[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla tego, kto potrafił je odczytać, wskazówki prowadziły prosto do biurakardynała Mariniego.D Isola okazał się jednak diabelnie skuteczny.Przystąpił do bezwzględnejeliminacji wrogów.Wrócił do Rzymu, przysięgając, że zatarł za sobą wszelkieślady.Pomylił się i słono zapłacił za swój błąd.Jego śmierć była zresztą dobrąwiadomością.Ten kretyński bankier był zbyt pewnym siebie nieudacznikiem.Majordomus zapukał do drzwi gabinetu i wszedł do środka.Postawił filiżan-kę na stole i opuścił pokój, nie odzywając się ani słowem.Marini wypił kawę jednym haustem.Kiedy gęsty płyn przechodził mu przezgardło, wstrząsnął nim ostatni dreszcz adrenaliny.Ani przez chwilę nie przyszło mu do głowy, aby zrezygnować z tronu papie-skiego z powodu błędu popełnionego w przeszłości, o której już nikt nie chciałpamiętać.Najzabawniejsze było to, że w tamtym czasie nie podzielał zupełnieobaw Lantany.Nie widział, w jaki sposób wzrost popularności ideologii marksi-stowskich może zagrażać Kościołowi.W każdym razie nie rozumiał konieczno-ści zwalczania ich siłą, kiedy dużo prościej byłoby kupić milczenie mediów.Marini był człowiekiem komunikacji medialnej.Wiedział doskonale, że bezprasy, telewizji i radia nie mogła rozwinąć się żadna idea, nawet idee głoszoneprzez Kościół.Jego pontyfikat będzie pontyfikatem obrazu i krzewienia wiary.Słowo Boże będzie głoszone drogą radiową i satelitarną, przez telewizję kablowąi Internet, wszędzie tam, gdzie pozwolą mu dotrzeć współczesne środki masowe-go przekazu.Po raz pierwszy w swej historii, apostolski i rzymskokatolicki Kościół bę-dzie mógł naprawdę uważać się za powszechny.Kardynał Marini zrozumiał, że nigdy nie zostanie papieżem, kiedy niezno-śny ból przeszył jego system nerwowy.Trucizna przeniknęła w jednej chwili dojego krwi i jego serce przestało bić niemal natychmiast.Dostojnik umarł, przeklinając zarówno swoich wrogów, jak i własną głupo-tę.Popełnił niewybaczalny błąd, sądząc, że będzie bezpieczny w swoim gabine-LRTcie.Już dawno zapomniał, jak bardzo Watykan był odległy od świata zwyczaj-nych ludzi i jak różne rządziły tu prawa.Jego ostatnie spojrzenie padło na stojącą przed nim filiżankę.Na jej spodzieznajdowało się kilka kropel kawy.Czarnej i mocnej.Takiej jak śmierć.LRTRzym, 15 maja 1978 r.Eksplozja przenosi Francescę w sam środek piekła.Autobus unosi się nad ziemię i opada w ogłuszającym huku poskręcanegometalu.Szyby ranią pasażerów tysiącami odłamków szkła, niczym ostrymi strzał-kami.Francesca nie od razu czuje ból.Siła wybuchu łamie w jednej chwili jejprawe ramię.Drugi cios, zadany w splot, zapiera gwałtownie dech w piersiach.Otwiera odruchowo usta, ale udaje się jej nabrać jedynie kilka łyków wrzącegotlenu.Nie mogąc wykonać żadnego ruchu, opada na ziemię.Wokół niej rozlega się parę krzyków.Jest ich niewiele, bowiem prawie wszy-scy jej współpasażerowie nie żyją lub są nieprzytomni.Widok zniszczonego auto-busu wydaje się tak nierealny, iż Francesca nie może się powstrzymać od patrze-nia na niego z pewną obojętnością.Porozrywane kawałki kończyn zmieszane zeszczątkami pojazdu tworzą ze stosem rozprutej blachy jedną całość, jakby dziwnąrzezbę umazaną krwią.Gdyby nie ten przeszywający ból w ramieniu i brzuchu,pomyślałaby, że jest w kinie na jednym z tych filmów katastroficznych skierowa-nych do młodzieży spragnionej dreszczyku emocji.Jedynie metalowa belka tkwiąca w jej piersi świadczy o obecności w pobliżuepicentrum eksplozji.Stalowy pal wbity w podłogę autobusu przeszywa nawskroś jej brzuch.Z rany wydobywa się gęsta, ciemnoczerwona struga.Wkrótceten sam płyn zaczyna wypływać z kącików jej warg.Na powierzchni jej ust poja-wia się kilka pęcherzyków powietrza, by natychmiast zniknąć.Tuż przed śmiercią Francesca zrozumiała, jak wielkie straty spowodowałajej niewiedza.Młody człowiek o śmiejących oczach leży blisko niej.Wybuch wy-rwał mu nogi.Na jego twarzy widać zaskoczenie i brak zrozumienia wobec tego,co się stało.Wygląda jednak jakby spał, tak jak żołnierz z tego starego francu-skiego wiersza, który czytała w młodości.Francesca chciałaby cofnąć się o parę dni, kiedy zima jeszcze się nie pod-dała i kiedy wszyscy ci ludzie mieli jeszcze przed sobą przyszłość.Ale było już za pózno, aby naprawić swój błąd.LRTPodziękowaniaPragnę wyrazić swoją wdzięczność Agathe, pierwsze) nieocenionej czytel-niczce, której wnikliwe spojrzenie i bezkompromisowość znów dokonały cudów,oraz Silvii Gemano i Vałery'emu Danty.Ich zawsze trafne i słuszne uwagi miałyduży wkład w tę powieść.Dziękuję również wszystkim, którzy mnie wspierali i dodawali odwagi, wszczególności Erikowi Biville, Celine i jean-Luc Bizien, Maxime Chattam, Ala-injessua, Martine Mairal, Nadine Satiat i Sarah Vajda.LRT
[ Pobierz całość w formacie PDF ]