jutro, panie McKinnon.Zaraz nad tym popracuję.- Pan tu nawiguje, poruczniku - odparł zgodnie bosman.W wyraznym kontraście do warunków, jakie panowały czterdzieści osiem godzin wcześniej, kiedyodbywał się zbiorowy pogrzeb, teraz pogoda była wręcz przyjemna.Wiała zaledwie trójka, morzebyło na tyle spokojne, by San Andreas mógł płynąć równo, prawie nie kołysząc się na boki, apokrywa chmur ustąpiła miejsca szerokiemu pasowi białych wełnistych baranków nabladoniebieskim tle.McKinnonowi stojącemu przy relingu na sterburcie poprawa aury nie przysparzała radości.Owiele bardziej podobała mu się gęsta śnieżyca tamtego pogrzebu.Poza bosmanem, jedynymi uczestnikami czy może raczej świadkami ceremonii - żeby niewiadomo jak nadymać wyobraznię i tak nie dałoby się ich nazwać żałobnikami - byli: Patteison,Jamieson, Sinclair, dwaj palacze i dwaj marynarze, którzy wnieśli ciała na górę.Nikt więcej niechciał przyjść.Z wiadomych przyczyn nikt nie zamierzał opłakiwać doktora Singha, a tylkoSinclair znał dwóch zmarłych marynarzy z Argosa i to tylko jako nieprzytomnych pacjentów zestołu operacyjnego.Doktor Singh został bezceremonialnie wypchnięty za burtę i nie jemu przeznaczono życzeniadobrej drogi na podróż ku wieczności.Patterson, który wyraznie nie nadawał się na duchownego,otworzył modlitewnik, szybko odczytał litanię nad dwoma zmarłymi Grekami i zaraz potem onitakże odeszli.Patterson zamknął modlitewnik- Dwa razy przez to przechodzić to o dwa razy za dużo.Miejmy nadzieję, że trzeciego nie będzie.- Spojrzał na McKinnona.- Domyślam się, że jakoś brniemy tym naszym mało radosnymszlakiem, co?- To wszystko, co możemy zrobić, panie Patterson.Ulbricht proponuje, żebyśmy z czasemzmienili kurs na południowy.To zaprowadzi nas najprostszą drogą do Aberdeen.- On wie, co mówi.Ale to dopiero za dwanaście godzin.- Jasne, jak najbardziej.- Patterson omiótł spojrzeniem pusty horyzont.- Czy nie wydaje się topanu raczej dziwne, bosmanie, że od dobrych trzech godzin nikt nas nie niepokoi? Nawet nas niezlokalizowali.Skoro w tym czasie została przerwana wszelka łączność z U-bootem, muszą tamsiedzieć same tępaki, jeśli się nie zorientowali, że coś tu mocno śmierdzi.- Wydaje mi się, że admirał Doenitz, dowódca podwodnej floty w Trondheim, nie jest tępakiem.Mam uczucie, że oni doskonale wiedzą, gdzie jesteśmy.Z tego, co czytałem, U-bootynajnowszego typu ruszają się pod wodą względnie szybko.Taki U-boot mógłby nas zpowodzeniem wytropić asdikiem, a my nie musielibyśmy nawet nic o tym wiedzieć.- McKinnonpodobnie jak Patterson, tylko o wiele, wiele wolniej, badał horyzont.Nagle znieruchomiał ztwarzą zwróconą do lewej części rufy.- Aha! Mamy towarzystwo!- Co? Jakie towarzystwo?- Nie słyszy pan?Patterson zadarł głowę do góry, a pózniej wolno nią pokiwał.- Chyba tak.Tak, słyszę.- Condor - oświadczył bosman.- Focke-wulf.- Wyciągnął przed siebie rękę.- Już go widzę.Lecidokładnie ze wschodu, a o ile wiem, dokładnie na wschód od nas leży Trondheim.Pilot tegosamolotu doskonale zna naszą pozycję.Najprawdopodobniej dostał namiary via Trondheim od U-boota, który sunie za nami.- Myślałem, że aby rozpocząć nadawanie, łódz musi się wynurzyć.- Nie.Wszystko, co musi zrobić, to wystawić antenę nad wodę.Mogli ją wysunąć ze dwie mile odnas tak, byśmy niczego nie zauważyli.Tak czy owak U-boot jest pewnie o wiele dalej.- Można by się zacząć zastanawiać, co ten condor chce zrobić.- Niech pan zgaduje, chiefie.Niestety nie czytamy w myślach dowódców floty podwodnej iLuftwaffe w Trondheim.Ja obstawiam wariant, że jeszcze nie będą próbowali nas załatwić, bo -jak dotąd - stawali na głowie, żeby nas przypadkiem nie zatopić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]