[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie staraniaspoczywały na barkach Saifa, ale było to ogromne zwycięstwow walce z niewiernymi.Operacja zakończyła się śmiercią 224osób, w tym dziesiątków amerykańskich obywateli.Nagłe szarpnięcie helikoptera, którego potę\ny ośmiołopatowywirnik napędzały dwa silniki turbinowe Aotariew D-136, wyrwałogo z zamyślenia.Wszystko, co do tej pory osiągnął, będzieznaczyło niewiele, je\eli Amerykanin nie jest tym, kim sięwydaje.Pomimo całego swojego narcyzmu, który rozrastał się dozawrotnych rozmiarów, al-Adel miał świadomość własnychsłabości.Zdawał sobie sprawę, \e pragnie zaimponować Amery-kaninowi, organizując spotkanie, o które ten prosił.Za to byłgotów przyjąć na siebie winę.Dyrektor nie przybywał tak poprostu na ka\de skinienie.Ciągle musiał mieć się na bacznościprzed amerykańskimi \ołnierzami przedzierającymi się na wschódprzez spaloną słońcem ziemię, najmłodszymi zastępami lojalnejwobec Zachodu afgańskiej armii i zdrajcami, którzy zdarzali siętak\e w zastępach jego własnej organizacji.Aby skłonić go doprzybycia, nale\ało dysponować naprawdę wa\kimi argumentami,uzasadniającymi ryzyko zdemaskowania.Tak właśnie al-Adel powiedział Amerykaninowi, a powodem,dla którego prosili o spotkanie, był pewien plan.Saifowi takieproste wyjaśnienie wystarczyło.Wiadomość o śmierci dziewięć-dziesięciu dwóch osób pod gruzami Kennedy-Warren wprawiłago w zdumienie, uświadamiając mu jednocześnie, jak bardzo niedoceniał umiejętności Amerykanina.Teraz wierzył w niegomocniej, ni\ chciałby to przyznać.160Nie wątpił, \e ten człowiek byłby w stanie dostać się dosamego prezydenta.Jednak akcja takiej wagi wymagała ju\zgody Dyrektora.To właśnie przekonanie pomogło al-Adelowipodjąć decyzję.Jeśli plan oka\e się zbyt słaby, a Amerykanin nieusłyszy słów pochwały za świetny pomysł, Saif osobiściewyciągnie go z obozu i zastrzeli, zanim jego samego trafi kula.Pocieszony tą myślą Saif al-Adel poszedł w ślady swojegotowarzysza i zapadł w cię\ki sen, podczas gdy helikopter mknąłdalej poprzez noc w kierunku lśniących wód Morza Kaspijskiego.Przeklęty Ryan Kealey.Naomi znowu znajdowała się nadachu, a z bezchmurnego nieba lał się \ar zupełnie tak samo jakpoprzedniego dnia.Naomi spędziła większość poranka, mruczącprzekleństwa pod adresem Ryana i tylko co jakiś czas upewniającsię, \e jej radiotelefon nie jest włączony na nadawanie.Byłojeszcze bardzo wcześnie, kiedy Kealey wynajął sześciometrowykatamaran, a potem posłał ją znowu na ten dach, tłumacząc przytym, \e nie wystarczy pilnować budynku tylko z jednej strony.Aatwo mu mówić, pomyślała.Pływa sobie teraz po zatocew miłym wiaterku, a ja sma\ę się tu na górze.Srebrny mercedespodjechał pod magazyn jak zwykle rano i od tamtej pory nawetnie drgnął.Nawet dostawca ją zawiódł, bo nie pojawił się, \ebychoć trochę urozmaicić nudę całego dnia.Naomi czuła, jak całeciało zaczyna jej ju\ drętwieć od tej bezczynności, podczas gdyminutowa wskazówka zegarka kontynuowała swoją niekończącąsię wędrówkę.Z trudem znosiła godziny całkowitego milczenia.Gdyby chocia\mogła porozmawiać z Ryanem, ale miała zapowiedziane wyraznie:nie u\ywać radia, chyba \e będzie miała coś wa\nego dozameldowania.Naomi znała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, \e tonie władcze zachowanie Kealey a przyprawiło ją o taki nastrój.Próbowała skupić uwagę na budynku poni\ej, odganiającsprzed oczu obraz twarzy Ryana.Godziny mijały i coraz trudniejbyło walczyć z ogarniającą ją sennością, dlatego nie od razuzauwa\yła, \e cię\kie drzwi magazynu uchyliły się odrobinę.Nad miastem zapadł ju\ zmrok, a lśniąca wysoko na niebieokrągła tarcza księ\yca oświetlała jasno pustą ulicę i twarzjedynego człowieka, który się teraz na niej znajdował.161Samotny mę\czyzna.Naomi obserwowała, jak ochroniarzostro\nie zamyka za sobą drzwi i przekręca klucz w zamku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]