[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widzę tu nikogo o tym nazwisku.- Katie poczuła, jakserce zamiera jej w piersi, ale zaraz błysnęła jej iskierka nadziei.Mo\e Ryana wcale nie było w tym wie\owcu.Ale jeśli nic musię nie stało, to dlaczego do niej nie dzwonił? To kompletnie bezsensu.- Chwileczkę, kochanie, sprawdzę jeszcze raz.- Pielęg-niarka odwróciła się, \eby zamienić kilka słów ze zmęczonymlekarzem, a Katie zacisnęła mocno powieki, starając się złapaćoddech.- Katie?Spojrzała za siebie.W drzwiach stał Ryan.Lewą połowę jegotwarzy przesłaniał du\y opatrunek, skórzana kurtka była porozdziera-na, na wybrudzonych d\insach i rękach zauwa\yła smugi zaschniętejkrwi.Nie zadzwonił.Ale to bez znaczenia, najwa\niejsze, \e jest.\yje.Katie przesłoniła usta dłonią, nie mogąc ju\ powstrzymaćspływających po policzkach łez i wyciągnęła rękę do Ryana.- Nic się wam nie stało? - upewnił się Harper.Ryan stałw niewygodnej pozycji w budce telefonicznej przed szpitalem,przyciskając słuchawkę do ucha.Musiał wyjść z budynku choćna chwilę.Cienka ściana ocierała teraz długą ranę na jego lewymramieniu, i tylko ten ból razem z szczypiącym w twarz mroznympowietrzem przypominał mu o tym, \e jeszcze oddycha.- Prze\yjemy.W przeciwieństwie do wielu innych ludzi- mruknął.- Naomi ma niezle potłuczone prawe ramię.Jak dlamnie wyglądało to dosyć paskudnie, ale prześwietlenie wykazało,\e kość jest cała.Dali jej coś na uspokojenie i teraz chyba śpi.John, zuchwałość tych sukinsynów.zamachowcy samobójcyw Waszyngtonie.Nie mam pojęcia, jak z tym walczyć.- Właśnie otrzymaliśmy pierwsze statystyki - Harper urwałna chwilę, a pulsowanie ciszy wypełniło pustą przestrzeń.- Nachwilę obecną mamy 64 osoby zmarłe i 121 rannych.Oczywiście,jutro, kiedy skończą przeszukiwać gruzowisko, liczby te z pew-nością jeszcze wzrosną.Ryan milczał.Nie pozostawało ju\ nic więcej do dodania.- Posłuchaj, to był naprawdę trudny dzień dla ciebie.Je\elido tej pory nie dopadło cię zmęczenie, to na pewno niedługo takbędzie.Porozmawiamy rano.73Tym razem zapadła znacznie dłu\sza cisza.Ryan usłyszałw głosie Harpera znu\enie.Znu\enie i słabość.To połączeniesprawiło, \e na jego barkach niemal niezauwa\alnie spoczęłokolejne brzemię, tym razem niepewności.Zaczął się zastanawiać,ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać, zanim w końcu złamie siępod tym cię\arem.- Dobrze cię słyszeć, Kealey.Trochę się o was martwiłem.I pozdrów ode mnie Naomi - posłaliśmy jej ju\ kwiaty od całegonaszego wydziału.- To naprawdę miło z twojej strony, John.Do zobaczeniajutro.- Ryan odło\ył słuchawkę, a potem stojąc twarzą doszpitala, oparł się o chłodną ceglaną ścianę i podniósł wzrokw stronę czarnej pustki.Zauwa\ył, \e jego ręce dr\ą, ale nie byłw stanie nic na to poradzić.W swoim \yciu widział ju\ wieleprzera\ających rzeczy, znacznie więcej ni\ zwykli ludzie, ale niemiał złudzeń, \e uda mu się kiedykolwiek zapomnieć spowitąduszącym pyłem scenę, która ukazała się jego oczom, kiedy ju\wyciągnął Naomi ze zmia\d\onej furgonetki.Teraz te przera\ające obrazy przywołały inne wspomnienia,choć starał się zepchnąć je z powrotem w podświadomość.Szukając gorączkowo jakiegoś zastępczego tematu, \eby zająćczymś myśli, zaczął się zastanawiać nad słowami, które padływcześniej z ust Katie.Mój narzeczony.Szukam mojego narze-czonego, Ryana Kealeya.Nigdy nie rozmawiali o mał\eństwie i na pierwszy rzut okapomysł ten wydał się mu zupełnie niedorzeczny.Spotykali siędopiero od pół roku i dotąd nie poznał nawet jej bliskich.Teraz,gdy o tym myślał, uświadomił sobie, \e Katie nigdy o nich niewspominała.Ale był gotowy pozostawić dawne \ycie za sobąi zało\yć własną rodzinę.W przeszłości miewał oczywiścieró\ne partnerki, jednak na \adnej nie zale\ało mu równie mocno.Gdyby ktoś zapytał go, dlaczego tak jest, nie potrafiłby od-powiedzieć.Pomimo wybitnej inteligencji, Katie kierowała się w swoimpostępowaniu przede wszystkim emocjami, co wydawało się mujednocześnie niezwykle pociągające i odrobinę przytłaczające.Nie miała w sobie nic małostkowego - w jej przypadku toemocje decydowały o ka\dym następnym kroku, bo tylko one74były prawdziwe, godne zaufania.Czasami ich gwałtownośćwręcz przera\ała swoją intensywnością.Kiedy Katie na czymśzale\ało, wkładała w to całe swoje serce.Teraz widział, \ezaanga\owała się całkowicie w ten związek.Dla kobiety, którapotrafiła bez namysłu wskoczyć do samolotu i przelecieć setkikilometrów, byle tylko nalezć się u jego boku, mógłby poświęcićwszystko.W końcu przeciął ulicę ze ścielącymi się na niej długimicieniami, by wrócić do kobiety, którą uratował i tej, która mogłaocalić jego.ROZDZIAA 9IRANSplecione razem gałęzie oszronionych dębów i drzew iglastychwznosiły się wysoko ponad wąską boczną uliczką biegnącą napółnoc od parku Niyavaran.Czubki koron zwisały cię\ko,a przesączające się pomiędzy nimi \ółte światło lamp sodowychpadało na mokry chodnik, który połyskiwał od chłodnych kropelm\awki.Blask nie sięgał jednak zbyt daleko, jakby wiedział, \emroczne zaułki miasta lepiej zostawić w spokoju.Poza monotonnym rytmem drobnego deszczu ulice Teheranubyły ju\ pogrą\one w ciszy zapadającej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]