[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy widziałeś, jaksię uśmiechał, kiedy schowała brukselkę pod serwetką? Nam dałby zato po łapach.Może wszystko jeszcze obróci się na dobre, Cort.Nigdysię tak nie uśmiecha, gdy coś spsocimy.- Głos mu złagodniał.-Chciałbym, żeby tak było.Pomyśl, jakie on musiał wieść okropneżycie z ojcem przez te wszystkie lata.Cort chrząknął.- Nie gorsze niż my z Gorgoną.Bez trudu poradziłbym sobie ztym starym skąpiradłem.238RSScotty zachował swoje zdanie dla siebie; ciągle pamiętałspędzone w Darrowby lata i strach, który stale mu tam towarzyszył.Zdziwił się tylko, że Cort z taką łatwością zapomniał o tamtychokropnych czasach.- Cóż - powiedział.- Co zatem ma się stać z tą dziewczyną?Teraz, kiedy Griffin skłonił ją, by założyła na siebie coś porządnego,przynajmniej jakoś wygląda.- Ale dlaczego on się aż tak nią przejmuje, skoro ma w końcupójść na służbę do jakiegoś bogatego domu?Brat odchylił głowę do tyłu.- Sądzę, że wiem, dlaczego, ale odpowiedz chyba nie będzie potwojej myśli.Cort zmarszczył brwi.- Chyba nie chcesz powiedzieć, że zamierza poślubić tę małą?To jakaś bzdura.Po pierwsze, ona nie ma ani pensa posagu.- Owszem.Ale pamiętaj, co mówiłem przed chwilą.przylunchu ani na chwilę nie spuszczał z niej oczu.Cort znowu musiał się zastanowić.- Ale możliwe, że ma jakieś, hm.inne plany wobec niej.Alenie, gdyby chodziło o romans, to przecież nie sprowadzałby Delfie.Boże, lepiej pilnujmy, żeby zbyt często jej nie spotykał, bo jeszcze sięw niej zakocha.- Możemy jej zaproponować zwiedzanie Londynu -rzekł Scotty.- Wiesz, zabrać ją do teatru albo pokazać jej menażerię w Tower.Cort nie wyglądał na przekonanego.- Widzę - jęknął - %7łe czeka nas masa roboty.239RSKu niezadowoleniu Griffa ciotka czekała na niego we frontowejbawialni.Była już prawie pierwsza, ale Delfie wyglądała rześko iprzytomnie.Nie mógł wiedzieć, że częste drzemki w ciągu dniazrobiły z niej nocnego marka.Opadł na sofę naprzeciwko niej iprzygotował się na tyradę.Starsza pani uśmiechnęła się tylko i rzekła:- To chyba trochę nieładnie zostawiać nas same na kolację.Panna Underhill jest teraz przekonana, że nie chcesz jej widzieć przyswoim stole.- Bo nie chcę - odparł krótko.- Zakładałem, że będzie jadała wswoim pokoju.Ale jakoś wytrzymam.Dobrze, że wzięłaś się za nią,to dla mnie wielka ulga.- Istotnie, dobrze się stało.Zamierzała jutro rano wracać doCheshire, chociaż nie mam pojęcia jak.Przewrócił oczami i westchnął.- Znając pannę Underhill, to najprawdopodobniej dałaby siępodwiezć jakiemuś łajdakowi i skończyłaby w jego objęciach wprzydrożnym zajezdzie.- Potrzebował kilku dobrych chwil, bywyrzucić z wyobrazni ten irytujący obraz.- Cóż więc sprawiło, żezmieniła zdanie? - zapytał w końcu.- Będzie mi pomagała w pracy dobroczynnej; mam nadzieję, żeokaże się pożyteczna.- Doskonale - powiedział, wstając.- Byle tylko trzymała się jaknajdalej od domu.Delfie odchyliła głowę.240RS- Napisałam do kilku moich przyjaciółek, dodając, że mammłodą kuzynkę, która szuka dobrej pracy.Wiesz, na początekwystarczy i to.Griffin zacisnął szczęki.- Ja zajmę się jej przyszłością, Delfie.Nie musisz się o niątroszczyć.Chciała zaprotestować, ale on już był za drzwiami.Następnego poranka po śniadaniu Gates ukryła się w ogrodzie.Zabrała tam parę zardzewiałych nożyc i lekko podarte płóciennerękawiczki, które odkryła w jednej z szafek kuchennych.Griffinpowiedział jej wyraznie, że nie powinna podejmować żadnych pracwewnątrz domu, ale nie sądziła, że miałby coś przeciwko temu, byznalazła sobie zajęcie w ogrodzie.Poza tym widziała kilkakrotnie, jaklady Minerwa ścinała w Bellaire pączki póznych róż, więc uznała, żeogrodnictwo jest bez wątpienia odpowiednim zatrudnieniem dladamy.Z pewnością Gates nie brakowało spostrzegawczości.Borykała się właśnie z oporną podpórką na pnącze w głębiogrodu, gdy z okolicy altanki dobiegły ją jakieś podniesione głosy.Cort i Scotty o coś się kłócili.Ponad główkami, kwiatów dochodziłydo Gates słowa małżeństwo" i pieniądze".Dziewczyna jednak nieprzerywała swej pracy, słuchając jednym uchem sporu obu braci.Wcześniej widziała Westcotta kierującego się do altanki z książkami;najpewniej zamierzał trochę się pouczyć.Cort zaś zabawiał sięukładaniem grubych tomów w stosy i przewracaniu ich jednymgestem.241RS- Przestań! - warknął w końcu Scotty.- Jak mam się skupić nadeklinacji łacińskiej, kiedy ty się tu ciągle kręcisz jak mała dzidzia?- Aacina? spytała Gates, podchodząc do płaskich schodków.- To taki język - wyjaśnił Scotty.- Martwy język - dodał kwaśno Gort, podnosząc się na nogi.- Isłusznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]