[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za dużo wiesz: musiałem cię wyśledzić i zrobić z tobąporządek.Moje pumy zwietrzyły trop tuż za miastem i szliśmy za tobą aż tu, na wzgórza.-Urwał, przechylając głowę.- Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że pójdziesz do miasta, alezamiast tego jesteś tutaj.Dlaczego?Sherlock zastanowił się przez chwilę.Balthassar musiał pomylić dwa różne tropy: ten,który Sherlock, Matty i Virginia zostawili, gdy szli w kierunku Perseverance, oraz śladySherlocka i jego konia, kiedy wyjeżdżali z miasteczka.To znaczy, że Balthassar jeszcze niewie, że jego plany zostały zdemaskowane.Czy Sherlock powinien mu powiedzieć?Gdyby Balthassar wiedział, że jest za pózno, że jego armia już została odkryta, niemiałby powodu zabijać Sherlocka.Przynajmniej w teorii.- Armia Unii już wie o inwazji na Kanadę - powiedział Sherlock.- Atak nie ma sensu.Niech pan go odwoła.Może pan uratować wielu ludzi.Balthassar milczał, rozważając jego słowa.Nie sposób było stwierdzić, co myśli zaswoją białą maską.- Od jak dawna wiedzą? - zapytał w końcu.- Na tyle długo, że pana armia nie ma szans dotrzeć do granicy.- W takim razie co ty tutaj robisz? - zapytał Balthassar.- Unioniści planowali zrzucenie ładunków wybuchowych na pańskich ludzi.Niemogłem na to pozwolić.Musiałem temu zapobiec.- Jak sądzę, powodowała tobą raczej chybiona szlachetność niż akceptacja zasadwyznawanych przez konfederatów?- Po prostu nie chcę znów patrzeć, jak giną ludzie - odparł ze znużeniem Sherlock.Balthassar potrząsnął głową.- Czy oczekujesz ode mnie wdzięczności? a w jego głosie nagle zazgrzytał gniew.Sherlock czuł, jak zmęczenie kładzie mu sie nach ołowianym ciężarem.- Niczego nie oczekuję - oświadczył.- Ale ani dla pana, ani dla nikogo innego.Robięw imię tego, w co sam wierzę.- W takim razie straciłeś tylko czas! - warknął Balthassar.- Inwazja nastąpi mimotego, co mi powiedziałeś.- Wtedy pańscy ludzie zostaną otoczeni, a jeśli postanowią walczyć, dojdzie do bitwy.- A ludzie i tak zginą - burknął Balthassar.- Więc poniosłeś porażkę.- Nie mam władzy nad światem - zauważył Sherlock.- Tylko nad fragmentami, któresą w moim zasięgu.Przynajmniej zrobiłem to, co mogłem, żeby powstrzymać masakrę.Reszta należy do pana, do Amyusa Crowea i do rządu.- Twój problem - porcelanowa twarz Balthassara lśniła obojętnie w świetle księżyca,ale głos wypełniała gorycz - polega na tym, że pozwalasz, by twoje uczucia stawały na drodzelogice.Jeśli mogę ci coś doradzić, powinieneś stłumić w sobie emocje.Trzymać je na wodzy.Mogą jedynie sprowadzić cię na manowce.Przyniosą ci tylko cierpienie.Przed oczami Sherlocka przemknęły obrazy jego matki i siostry, zabarwioneuczuciami, które bolały.Ale były też wspomnienia Virginii i te nie bolały.Niosły radość.- Doceniam pańską radę - oznajmił - ale myślę, że pozostanę przy swoich uczuciach.Lubię je, czy są dobre, czy złe.- Powiedziałbym, że będziesz tego żałował przez całe życie - odparł Balthassar - alenie będziesz.- Pstryknął palcami.Puma czekająca u jego boku podeszła do Sherlocka,odsłaniając zęby i mrużąc oczy.Sherlock wysunął rękę z nożem.Ostrze zalśniło w świetle księżyca płynnymblaskiem.Puma nie zawahała się.Po prostu podchodziła.Z tyłu usłyszał ciche stąpanie.Powoli odwrócił głowę.Za nim czaiła się druga puma.Przez głowę przebiegały mu różne możliwości, żadna jednak nie była odpowiednia.Jak miał walczyć z dwiema dzikimi bestiami za pomocą noża?Ale one nie były dzikie, prawda? Były częściowo oswojone - albo, w każdym razie,posłuszne Balthassarowi.Bały się go, a to zwiększało szanse Sherlocka.Usłyszał, że kroki za nim przyspieszają, więc padł na ziemię i przetoczył się na bok.Coś ciemnego mignęło mu nad głową.Zerwał się na nogi, ale pumy były szybsze.Teraz stałytuż obok siebie, warcząc na niego.Koty potrafią wspinać się na drzewa, ale nie na skały.Tak prędko, jak tylko mógł, Sherlock wdrapał się po zboczu wąwozu, wczepiając siępalcami w szczeliny, szukając stopami występów i półek, które utrzymałyby jego ciężar.Pumy skoczyły za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]